Sisters #7: Spalone słońcem

20/10/2017 § Dodaj komentarz


 Sisters – nie aż taki idealny komiks?

Od dwóch lat regularnie czytam cykl Sisters autorstwa panów Christophe’a Cazenove’a i Williama Maurya, który ukazuje się w Polsce staraniem oficyny Egmont Polska. Jestem wierny serii, ponieważ od pierwszego albumu mnie bawi – lubię bohaterki, śmieszy mnie humor słowny i sytuacyjny, podoba mi się warstwa graficzna.

Opowiadane przez scenarzystów historie z życia sióstr Marine i Wendy przyjmowałem z całym dorobkiem inwentarza. Dopiero tekst Olgi Wróbel, opublikowany na łamach internetowego wydania „Kwartalnika Ryms”, uświadomił mi, że fabuła ukazuje jedynie niewielki fragment codziennej rzeczywistości głównych bohaterek. Przez ową wybiórczość, która, jak mniemam, bierze się z faktu, iż scenariusz pisany jest przez dorosłych obserwujących swoje dzieci, otrzymujemy obraz nieprawdziwy, aby nie powiedzieć sfałszowany.

Autorka pisze: „(…) trochę boli mnie feministyczna strona serca” i w następnym akapicie uzasadnia: „(…) uwiera mnie z lekka świat przedstawiony, w którym tytułowe siostry zajmują się głównie strojami i chłopcami”, a dalej podaje przykłady na selektywność epizodów i wątpliwej jakości przesłanie niektórych z nich. Ciężko się z Olgą Wróbel nie zgodzić. Właściwie nie mam żadnych argumentów, które mógłbym przeciwstawić powyższej tezie.

W siódmej odsłonie, a recenzentka „Rymsa” omawiała pierwszą, nadal sporo miejsca poświęca się sprzeczkom o ubrania, strojeniu się, powierzchowności, zabieganiu o płeć przeciwną. Chociaż w ramach przeciwwagi są także zabawne historie, które źródło mają w dzielącej dziewczęta różnicy wieku oraz niepojmowania (a właściwie rozumieniu „po swojemu”) przez młodszą zasad funkcjonowania relacji międzyludzkich.

Recenzując „piątkę”, pisałem (klik! klik!), że „Sisters to komiks prawie idealny. Oczywiście z drobnym, acz znaczącym zastrzeżeniem, że będzie oceniany przez docelową grupę czytelniczą”. Teraz przychodzi mi zweryfikować swoje poglądy… Nie zamierzam nikogo namawiać, aby przestał podsuwać cykl swoim milusińskim, bo nie tędy droga. Sam nie porzucam cyklu, gdyż – jak wspomniałem – lubię protagonistki, a lektura mnie bawi, ale do fabuły podchodzę z większym dystansem i, mimowolnie, wyłapuję epizody o wątpliwej jakości przekazu.

Christophe Cazenove & William Maury (sc.), William Maury (rys.), „Sisters #7: Spalone słońcem”, przeł. Maria Mosiewicz, Klub Świata Komiksu – album 1154, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 3, rysunki: 4+, kolory/cienie: 3+]

 {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Hellboy w Piekle #2: Karta śmierci

05/07/2017 § Dodaj komentarz


 Hellboy finał

Chciałoby się napisać: „do piekieł wstąpił, po drodze mu było”, tylko że przed Hellboyem od pewnego czasu nie stała już żadna inna ścieżka. Musiał zejść do piekła, aby dopiąć ostatecznie parę spraw. Mignola w iście piekielny sposób zamknął swoją serię. Z klasą, ale i bez szarżowania, i bez efektu WOW! Jako fan Piekielnego oczekiwałem czegoś więcej, ale – z drugiej strony – nie spodziewałem się też mniej niż otrzymałem.

Zamknięcie utrzymano w dość gotyckim klimacie. Dowiadujemy się więcej o samym Hellboyu, jego rodzinie i piekle. Mignola nie żałuje sobie jednocześnie dygresji, by sprzedać miniaturki z typowymi historiami z naszym bohaterem, wypełniającym zadania da Biura. Okazuje się też, że śmierć czy piekło nie zamyka pewnych spraw i istnienie Piekielnego dalej może być zagrożone.

Mam po tym tomie lekki problem jednocześnie, bo tak jak ostatnie tomy Hellboya przed piekłem wprowadzały mocne akcenty, podbijając stopniowo napięcie. Tak, mam wrażenie, że piekielna podseria jest nieco chaotyczna, toczy się samoistnie pogłębiając znany nam świat, ale też nie robiąc tego w z góry zaplanowanym dramatycznym porządku.

Przy okazji Karty śmierci ponownie swój moment ma Dave Stewart. Kolorysta związany jest z Hellboyem niemal od początku cyklu, kładąc z dużym wyczuciem swoje płaskie kolory, nadając poszczególnym scenom czy planszom odpowiedniej temperatury. Tym razem Stewart częstuje nas kolorami na wzór akwareli, dokładającymi określonym scenom pewnej lirycznej ulotności. W dalszym ciągu mamy też oczywiście do czynienia z popisem Mignoli, jako typa totalnie zakręconego na punkcie kompozycji plansz, grania detalem czy zabaw skaczącą perspektywą, unikającą kurczowego trzymania się protagonisty.

Hellboy jako seria doszedł do swojego kresu. Finał dla mnie, jako dla fana, nie jest satysfakcjonującym finałem, nie jest zawodzącym finałem. Jest po prostu trzymającym poziom zamknięciem cyklu, który ukazywał się przez lata, pozostawiając mnie jednak z pewnym niedosytem. Zamknął się pewien etap w historii amerykańskiego, mainstreamowego komiksu. Wypada przeczytać.

Mike Mignola (sc. & rys.), „Hellboy w Piekle #2: Karta śmierci”, tłum. Tomasz Sidorkiewicz, Klub Świata Komiksu – album 1134, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

 [autor: Przemysław Pawełek]

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Sisters #6: Zakochana sister

04/04/2017 § Dodaj komentarz


 Wendy ma zakochanka

Chyba z żadną inna serią Egmont nie leci tak szybko do przodu, jak z produkcją panów Christophe’a Cazenove’a i Williama Maurya. Mam wrażenie, że dosłownie przed chwilą recenzowałem „piątkę”, a już „szóstka” leży przede mną. Bieżący album nosi podtytuł Zakochana sister i zgodnie z nim większość fabuł poświęcona została relacjonowaniu związku Wendy i Maksencjusza.

