Szósty rewolwer #3: Więzy

29/05/2018 § Dodaj komentarz


Zombie & western

Z drugiego tomu serii Cullena Bunna (scenariusz) i Briana Hurtta (rysunki) dowiedzieliśmy się (klik! klik!), że Sześć są bardzo potężnym artefaktem magicznym, który od wieków towarzyszy ludzkości. Broń obdarzona jest własną wolą i świadomością, co mocno komplikuje życie właścicieli. Na własnej skórze mogą się o tym przekonać Becky Montcrief (posiadająca jeden z Sześciu) oraz Drake Sinclair (posiadający cztery z Sześciu). Prawdziwą naturę broni znają przedstawiciele zakonu Miecz Abrahama oraz ich przeciwnicy – Rycerze Salomona.

Akcja trzeciego albumu cyklu zatytułowanego Więzy rozpoczyna się w pociągu, w którym przewożona jest trumna z ciałem straszliwego generała Oliandera Bedforda Hume’a. Podróż nie ma charakteru krajoznawczego, gdyż wdowa po generale umyśliła sobie, że odzyska truchło męża, zgładzi pannę Montcrief oraz pana Sinclaira i przy okazji przejmie pięć rewolwerów. Plan iście diabelski. Za sprawną realizację odpowiada Ellie Barlow, który posiada zdolność kontrolowania monstrualnej mumii oraz watahy zombie. Grupa ożywieńców atakuje pociąg. Z jakim skutkiem? Tego nie będę zdradzał. Wściekły napad na skład, to zaledwie początek całego ciągu dramatycznych wydarzeń.

Ważnym elementem składowym fabuły jest rozgrywający się równolegle wątek z udziałem Gorda Cantrella, który poszukuje odpowiedzi na pytanie, jak zniszczyć Sześć. W tym celu udaje się do Tennessee na zniszczoną plantację Braxtona Bella Hooda, gdzie przez wiele lat był niewolnikiem. Na miejscu mężczyzna będzie musiał stanąć twarzą w twarz z bolesną przeszłością. Widma i duchy, które spotyka są nadzwyczaj realne, proponują bohaterowi uwolnienie od trosk, mistyczną wiedzę i powrót na łono rodziny. Wartościowym zabiegiem jest wprowadzenie do skądinąd rozrywkowej i przygodowej opowieści poruszających przeżyć. Fragmenty poświęcone Cantrellowi wypadają przekonująco i nie pozostawiają czytelnika obojętnym.

Całość utrzymana jest w cartoonowej stylistyce. Autor oprawy graficznej – Brian Hurtt – główny nacisk kładzie na przedstawienie postaci, sprawne oddanie dynamiki wydarzeń i scen akcji. I to mu się udaje. Artysta nie zapomina o scenografii, gdy zmieniają się lokacje. W produkcję trójki zaangażowany został dodatkowy rysownik. Tyler Crook narysował rozdział poświęcony przeszłości mumii. W porównaniu z Hurttem Crook posługuje się delikatniejszą kreską, a w kilku partiach zastosował malarską technikę. Kolejny raz dobrze się spisał kolorysta, Brian Crabtree, którego konsekwencja w doborze barw spaja w całość poszczególne rozdziały.

Scenarzysta czerpie całymi garściami z ogranych motywów i trików, budując własny western & horror. Podoba mi się pomieszanie porządków, to współwystępowanie mistycznych i przygodowych elementów. Tak, lubię serię Szósty rewolwer i czytam chętnie.

Cullen Bunn (sc.), Brian Hurtt & Tyler Crook (rys.), „Szósty rewolwer #3: Więzy”, tłum. Maciej Drewnowski, Timof Comics, Warszawa 2017.

[scenariusz: 4, rysunki: 4, kolory/cienie: 4+]

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Szósty rewolwer #2: Rozdroża

07/08/2017 § Dodaj komentarz


 Dziwny Dziki Zachód

Nim zapoznałem się z drugim albumem z cyklu Szósty rewolwer, musiałem zdjąć z półki „jedynkę” i ponownie przeczytać (klik! klik!). W końcu minęło ponad dwa lata od premiery albumu, dlatego nie dziw, że miałem dziury w pamięci. Musiałem przypomnieć sobie, kiedy i w jakich okolicznościach Drake Sinclair wszedł w posiadanie czterech z sześciu magicznych spluw, dlaczego Becky Montcrief ma swój osobisty „pistolecik”, którego nikt nie może jej odebrać, a także dlaczego Billjohn O’Henry wygląda i zachowuje się jak golem oraz kim jest i skąd się wziął Gord Cantrel.

Akcja albumu Rozdroża rozgrywa się w Nowym Orleanie, a także na bagnach znajdujących się w pobliżu miasta. Po pierwszym użyciu sześciostrzałowców między panem Sinclair a przedmiotami wywiązała się magiczna relacja, która niezwykle ciąży bohaterowi. Mężczyzna zrozumiał, że posiadanie na własność rewolwerów nie jest najlepszym pomysłem. Dlatego szuka kogoś, kto pomoże mu zerwać więź. I tak odnajduje niejakiego Henriego Fouriera – starego czarownika voodoo, który zdradza mu historię tytułowych spluw. A z okolicznych bagien wyłazi coś strasznego i nie trudno zgadnąć, czego chce…

Tempo, z jakim prowadzono fabułę „jedynki”, było iście ekspresowe, wydarzenia następowały po sobie niczym kolejne strzały z rewolweru. Pierwsza połowa bieżącej odsłony prowadzona jest dość spokojnie. Scenarzysta początkowo stara się przybliżyć tło wydarzeń, ale w drugiej połowie akcja wyraźnie przyspiesza. Scenografia, w której rozgrywają się wydarzenia – bagna Luizjany i miasto Nowy Orlean – stanowi ciekawy i atrakcyjny dodatek. Cullen Bunn wprowadza do opowieści nowe postaci, nie zapominając o tym, aby przybliżyć trójkę głównych bohaterów. Mamy okazję lepiej poznać Drake’a, Becky i Billjohna, bo w końcu spędzimy z nimi trochę czasu, gdyż, nie licząc spin-offów, cała seria liczy sobie dziewięć tomów.

Ilustracje wyszły spod ręki Briana Hurtta, który dba o realność i szczegółowość przedstawienia, choć kreska ma wyraźnie cartoonowy sznyt. Każdej z postaci nadano indywidualne rysy, więc nie ma najmniejszych problemów w rozpoznaniu bohaterów. Rysownik nie zapomina o elementach tła i drugiego planu. Całość prezentuje się nadzwyczaj dobrze, a sceny z udziałem haitańskich demonów, które rozgrywają się na mokradłach, naprawę mogą się podobać.

Szósty rewolwer to seria, która należy do gatunku Dziwny Dziki Zachód, w którym typowo westernowe elementy zostały połączone z elementami horroru oraz fantastyki. Fabuła ma iście rozrywkowy charakter, została uszyta z ciekawych elementów oraz sprawnie poprowadzona. Lektura komiksu stanowi niezłą przygodę, którą warto samodzielnie przeżyć.

Cullen Bunn (sc.), Brian Hurtt (rys.), „Szósty rewolwer #2: Rozdroża”, tłum. Maciej Drewnowski, Timof Comics, Warszawa 2017.

[scenariusz: 4, rysunki: 4+, kolory/cienie: 5-]

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Sykes

04/08/2017 § 3 Komentarze


 Sceny z życia szeryfa

Jeszcze cztery czy pięć lat temu w Polsce ukazywało się niewiele komiksów. Fani opowieści obrazkowych mogli kupować właściwie każdą kolejną produkcję. Aktualnie nie jest już to możliwe, gdyż co miesiąc na półki księgarskie trafia kilkadziesiąt nowych pozycji. Różnorakich, od superhero po tytuły dla dzieci, od alternatywy po „frankofony”. Dlatego kupujący z większym rozeznaniem i selekcją rozbudowują swoje domowe kolekcje. Osobiście stawiam na westerny – pod tym kontem rozwijam swoją biblioteczkę. Rodzimi wydawcy regularnie dostarczają kolejne albumy, które mogę odstawić na tematyczną półeczkę, gdzie stoją już: Comanche, Ringo, Blueberry, Undertaker, Lucky Luke oraz Sykes. Nad ostatnią pozycją, która ukazała się nakładem Scream Comics, chciałbym się dziś pochylić.