Maksencjusz epizodycznie pojawiał się już w poprzednich odsłonach, ale dopiero teraz nadszedł właściwy moment, aby porządnie namieszał w życiu rodzeństwa. Marine nie mówi, że Wendy ma chłopaka, ale ukuła na tę okoliczność zabawne określenie: „Masz zakochanka”. Para nie ma ani chwili spokoju, młodsza siostra chce być na bieżąco, dlatego wciąż przeszkadza, zagląda, szpieguje i podpatruje. Wynikają z tego zabawne sytuacje. Choćby taka: chłopak jest po to, aby odprowadzał po szkole do domu i jeszcze niósł tornister, więc Wendy przymusza kolegę z klasy, który dzielnie się sprawuje, ale do czasu, gdy uderza w płacz, bo kto ma jego odprowadzić…

Scenarzyści nie pozwalają się czytelnikowi nudzić. Wiele jest w „szóstce” zabawnych momentów, opartych głównie na humorze sytuacyjnym. Mam wrażenie, że ukazano więcej niż uprzednio epizodów o charakterze konfliktowym. Wynika to faktu, że starsza z sióstr liczy na chwile, w których będzie mogła pobyć z chłopakiem sam na sam. Spięcia biorą się także z tego, że Wendy chce pewne zdarzenia utrzymać w tajemnicy przed rodzicami. A o to trudno, gdy ma się w domu małą i wścibską siostrunię, która najpierw kłapie dziobem, a potem myśli.

Omawiany album został zbudowany tak samo, jak wszystkie poprzednie, czyli każda strona to samodzielny epizod, który łączy się z pozostałymi jedynie poprzez występowanie tych samych postaci oraz poprzez dzianie się w mniej więcej w tym samym okresie czasu. Plansze skonstruowane zostały bardzo poprawnie, oko intuicyjnie śmiga od kadru do kadru. Rysownik, William Maury, nie bawi się ani perspektywą, ani kadrowaniem. Pod tym względem jest bardzo klasycznie i przejrzyście. Rzuca się w dynamika postaci oraz rozbudowana mimika twarzy, która miejscami została karykaturalnie przerysowana. Co podkreśla humorystyczny wymiar komiksu.

Poprzednie propozycje skierowane były dla odbiorców z młodszej grupy wiekowej. Natomiast Zakochana sister jest odsłoną w dużym stopniu o nastolatkach dla nastolatków. Scenarzystom trafnie udało się oddać cały ambaras i perypetie, jakie wiążą się z posiadaniem chłopaka i młodszej siostry. Staram się oceniać komiks z perspektywy właściwego odbiorcy i dlatego dostał tak wysoką notę.

Christophe Cazenove & William Maury (sc.), William Maury (rys.), „Sisters #6: Zakochana sister”, przeł. Maria Mosiewicz, Klub Świata Komiksu – album 1086, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 5, rysunki: 5-, kolory/cienie: 4+]

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Amerykański Wampir. Tom 8

17/02/2017 § Dodaj komentarz


Coś do śmiechu

american-vampireOd siódmego zbiorczego tomu serii Amerykański Wampir prezentowany jest drugi cykl wydawniczy wielkiego eposu pisanego przez Scotta Snydera. Pierwszy, do piątego tomu, był interesującą mieszanką horroru i obyczajowego dreszczowca. W krótkim epizodzie pomieszczonym w piątce pojawia się postać Szarego Kupca, który od siódemki zyskuje na znaczeniu. Kupiec jest na wskroś złą bestią, obdarzoną ogromną siłą. W bezpośrednim starciu nawet Skinnerowi Sweetowi i Pearl Jones nie udało się go pokonać. Blady strach padł na nieumarłych oraz niedobitków grupy Wasali Gwiazdy Zarannej.

Tajemniczy antagonista jest osobą niezwykle niebezpieczną. Jego plan jest prosty: sprowadzić Piekło na Ziemię, tj. obudzić pradawnego potwora, a ze wszystkich ludzi uczynić sługusów. Scenarzysta wyciąga postać „z kapelusza”, z narracji nie dowiadujemy się nic o jego początkach i powodach nagłego pojawienia się. Akcja omawianego komiksu rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych w połowie lat 60. minionego wieku. Na potrzeby rafael-albuquerquenarracji Snyder świetnie wykorzystuje czas zimnej wojny, wyścigu zbrojeń, rozkwitu tajnych organizacji szpiegowskich, pierwszych sztucznych satelitów i załogowych lotów w kosmos. Oczywiście wszystkie elementy zostają przetworzone tak, aby służyły fabule.

Dla przykładu Skinner zostaje astronautą, a w Strefie 51 przechowywana jest supertajna, przedwieczna broń, która może pomóc powstrzymać Szarego Kupca. W siódemce akcja prowadzona jest dwutorowo. Pierwszy wątek dotyczy Pearl Jones oraz Felicity Book (z WGZ), które w Newadzie aktywnie pozyskują wspomnianą powyżej broń. Druga nić rozgrywa się w przestrzeni kosmicznej, gdzie para amerykańskich wampirów stara się wypełnić misję i przeszkodzić Rosjanom w zrzuceniu na Stany kilku bomb atomowych. Oba wątki są wyraźnie absurdalne, dlatego jeśli całość potraktuje się z przymrużeniem oka, to podczas lektury można się dość dobrze bawić. Mam jednak wrażenie, że scenarzysta nie chce, abyśmy w opowieści dopatrywali się elementów buffo.

Za oprawę graficzną odpowiada etatowy rysownik serii – Rafael Albuquerque, który dobrze sobie radzi w ilustrowaniu rozrastającego się bestiariusza. Przedstawiane przez niego potwory, wampiry i inne krwiożercze bestie są przerażające. Z dużą wprawą scott-snyderukazane zostały wszelkie sceny akcji wymagające podkreślenia dynamiki, równie efektownie wypada przedstawienie emocjonalnych stanów występujących bohaterów. Pod względem wizualnym album prezentuje się atrakcyjnie.