Album rozpoczyna się sceną rozgrywającą się w małej, żyznej dolinie. Pewien ubrany na czarno jeździec podjeżdża pod samotnie stojący dom i prosi bawiącego się w obejściu chłopca o wodę. Dochodzi do nieporozumienia. Z domu wychodzi kobieta z obrzynem w rękach. Grzecznie „sugeruje” mężczyźnie by się nie zatrzymywał i jechał dalej swoją drogą. Na szczęście udaje się uniknąć strzelaniny. Kobieta opuszcza broń, gdy mężczyzna unosi klapę kurtki i pokazuje wpiętą na piersi gwiazdę szeryfa. Przed odjazdem ostrzega panią Starret o grasującej gdzieś w pobliżu bandzie nikczemnych przestępców.

Tak przedstawia się pierwsze spotkanie chłopca Jima Starreta oraz mężczyzny imieniem Sykes, który nosi pseudonim ‘Wyrok’. Dlaczego ‘Wyrok’? Już odpowiadam, cytując scenarzystę, „(…) jak dopadnie swoją zdobycz, a zawsze ją dopada, wierz mi, sądzi, skazuje i dokonuje egzekucji za jednym zamachem”. Tak, główny bohater jest poniekąd westernową wersją Sędziego Dredda czy Ronana Oskarżyciela. Sykes jedzie do miasteczka, gdzie ma spotkać się z przyjacielem od krwawej, ale legalnej roboty. On i O’Malley mają zapolować na bandę Claytonów, która – co wcale nie dziwi – noc wcześniej napadła na farmę pani Starret. Małoletni Jim był świadkiem dantejskich, nieludzkich scen. Dlatego, mimo sprzeciwu szeryfa, bierze aktywny udział w obławie na oprychów. Tytułowy bohater ma z nimi do wyrównania swoje prywatne rachunki.

Pod względem fabularnym album jest ciekawie skonstruowany. Całość w trzech czwartych przebiega utartymi szlakami, jakimi zwykle podążają tego typu historie, rozgrywające się na Dzikim Zachodzie. Dużo ciekawiej przedstawia się końcówka komiksu, gdzie Pierre Dubois w telegraficznym skrócie ukazuje kolejne lata „pracy” pary szeryfów, aż do ponownego spotkania protagonisty z Jimem, który dorósł, okrzepł i wyrobił sobie własne zdanie o wydarzeniach rozgrywających się na pograniczu.

Za oprawę graficzną odpowiada, dotąd nie prezentowany w Polsce, francuski artysta Dimitri Armand. Rysownik stawia na realizm. Postaci ukazane są zgodnie z normami anatomicznymi i fizjonomicznymi. Na uwagę zasługuje także wysoka dynamika ruchów oraz gestów. Całość narysowana została mięsistą, tłustą kreską. Ilustracje obwiedziono mocnym, wyraźnym konturem. Twórca mniej uwagi przywiązuje do tła i drugiego planu, który zwykle ograniczony zostaje do barwnej plamy.

Lubię komiksowe westerny. Pewnie dlatego omawiany tom przypadł mi do gustu. Jestem przekonany, że osobom o podobnym „skrzywieniu” Sykes się spodoba.

Pierre Dubois (sc.), Dimitri Armand (rys.), „Sykes”, tłum. Jakub Syty, Scream Comics, Łódź 2017.

[scenariusz: 4-, rysunki: 4, kolory/cienie: 4]

  {komiks można kupić tu: klik! klik!}

gildiaRecenzja napisana dla serwisu Gildia Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Blueberry. Tom 8

17/03/2017 § 1 komentarz


 Człowiek z Żelaza

Przychodzi nam się żegnać z eksporucznikiem Mike’iem Blueberry’m. Może nie definitywnie, bo przed wiernymi czytelnikami bonus w postaci tomu oznaczonego na grzbiecie cyfrą zero. Wspomniana odsłona zbiera pierwsze pięć albumów serii, które dawno temu ukazały się w Polsce, a teraz wydawnictwo Egmont Polska zdecydowało się na reedycję, ale o tym tomie przyjdzie mi pisać później. Teraz czas zająć się zbiorczym tomem numer osiem, który zawiera ostatnie trzy oryginalne albumy serii: Apacz Geronimo, OK Corral oraz Dust.

Michael Steven Donovan, który ostatnimi czasy zyskał sobie przydomek gambler, przebywa w słynnym miasteczku Tombstone, gdzie – jak pamiętamy z siódemki – został podstępnie postrzelony. Rana wydawała się śmiertelna, jednak jakimś cudem nasz bohater wraca do zdrowia. Duża w tym zasługa Miss Malone, która czule opiekuje się rekonwalescentem. Pozytywnie działa także możliwość opowiadania dawnych przygód pisarzowi Johnowi Campbellowi, który skrzętnie notuje historię spotkania podówczas porucznika kawalerii z indiańskim wodzem Geronimo.

Fabuła całości prowadzona jest dwutorowo. Pierwszy wątek narracyjny dotyczy przeszłości i prowadzony jest przez samego bohatera. Drugi ukazuje zawiłości intrygi związanej z historyczną strzelaniną z 26 października 1881 roku, która miała w Tombstone. Uczestniczyli w niej bracia Earp (Wyatt, Virgil, Morgan) oraz Henry „Doc” Holliday, a po przeciwnej stronie barykady bracia Clanton (Ike i Billy) i McLaury (Tom i Frank). Popkultura wielokrotnie przerabiała to znane skądinąd wydarzenie. Wersja, jaką podaje nam Jean Giraud, jest znacznie rozbudowana, a także ciekawie poprowadzona. Scenarzysta zaangażował sporą grupę dodatkowych postaci (m.in. Blueberry’ego, młodego Billy’ego, płatnego zabójcę czy „panienkę” Gertrudę) i zadbał o ich psychologiczną wiarygodność, co wyraźnie uatrakcyjnia opowieść.

W porównaniu z innymi historiami serii opowieści brakuje rozmachu. Główny wątek ma kameralny charakter. Dodatkowo miejsce akcji zostało ograniczone do kilku zakurzonych ulic miasteczka w Arizonie. Nie jestem pewien, czy ową zmianę powinniśmy zapisywać na niekorzyść Gira. To nie jest już komiks awanturniczo-przygodowy, jak to miało miejsce, gdy scenariusze pisał Jean-Michel Charlier. Akcenty się przesunęły, nastąpiło większe skupienie na występujących postaciach. Ważne stały się emocje i motywacje. W tym kontekście trochę niewiarygodnie wypada główny protagonista, który mimo krwawiących ran, nagłych słabości, zawrotów głowy czy omdleń jawi się niczym niezniszczalny Człowiek z Żelaza.

Rysownik wyraźnie ograniczył ilość barokowych detali. Nadal jest szczegółowo i precyzyjnie, nadal dokładnie oddaje się realia epoki, choć z drugiej strony czasem postaci mają karykaturalne lub „płaskie” rysy twarzy, a tła redukuje się do barwnych plam. Całość wygląda dość surowo, co może być zasługą monochromatycznych kolorów.

Michael Steven Donovan przeszedł właśnie na zasłużoną emeryturę. Wydaje się nieprawdopodobne, że pomiędzy pierwszym a ostatnim albumem minęło 40 lat. Seria Blueberry mimo to się nie zestarzała. Wciąż pozostaje najlepszym komiksowym westernem wyprodukowanym w Europie.

Jean Giraud (sc. &rys.), „Blueberry. Tom 8”, przeł. Wojciech Bierk, Klub Świata Komiksu – album 1043, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2016.

[scenariusz: 4, rysunki: 5+, kolory/cienie: 5] 

{komiks można kupić tu: klik! klik!}
Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Szósty rewolwer #1: Zimne martwe palce

29/06/2015 § Dodaj komentarz


Panna Becky potrafi strzelać

6 rewolwerW poszukiwaniu ciekawych, atrakcyjnych i różnorodnych albumów polscy wydawcy coraz głębiej eksplorują światowy rynek komiksowy. Pojawiają lub najbliższym czasie się pojawią przedruki oficyn małych i mniej znanych, przeczesywany jest głownie rynek anglojęzyczny – First Second, Nobrow czy Koyama Press. A jeśli chodzi o rozrywkę i superhero, to nie tylko DC i Marvel, ale także Image Comics (poproszę o więcej!), IDW Publishing, BOOM! Studios. Serią Szósty rewolwer powraca Oni Press. Powraca, gdyż z dziesięć lat temu Taurus Media publikowało Whiteout oraz Queen & Country (niestety edycja nie została ukończona).