Pierwszy sezon Amerykańskiego Wampira był rasowym horrorem, natomiast drugi to fuzja komiks akcji z political fiction, podana w pulpowej konwencji. Choć w drugim cyklu występują dobrze znane postaci, to jednak wymowa wyraźnie się zmienia. Wydawać by się mogło, że scenarzysta żartuje i drwi, jednakże wcale tak nie jest, bo podaje swoje danie z zupełnie poważną miną. Brakuje lekkości oraz humoru, całość aż się prosi szczyptę autoironii i dystansu.

Scott Snyder (sc.), Rafael Albuquerque (rys.), „Amerykański Wampir. Tom 8”, tłum. Paulina Braiter, Klub Świata Komiksu – album 1077, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 3-, rysunki: 4+, kolory/cienie: 4]

albuquerquesklep{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Sisters #5: W centrum uwagi

01/02/2017 § Dodaj komentarz


 Masz wszystkie symfony

sisters-tom-5Sisters to komiks prawie idealny. Oczywiście z drobnym, acz znaczącym zastrzeżeniem, że będzie oceniany przez docelową grupę czytelniczą. Lektura każdej kolejnej odsłony sprawia mi sporo frajdy. I nie inaczej było podczas obcowania z tomem piątym, który niedawno, bo w grudniu ubiegłego roku, ukazał się w naszym kraju. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że z całej serii album „W centrum uwagi” podobało mi się najbardziej. A to za sprawą pewnej ciągłości narracyjnej, jaka występuje pomiędzy poszczególnymi epizodami.

W konstrukcji fabularnej komiksu nic się nie zmienia. Dalej jedna strona (plansza) to jeden epizod z życia nastoletniej Wendy i jej dużo młodszej siostry – Marine. Pewne novum zastosowane przez scenarzystów polega na połączeniu zdarzeń w wyraźne ciągi, które następują po sobie. Dla przykładu młodsza siostra złamała nogę i musi nosić gips, kolejne plansze przedstawiają sytuacje, jakie dziewczynce się przytrafiają: od kłopotów z chodzeniem i koniecznością używania kul ortopedycznych, christophe-cazenovepoprzez życzliwość i uczynność koleżanek z klasy, a także próby wykorzystania przez Wendy tej sytuacji, a skończywszy na okazjonalnych podpisach na gipsie i próbie ich uwiecznienia.

Dodatkowo, zgodnie z podtytułem tego tomu, jedna z sióstr zrobi wszystko, aby być w centrum uwagi, a druga z wyraźnymi emocjami będzie się temu przyglądała. No i także zostanie narratorką. Zresztą wystarczy bliżej przyjrzeć się okładce, aby od razu zgadnąć, jak rozkładają się akcenty rywalizacji między rodzeństwem, które doprowadzą do spięć i ataków furii. Dziewczynki rywalizują właściwie na każdym polu i prześcigają się w pomysłach na figle. W bieżącym tomie rozwija się także emocjonalna relacja Wendy z Maksencjuszem, a już myślałem, że autorzy zapomnieli o tej postaci. Dobrze, że chłopak powraca, dzięki temu fabuła jest ciekawsza i bliższa życiu nastolatki.

Od strony graficznej nic się nie zmienia. Nadal pozostajemy w tych samych rysunkach i kolorach. Zresztą nie ma najmniejszego powodu, aby coś w tej dobrze opracowanej i dobranej warstwie wizualnej miało się zmienić. Wszystko działa i wygląda atrakcyjnie.

Sisters to seria o dużym potencjale humorystycznym. Żarty mają charakter sytuacyjny i słowny. W tym drugim wypadku wynikają z niezrozumienia lub nieznajomości niektórych zwrotów przez młodszą. Świetny epizod dotyczący objawów uczuleniales-sisters; patologiczna nadwrażliwość przerobiona zostaje na „uszu lenie”, a ich uzewnętrznienie na „Masz wszystkie symfony”. Brawa dla autorki przekładu, Marii Mosiewicz, która zadbała o to, aby właściwie oddać po polsku słowne kiksy.

Lubię produkcję panów Christophe’a Cazenove’a i Williama Maurego, głównie dlatego, że poszczególne komiksy mnie bawią. Czasem bardziej, czasem mniej. Omawiany album akurat bardziej. Jeśli nie jesteście pewni czy i wam (i waszym milusińskim) seria się spodoba, to polecam rozpocząć przygodę z Siostrami od omawianej odsłony, gdyż każdą można czytać niezależnie, bez konieczności znania wszystkich poprzednich.

Christophe Cazenove & William Maury (sc.), William Maury (rys.), „Sisters #5: W centrum uwagi”, przeł. Maria Mosiewicz, Klub Świata Komiksu – album 1061, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016.

 [scenariusz: 5-, rysunki: 4+, kolory/cienie: 4+]

les-sisters-william-maurysklep {komiks można kupić tu: klik! klik!}
alejakomiksu
Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Rekomendacje: Nieskończoność

11/01/2017 § Dodaj komentarz


Czytać czy nie czytać?

Razem z Michałem Lipką uznaliśmy, że nie ma większego sensu przygotowywaćnieskonczonosc recenzji z marvelowskiego wydarzenia Nieskończoność poprzez omawianie tomu po tomie. Oficyna Egmont Polska przygotowała edycję zbiorczą sześciu zeszytów głównej miniserii oraz cztery kolejne tie-iny. Większość z tego w rzeczywistości stanowi jedną wielką opowieść. A gdy dodamy do całości jeszcze dwa tomy wprowadzenia, to otrzymamy solidnych rozmiarów fabułę o wyczerpującej walce Avengersów z zagrożeniem niszczącym całe światy. Ale po kolei.

Zacznijmy komiksu Thanos powstaje, to historia, która przybliża nam postać Thanosa. Z niej dowiadujemy się, jak to się stało, że dobre dziecko z utopijnej planety, która nie znała zła, zostało największym masowym mordercą w dziejach wszechświata. Ale to jedynie wstęp, przystawka, o której więcej można przeczytać tu: klik! klik! W siódmym zeszycie serii New Avengers (w Polsce otwierającym drugi zbiorczy tom) ważą się losy wojny pomiędzy Wakandą a Atlantydą. Doom stara się dowiedzieć od Iluminatów szczegółów dotyczących inkursji światów, która mogła doprowadzić do wielkiej tragedii. Udało się jej zapobiec, ale wielkim kosztem, z którym nie potrafi się pogodzić Mister Fantastic. avengers3_preludiumJednakże kolejne niebezpieczeństwo już czai się na horyzoncie. Kiedy miejsca upadku bomb genezy zaczynają wykazywać aktywność (album Avengers: Preludium Nieskończoności – klik! klik!), w kosmos zostaje wysłany sygnał, że Ziemia to punkt pęknięcia multiwersum, którego nie da się naprawić. Jednocześnie na całej planecie zaczynają dziać się dziwne rzeczy: uszkadzający systemy impuls nieznanego pochodzenia prowadzi do globalnych problemów. Reaguje na niego kokon z wyspy Aim, a uwolniona istota staje do walki z Avengers.

Wkrótce dzieje się jeszcze gorzej. Oto przedwieczna i być może nieśmiertelna rasa budowniczych, którzy zapoczątkowali życie na wielu planetach, zaczyna owo życie niszczyć (w albumie Nieskończoność). Kolejne światy upadają i albo ich mieszkańcy poddają się najeźdźcom, albo giną. Armada statków Budowniczych zbliża się powoli do Ziemi, ale na swojej drodze wciąż ma wiele planet. Ich mieszkańcy zbierają się, by podjąć konkretne działania. W kosmos wyruszaj Avngers z zamiarem uprzedzenia ataku, a ich nieobecność na Niebieskiej Planecie postanawia wykorzystać Thanos, który zażądał od ziemian złożenia swoistej daniny…

Od tego momentu opowieść toczy się dwutorowo. Avengers (w serii Avengers, zeszyty 18-23) avengersnieskonczonoscwalczą w kosmosie na wielu frontach z armią wrogów. Misterne plany powstrzymania fali zniszczenia pełzną jednak na niczym, a coraz gorsza sytuacja na polu walki podkopuje morale. Tymczasem na Ziemi (w serii New Avengers, zeszyty 8-12, tak, tak, osiem – choć lista podana na końcu tomu informuje, że event Nieskończoność toczy się od zeszytu 9; 8 chronologicznie dzieje się po Avengers 18 i zawiera kilka znaczących scen) Tony Stark, który pozostał, aby przygotować defensywę na wypadek przedarcia się budowniczych, musi wraz z innymi Iluminatami stawić czoła hordom Thanosa. Sytuacja jest coraz gorsza, a zmagający się z własnymi problemami Inhumans zmuszeni zostają podjąć decyzje, które odmienią ich (i niektórych mieszkańców Ziemii) raz na zawsze.

Wydarzenie Nieskończoność przygotowywane było już od dłuższego czasu. Preludium… opublikowane zostało w kwietniu 2016 roku, a szukając głębiej, warto zauważyć zarówno Erę Ultrona (klik! klik!), gdzie zaczęło się pęknięcie multiwersum (styczeń 2016), jak i serie Avengers i New Avengers stanowiące jedną wielką opowieść, której echa rozbrzmiewają głośno w niniejszej fabule. Sięgać dalej nie ma większego sensu, ewentualne niejasności wyjaśniono w polskich komiksach w formie wprowadzeń, które streszczają inne istotne wątki.

Wracając jednak do samej historii, album Nieskończoność zacząłem czytać od Preludium… i Thanosa. Nie byłem zachwycony. Pierwsze okazało się niezłe, choć przeładowane patosem i naciąganymi wątkami, drugie było, co tu dużo mówić, thantosplagiatem Lobo osadzonym w scenerii Star Wars. Ani nie bawiło, ani nie ciekawiło, ani tym bardziej niczym nie zaskakiwało. Przeczytałem, w obu przypadkach bez bólu, znajdując kilka niezłych scen i również zaledwie kilka udanych grafik i zaraz potem prawie zapomniałem. Kiedy ukazał się core, nauczony doświadczeniem, że Jonathan Hickman to żaden wielki twórca, a jedynie niezły wyrobnik, który miewa dobre momenty, ale przede wszystkim ma dużo pomysłów wołających o pomstę do nieba, sięgnąłem tylko po niego. I znów dostałem patos, patos, patos i odrobinę niezłych sekwencji. Wszystko to podane zbyt szybko, zbyt miałko i zbyt „starwarsowo”. Zupełnie jakby w gwiezdonowojenną sagę wrzucić Avengers i dodać więcej ciężkawej powagi i przesadnie wielkich słów.

Ale skoro już tyle przeczytałem, dlaczego nie sięgnąć by po resztę? Szczególnie, że New Avengers: Nieskończoność zawiera dodatkowy epilog całości, a wraz z Avnegers: Nieskończoność rozbudowywało kilka niezłych wątków. Kupiłem (w końcu cena dobra, a tomy na dodatek znacznie pogrubione) i nie żałuję. Jako całość, pomimo swoich minusów, to naprawdę dobra historia wojenna dziejąca się w kosmosie. Czuć to jednak dopiero, kiedy zasiądzie się do kompleksowej lektury. Poszczególne części są raczej przeciętne scenariuszowo. Kiedy zanurzyć się w fabułę zeszyt po zeszycie, według kolejności zdarzeń (jak to w Marvelu bywa chronologia wydań nieco się z tym nie zgadza) opowieść staje się lepsza. Ciekawsza. Udana. Nie wielka, wspomnianej już Erze Ultrona nie dorasta do pięt, niemniej warta przeczytania. Szczególnie, że finał bezpośrednio wprowadza w to, co już wkrótce będzie działo się na polskim rynku – Avengers: Times Runs Out, które prowadzi bezpośrednio do Secret Wars. Wspomniany event wprowadzi do świata Marvela kilka trwałych zmian, ale to dopiero za jakiś czas.

Bez wątpienia Nieskończoność to największy event komiksowy na polskim rynku. Nie tylko ze względu na rozmiar opowieści, ale także i ilość tie-inów. newavengersnieskonczonoscW chwili obecnej ukazały się dwa z nich: Strażnicy galaktyki oraz Thunderbolts, a wkrótce dołączy do nich album Wolverine i X-Men: Starzy kumple, nowi wrogowie. I chociaż całe wydarzenie ma swoje minusy, to kiedy czytać całość (bez zagłębiania się w dodatki, jak choćby wspomniany powyżej tom Thanos powstaje), oferuje konkretną zabawę w klimacie Gwiezdnych Wojen, ale poważniejszą i stanowiącą integralną część o wiele większego, niż starwarsowe uniwersum. Trudno więc poprzestać w czytaniu tylko na głównej opowieści, ale co mogą nam zaoferować poboczne tytuły? Na początek przyjrzyjmy się trzeciej odsłonie serii Thunderbolts.

Tytułowa grupa to oddział stanowiący przeciwieństwo Avengers i chociaż obecnie działa po stronie dobra, wykorzystuje do tego metody dalekie od akceptowalnych. W skład drużyny wchodzą Czerwony Hulk, mordujący przestępców Punisher, dawny wróg Spdier-Mana a obecnie agent rządowy Venom, były złoczyńca & geniusz Czerwony Leader, psychopatyczny & nieśmiertelny mutant Deadpool, zabójczyni ninja Elektra oraz Mercy – enigmatyczna istota o mocach zdolnych uśmiercić każdego, kto tylko zechce śmierci.

Tym razem na czele drużyny staje Punisher, który chce ostatecznie rozliczyć się z pewną rodziną mafijną z Nowego Jorku. Nie każdemu podobają się jego metody, niemniej drużyna rusza do akcji. Deadpool chce wykorzystać okazję i zjeść nowojorską pizzę. Niestety na miejscu okazuje się, że grupie przyjdzie zmierzyć się z czymś jeszcze – Ziemię atakują siły Thanosa. Wykorzystując fakt, iż Avenegrs walczą w kosmosie z inwazją Budowniczych i ktoś musi stawić im opór…

W tym albumie zasadniczym problemem są rysunki – kanciaste, uproszczone, thunderbolts3nieskonoscniemal cartoonowe – pasują do klimatu opowieści, ale nie każdemu przypadną do gustu. Podobnie zresztą, jak i nastrój komiksu. Thunderbolts to nie tylko swoiści antyavengersi, ale także ich parodia, ale podana na poważnie. Trafiają się żarty, których główne źródło stanowi oczywiście Deadpool. Jest też brutalnie, ale przede wszystkim króluje szybka akcja. Czy coś wnosi do Nieskończoności? Praktycznie nie. W głównej fabule Thunderbolts znaleźli się tylko na jednej stronie. A w omawianej pozycji wyjaśnione zostaje, jaki był ich udział w walkach. Nic nie stracicie jeśli pominiecie ten album. Szczególnie, że Punisher skupia się głównie na wykańczaniu gangsterów, nie bardzo przejmując się inwazją z kosmosu.

A czy trójkę Thunderbolts można czytać w oderwaniu od Nieskończoności? Jeśli jesteście miłośnikami tej serii, to owszem. Jeśli nie znaliście poprzednich tomów, a chcielibyście zacząć od tego, też nie poczujecie się szczególnie zagubieni – praktycznie wszystko wyjaśnia się w treści. Owszem, znajomość eventu daje pewne zaczepienie i dopowiada wiele, ale nie jest absolutnie konieczna, by dobrze się bawić.

Natomiast trzeci tom serii Strażnicy Galaktyki nie kontynuuje wątków podjętych w poprzednich dwóch odsłonach. Główna fabuła, pomieszczona w omawianej produkcji, nawiązuje do wielkiego wydarzenia Infinity. I opisuje udział Strażników w walce z Thanosem, która sprowadza się do akcji odbicia Abigail Brand – dyrektorki SWORD – oraz dowodzonej prze nią stacji Szczyt z rąk żołnierzy Szalonego Tytana. Scenarzysta Strażników, Brian Michael Bendis, dokłada zupełnie nie znaczący klocek do globalnej opowieści wyprowadzonej na łamach Avengeres przez Jonathana Hickmana.

Całość zaczyna się tak: gdzieś w dalekich odmętach kosmosu Peter Quill dowiaduje się, że Ziemia została zaatakowana. Star Lord postanawia ruszyć na ratunek straznicy3nieskonczonosAbigail Brand, która poprosiła ich o pomoc, bo żadna inna ekipa superbohaterów nie odpowiedziała na wezwanie. Członkowie ekipy Strażników ruszają za liderem. No, nie wszyscy. Początkowo Gamora staje okoniem. Zielona wojowniczka nie potrafi wybaczyć Peterowi, że nie zabił jej „ojca” w sytuacji, gdy miał ku temu okazję. Kłótnia między wspomnianymi bohaterami to właściwie jedyna emocjonująca scena w tym tie-in Nieskończoności. A! Znaczący udział w walce będzie miała także Angela. Drugi epizod opowieści rozgrywa się planecie Moord, gdzie Gamora i Angela poszukają Thanosa. Podczas przesłuchiwania jednego z żołnierzy pojawia się wątek związany z zaginionym ludem drugiej z bohaterek.

Omawiany tom jest bardzo zróżnicowany pod względem graficznym. Właściwie nic interesującego. No, poza jednym wyjątkiem. Chodzi o początkowy epizod, który jest dziełem Francesco Francavilli. Włoski rysownik posługuje się dość uproszczoną kreską, która kojarzy mi się z pracami Darwyna Cooke’a. Kolorystycznie rzecz wypada równie intrygująco, artysta postawił głównie na mocno nasycone barwy, głównie błękit (aż do filetu) i czerwień.

Nie wszystkie serie związane fabularnie z Nieskończonością wydano w naszym kraju. Sam główny event warto przeczytać wespół z: Thanos powstaje, Avengers #3: Preludium Nieskończoności, Avengers #4: Nieskończoność oraz New Avengers #2: Nieskończoność. Oczywiście można sobie podarować sięganie po: Thunderbolts #3: Nieskończoność, Strażnicy Galaktyki #3: Nieskończoność czy Wolverine i X-Men #4: Starzy kumple, nowi wrogowie, bo stanowią one jedynie wątpliwej jakości dodatki, które są bez znaczenia dla całego eventu. Polecamy czytać tylko, jeśli jest się miłośnikiem komiksów Marvela. Ewentualnie lubi niezobowiązujące i lekkie historie w stylu Star Wars. Scenariusz Hickmana jest niezły, choć nie powala na kolana. Strona graficzna w wykonaniu różnych artystów, którzy na szczęście zostali dobrani tak, by całość wyglądała w miarę spójnie, stanowi kawał dobrej, realistycznej roboty. Więcej tu efekciarstwa, niż efektowności, ale nie oszukujmy się, to dominuje w głównym nurcie superhero i powinniśmy być już przyzwyczajeni. Nieskończoność to taki komiksowy blockbuster. Szczerze mówiąc, to określenie najlepiej podsumowuje całość.

Brian Michael Bendis (sc.), Bryan Hitch & Alex Maleev & inni (rys.), „Era Ultrona”, tłum. Marek Starosta, Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016. [nakład wyczerpany]
Jason Aaron (sc.), Simone Bianchi (rys.), „Thanos powstaje”, tłum. Piotr Krasnowolski, Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016. [kup: klik! klik!]
Jonathan Hickman & Nick Spencer (sc.), Mike Deodato & Stefano Caselli (rys.), „Avengers #3: Preludium Nieskończoności”, tłum. Jakub Syty, Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016. [kup: klik! klik!]
Jonathan Hickman (sc.), Dustin Weaver & Jim Cheung & Jerome Opeña, „Nieskończoność”, tłum. Marek Starosta, Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016. [kup: klik! klik!]
Jonathan Hickman (sc.), Leinil Francis Yu (rys.), „Avengers #4: Nieskończoność”, tłum. Marek Starosta, Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016. [kup: klik! klik!]
Jonathan Hickman (sc.), Mike Deodato (rys.), „New Avengers #2: Nieskończoność”, tłum. Marek Starosta, Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016. [kup: klik! klik!]
Charles Soule (sc.), Phil Noto & Jefte Palo (rys.), „Thunderbolts #3: Nieskończoność”, tłum. Paulina Braiter, Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016. [kup: klik! klik!]
Brian Michael Bendis & inni (sc.), Kevin Maguire & Francesco Francavilla & inni (rys.), „Strażnicy Galaktyki #3: Nieskończoność”, tłum. Paulina Braiter, Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016. [kup: klik! klik!]

[Michał Lipka & Maciej Gierszewski]

infinity-thanos
Kolejność czytania poszczególnych zeszytów i albumów:
„Thanos powstaje”
„New Avengers” #7 (choć to nie część „Nieskończoności”, wprowadza do wątku z zeszytu 8, który stanowi element „Preludium…” – zeszyt znalazł się także w zbiorczym amerykańskim wydaniu „Infinity”)
„Avengers” #14-17
„Nieskończoność” #1
„Avengers” #18
„New Avengers” #8-9 (8 to część „Preludium…”, ale chronologicznie dziejąca się w tym właśnie miejscu)
„Nieskończoność” #2
„Avengers” #19
„New Avengers” #10
„Nieskończoność” #3
„Avengers” #20
„Nieskończoność” #4
„Avengers” #21
„New Avengers” #11
„Nieskończoność” #5
„Avengers” #22-23
„Nieskończoność” #6
„New Avengers” #12

Uncanny X-Men #2: Złamani

04/01/2017 § 2 Komentarze


Rewolucji ciąg dalszy?

uncanny-x-menW albumie Złamani dostajemy dalszy ciąg opowieści o rebelii zapoczątkowanej i prowadzonej przez Cyclopsa. Uprzednia odsłona cyklu (klik! klik!) była na tyle interesująca, że na dwójkę czekałem niecierpliwie. Ciekawiło mnie w jakim kierunku Bendis popchnie akcję. Interesowała mnie odpowiedź na pytanie: czy alternatywny zespół X-Men to rewolucjoniści, czy może terroryści?

W komiksie pomieszczono trzy fabuły z udziałem tych samych postaci, ale nic poza tym fabuł ze sobą nie łączy. W pierwszej kontynuowany jest wątek zapoczątkowany w jedynce, który wiąże się z pobytem X-Men w wymiarze Limbo, gdzie muszą stoczyć walkę z potężnym demonem Dormammu. W ramach tej historii gościnny występ zalicza doktor Stephen Strange. Druga opowieść związana jest z rekrutacją nowego mutanta, który posiada moc kontrolowania urządzeń mechanicznych i elektrycznych. frazer-irvingW ostatniej znowu dają o sobie znać Sentinele, które pojawiają się w najbardziej niespodziewanych momentach. Jakby ktoś (ale kto?) wysyłał roboty w miejsce, w którym właśnie pojawiła się grupa Cyclopsa. Kim jest enigmatyczny prześladowca X-Menów? Na to pytanie nadal nie otrzymujemy odpowiedzi.

Z ekipy Scotta Summersa wymiksowuje się młody Fabio Medina, mutant, który posiada dziwną moc strzelania wystrzeliwania z ciała złotymi kulami. W ważnej, nowej roli obsadzono atrakcyjną Alison Blaire (pseudonim sceniczny: Dazzler), która zostaje specjalną agentką S.H.I.E.L.D. do spraw mutantów.

Wzajemna niezależność opowieści podkreślana została przez oprawę graficzną. chris-bachaloPierwszą i trzecią historię narysował Frazer Irving, a za środkową odpowiedzialny jest Chris Bachalo. Prace tego drugiego niespecjalnie mi się podobałoby. Natomiast wymiar Limbo, który został zaprojektowany przez pierwszego rysownika, to przerażające i mroczne miejsce. Artysta świetnie oddaje demoniczny aspekt międzywymiarowej krainy. W jednej z pierwszych scen nastoletni mutant mówi do lidera zespołu: „To ten wymiar Limbo, o którym mówiłeś, że nie jest piekłem, tyle że wygląda dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem piekło”. Trzeba przyznać, że rysunki Irvinga piekielnie mocno działają na wyobraźnię.

Fabuła Rewolucji została przez Bendisa nieźle rozplanowana. Niestety w wypadku Złamanych jest dużo gorzej. Pisarz ma niewątpliwie talent do pisania dialogów (vide: Alias czy Ród M), frazer-irving-x-menale w wypadku recenzowanej pozycji zupełnie tego nie widać. Dla przykładu proszę zwrócić uwagę na relację Cyclopsa i Magneto, która aż prosi się o jakieś mocne emocje, krzyki, słowne przepychanki. Wygląda na to, że Erik jest podwójnym agentem, nawet przyznaje się Summersowi do konszachtów z S.H.I.E.L.D., a jednak przez cały album panowie schodzą sobie z drogi lub rozmawiają niczym dwaj kumple przy piwie. Scenarzysta postawił na sztampę i slogany, które w opowieściach z udziałem X-Menów wielokrotnie były już przerabiane. Szkoda. A! Zapomniałbym, na pytanie postawione w pierwszym akapicie czytelnik nie dostaje sensownej odpowiedzi. Czyżby Bendis się skończył?

Brian Michael Bendis (sc.), Frazer Irving & Chris Bachalo rys.), „Uncanny X-Men #2: Złamani”, przeł. Kamil Śmiałkowski, Klub Świata Komiksu – album 1058, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016.

[scenariusz: 3-, rysunki: 3 & 4+, kolory/cienie: 4]

uncanny-x-men-2sklep{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Thorgal; Louve #6: Królowa czarnych elfów

11/10/2016 § Dodaj komentarz


 Louve spotyka krasnala Tjahziego

louveSpin-offy serii Thorgal, opisujące przygody jego córki Louve oraz największej rywalki i kochanki Kriss de Valnor, jakoś średnio mnie pochłonęły. Druga seria zapowiadała się bardzo dobrze, jednak z czasem zaczęła być zbyt wtórna względem głównej serii, zaś przygody Louve zapowiadały się wyjątkowo drętwo. Jednak teraz cykl nabrał rumieńców, choć nadal mam pewne wrażenie, że już to wszystko gdzieś wydziałem. Ponownie mamy zdradę, wyrzuty sumienia i ryzykowne rozwiązanie problemu, które… znajdziemy w następnym odcinku. Tak, po raz kolejny cała przygoda zaczyna się rozciągać i nie mieć końca, choć tym razem da się to wszystko czytać.

Fabuła rozgrywa się niedługo po zakończeniu wydarzeń z poprzedniego tomu. Louve, mimo złożonej obietnicy, postanawia wyruszyć do Bag Dadhu, aby odszukać Thorgala i sprowadzić go z powrotem do domu. Aaricia się sprzeciwia, jednak córka nie zamierza jej słuchać. Jednak wybywszy z domu, dziewczynka szybko zmienia zdanie, gdy spotyka na swej drodze krasnala Tjahziego. Jego lud ponownie wpadł w tarapaty, jednak tym razem o wiele groźniejsze, gdyż ich krainę najechały Czarne Elfy. Grożą one zabiciem władcy krasnoludów, jeśli te nie stworzą broni która będzie wstanie przeciąć korzenie świętego drzewa Yggdrasil. Chcą to uczynić aby rozpętać wieczną wojnę pomiędzy wszystkimi światami, thorgal-louvea przeszkodzić może im tylko wąż Nidhogg. Niestety ten został skazany na tułaczkę w międzyświecie na tysiąc lat, za to co chciał zrobić Strażniczce Kluczy. Louve postanawia jednak podjąć wyzwanie w imię swego ojca i pomóc krasnalom oraz uchronić swój świat od chaosu.

Odcinek ma tyle nawiązań do starych tomów głównej serii przygód Thorgala, że bez ich znajomości nowy czytelnik może się pogubić w natłoku informacji. Mamy tutaj bowiem zwieńczenie wydarzeń z albumów, gdzie występował Nidhogg, Tjahzi oraz Strażniczka Kluczy, a na dokładkę to co miało miejsce w całym cyklu o Louve. Są też, do tego już na samym początku, nawiązania do ostatniego albumu głównej serii. Nawet osoba znająca całość, miejscami może się lekko pogubić w tym odcinku, chyba że doskonale zna wydarzenia z przytaczanych albumów.

Z drugiej strony fabuła trzyma się ładu i składu, zaś akcja gna jak szalona, skręcając raz jedną, innym razem w drugą stronę. Miejscami jest nawet nieprzewidywalna, choć w drugiej połowie czytelnik jest wstanie wszystko rozszyfrować. Na dokładkę zakończenie pozostaje w pełni otwarte i ciężko powiedzieć czy historia zakończy się w następnym albumie, czy zostanie rozłożona na więcej tomów. louve-tom-6Niemniej występujące postacie zapadają w pamięć, zaś nowi bohaterowie niekoniecznie budzą w czytelniku sympatię. To sprawia, że stara gwardia ponownie łączy siły w walce ze złem i próba ocalenia świata przed kolejną zagładą.

Od strony wizualnej całość też spisuje się bardzo dobrze. Rysunek nawiązuje do przeszłych tomów, choć widać wyraźnie, że mamy do czynienia z nowa kreską. Paleta kolorów też idealnie oddaje charakter odcinka, którego akcja dzieje się w wielu rejonach – podziemiach, lesie czy międzyświecie, dobrze znanym wiernym czytelnikom przygód Thorgala Aegirsona. Podsumowując, najnowszy album czyta się przyjemnie, wygląda świetnie, choć ciągle pada na niego cień powtórek wydarzeń z przeszłości. Co będzie dalej, ciężko powiedzieć, jednak nie zdziwi mnie jeśli i ta przygoda skończy się w klasyczny sposób.

Yann Le Pennetier (sc.), Roman Surżenko (rys.), „Thorgal; Louve #6: Królowa czarnych elfów”, przeł. Wojciech Birek, Klub Świata Komiksu – album 1015, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016.

 [ocena: 7/10]
[autor: Artur Tojza]

roman-surzenkosklep{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Kajko i Kokosz – Nowe przygody #1: Obłęd Hegemona

06/10/2016 § 7 Komentarzy


  Gdzie te nowe przygody Kajko i Kokosza?

janusz-hristaOd ponad 13 lat właścicielem praw do komiksów Janusza Christy, w tym serii Kajko i Kokosz, jest oficyna Egmont Polska. Edytor w końcu zdecydował się przygotować album, będący oficjalną kontynuacją serii o średniowiecznych wojach. Mam wrażenie, że na przestrzeni trzech ostatnich dziesięcioleci żaden inny polski komiks nie wzbudzał takiego zainteresowania mediów i czytelników, co Obłęd Hegemona. No, może z wyjątkiem awantury wokół antologii Chopin New Romantic. Album Kajko i Kokosz – Nowe przygody ma swoje pięć minut w TV, mediach masowych i branżowych. Cały ten szum (znaczy: cała kampania promocyjna) wciąż trwa, gdyż od premiery komiksu minęło niespełna trzy tygodnie. Zamieszanie wokół tytułu przekłada się na zainteresowanie czytelników. Z tego powodu wydawca powinien być zadowolony. I pewnie jest.

Większe znaczenie ma jednak czy ukontentowani są czytelnicy. A tu bywa różnie. Ci, którzy dali się zwieść podtytułowi (Nowe przygody) i liczyli na jakąś formę kontynuacji przygód Kajko i Kokosz są wyraźnie rozczarowani. Ponieważ para przyjaciół pojawia się tylko w jednej opowieści, a przecież w albumie pomieszczono cztery narracje. Ci, którzy liczyli na graficzną wierność oryginałowi, są zbulwersowani, że piotr-bednarczykżaden z czterech rysowników nie próbował wiernie skopiować stylu Mistrza. Poklasku nie wzbudza również fakt, że fabularnie tylko dwie fabuły zostały napisane „w duchu Christy”.

Nie ma co ukrywać, historie zamieszczone w Obłędzie Hegemona są bardzo różnorodne, nie łączą się w jedną, wspólną narrację. Komiks jest także heterogeniczny pod względem graficznym. Jeśli użyjemy filmowej terminologii, to w większości wypadków mamy do czynienia bardziej spin-offami niż z sequelami, a w jednym wypadku ewidentnie z prequelem. Wydawcy nie zależało na przygotowaniu albumu, który miałby epigoniczny charakter. Edytor postawił na świeżą krew i świadomych twórców, którzy do kultowych postaci podeszli z dystansem.

Zbójcerze. Obłęd Hegemona to opowieść, za którą odpowiadają Maciej Kur (scenariusz) oraz Sławomir Kiełbus (rysunki). slawomir-kielbusMoim zdaniem najlepsza w całym zbiorze. Akcja skupia się na chorobie Hegemona, który podupadł na umyśle – nagle stał się nadzwyczaj spokojny i uprzejmy. Rzecz jest napisana ze swadą i znawstwem charakterów Zbójcerzy, na pochwałę zasługuje rozplanowanie fabuły, zgrabne wprowadzenie dwóch nowych postaci do uniwersum. Należy Kura pochwalić także za żywe dialogi, słowne gierki oraz śmieszne gagi. Scenariusz został bardzo żywiołowo zilustrowany przez Kiełbusa, postaci charakteryzują się wyrazistą, miejscami przerysowaną, mimiką. Łódzki rysownik dobrze się czuje w Mirmiłowie i w okolicach.

Kłusownicy to rzecz wymyślona i narysowana przez Tomasza Samojlika, który niespecjalnie wziął sobie do serca fakt, że komiks znajdzie się w oficjalnej kontynuacji kultowej serii. Samojlik przedstawił „swoją” historię i opowiedział ją „po swojemu”. Akcja dzieje się puszczy i dotyczy ważkiej sprawy. Opowiadanie bardziej pasowałaby do autorskiego zbioru To nie jest las dla starych wilków (klik! klik!). Fabułę połączono z Kajkiem i Kokoszem poprzez Milusia, który ratuje leśne zwierzęta przed kłusownikami.

Za kolejną opowieść odpowiadają Krzysztof Janicz (scenariusz) i Norbert Rybarczyk (rysunki). W Coś na muchy cofamy się do norbert-rybarczykmłodości Kokosza, który w lesie szuka ciotki Jagi. Niestety z orientacją w terenie u niego słabo i dlatego pewien opiekuńczy skrzat musi mu pomóc. Pan Janicz należy do grupy osób, która prowadzi bloga „Na plasterki” i jest jednym z największych ekspertów od Christy w naszym kraju. Pomysł na fabułę jest iście diabelski: Coś na muchy opowiada o pierwszym spotkaniu Kokosza, Kajko i Kaprysia (czyli późniejszego Kaprala). Lubię kreskę Rybarczyka. Podoba mi się, jak zostały zaprojektowane dziecięce postaci K., K., i K.. Mniej odpowiada mi kolorystyka, która jest monotonna, moim zdaniem powinna być bardziej zróżnicowana.

Za scenariusz ostatniej historii znów odpowiada Maciej Kur. W Szkole zbójowania pierwsze skrzypce gra Łamignat, który jest ostatnim zbójem grasującym w lasach wokół Mirmiłowa. Zbójectwo to zanikający zawód, dlatego mąż Jagody decyduje się założyć szkołę, w której uczniowie mają posiąść wiedzę, jak skutecznie grabić i nokautować. Opowieść ma duży humorystyczny potencjał, jednak coś mi tu szwankuje i zgrzyta. Może współczesne słownictwo i feministyczny wydźwięk, który tak trochę na siłę. tomasz-samojlikRysownik, Piotr Bednarczyk, z postacią Łamignata poradził sobie dobrze, natomiast postali bohaterowie mocno się garbią. Nie przypadła mi do gustu wyblakła kolorystyka.

Jeszcze raz chciałbym podkreślić, że wbrew informacjom wydawcy albumu Obłęd Hegemona nie należy traktować jako pełnoprawną kontynuację serii Kajko i Kokosz, to raczej wariacje na zadane, okołomirmiłowskie tematy. Swoisty hołd złożony przez kilku autorów. Jeśli edytor chciał wypróbować, jakie rzeczy chwycą lub komu powierzyć pałeczkę przewodnictwa, to mógł wieści głosić inaczej. Taki wstępny przekaz podbija sprzedaż, ale finalnie zniekształca odbiór komiksu. A przecież pozycja warta jest uwagi i nie należy jej z góry odrzucać, bo nie kalkuje stylu Janusza Christy. Marzy mi się, aby w następnym albumie pomieszczono jedną, długą historię. Niech scenariusz napisze Maciej Kur, rysunki zrobi Sławomir Kiełbus, a Krzysztof Janicz będzie konsultantem merytorycznym.

Maciej Kur & Tomasz Samojlik & Krzysztof Janicz (sc.), Sławomir Kiełbus & Piotr Bednarczyk & Tomasz Samojlik & Norbert Rybarczyk, „Kajko i Kokosz – Nowe przygody #1: Obłęd Hegemona”, Klub Świata Komiksu – album 1024, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016.

 [scenariusz: 4+, rysunki: 4, kolory/cienie: 4-]

obled-hegemona

sklep {komiks można kupić tu: klik! klik!}

wp.ksiazki Tekst napisany dla serwisu ksiazki.wp.pl; klikać :tu: tak! :tu:

Where Am I?

You are currently browsing entries tagged with wydawnictwo egmont at Kopiec Kreta.