W kwietniu Timof Comics oddał w ręce czytelników album Zimne martwe palce. Akcja rozgrywa się w Stanach, po wojnie secesyjnej, którą należy traktować umownie – jako dookreślenie czasu, a nie historyczne wskazanie. Cullen BunnPani Hume, demoniczna i wiecznie młoda kobieta, zatrudnia agentów Pinkertona, aby wytropili cenny rewolwer, który kiedyś należał do jej zmarłego męża generała Oliandera Bedforda Hume’a. Artefakt obecnie znajduje się w posiadaniu kaznodziei, który skutecznie (na jakiś czas) uziemił generała. Broń wpada w ręce przybranej córki kaznodziei, Becky Montcrief, która odkrywa, że posiada ona nadprzyrodzone i mroczne moce. Może być używana jedynie przez tego, który dzierży go po przednim właścicielu – innymi słowy, tylko ona może używać dziwnego i niebezpiecznego pistoletu. W pościg za rewolwerem ruszają źli ludzie oraz wyswobodzony z okowów śmierci generał.

Poszukiwacz skarbów Drake Sinclair, który należał kiedyś do kompanii Hume’a, odnajduje Becky. Zresztą nie tylko on, gdyż straszna ferajna również. Dochodzi do bezpośredniego starcia. martwe palceWydawać by się mogło, że ludzie generała mają znaczącą (jakościową i ilościowo) przewagę – posiadają pięć pozostałych magicznych spluw oraz całe zastępy ożywieńców. Tempo akcji jest iście ekspresowe, niczym w kalejdoskopie przenosimy się z miejsca na miejsce, nigdzie nie przebywamy dłużej niż dwie lub trzy sceny. Scenarzysta co rusz wprowadza nowych bohaterów, których nawet nie próbuje specjalnie przedstawiać czytelnikowi. Takie rozwiązanie ma swoje uzasadnienie – chodzi o nadanie akcji właściwej prędkości, a w sensie metaforycznym, przywodzi na myśl, wprawne opróżnianie magazynka rewolweru.

Za warstwę wizualną odpowiedzialny jest Brian Hurtt, którego możemy pamiętać z tomu Odtajnione należącego do serii Za Królową i Ojczyznę. Rysownik dobrze wczuł się w klimat opowieści, postaci narysowano realistycznie, a demony, potwory i zombie są odpowiednio przerażające. Artysta z dużą dbałością odwzorował noszone przez bohaterów stroje oraz broń. Klasyczne kadrowanie (statyczne, bez eksperymentów, właściwie same prostokąty) szósty rewolweroraz budowa planszy przypominają rzeczy z rynku frankofońskiego. Kolory również dobrze oddają atmosferę.

Cullen Bunn skutecznie zadbał o to, abyśmy podczas czytania ani przez chwilę się nie nudzili. Dziki Zachód jest dziki, ale nie w sposób znany z westernów, na myśl przychodzą raczej horrory i ezoteryczne opowieści. Nie dość, że pojawia się armia zombiaków, to jeszcze czterej straszni jeźdźcy (z apokalipsy?) czy odważni mnisi, którzy chętniej używają broni palnej niż wody święconej. W warstwie fabularnej serial „Szósty rewolwer” jest sprawnym popkulturowym miksem, dobrą mainstreamową rozrywką. Oczywiście figury bohaterów i tematyka wyraźnie wskazują, że lektura serialu nie jest dla wszystkich. Ci, którym podoba się Hellboy, W.E.S.T., czy Amerykański Wampir, powinni się z pozycją zapoznać.

Cullen Bunn (scen.), Brian Hurtt (rys.), „Szósty rewolwer #1: Zimne martwe palce”, tłum. Maciej Drewnowski, Timof Comics, Warszawa 2015.

[scenariusz: 4, rysunki: 4+, kolory/cienie: 4+]
Brian Hurtt

sklep{komiks można kupić tu: klik! klik!}

 Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Mroczna Wieża #4: Upadek Gilead

16/11/2013 § Dodaj komentarz


upadek gileadChwiejna konstrukcja Świata (Pośredniego)

Czy warto jest, czy warte to wszystko
By czynić upadek

(Kult, „Czarne słońca”)

Konstrukcja naszego świata zbudowana jest tak, że mocarstwa, które toczą koła historii, jakkolwiek potężne by nie były, po jakimś czasie zawsze upadają. Bywa, że taka oś czasu wytrzymuje większe obciążenie, bywa że pęka w mgnieniu oka, niczym mydlana bańka, ale niezmiennie niszczeje, a na jej miejsce pojawia się następna, i następna, i następna. Upadały wielkie cywilizacje starożytnej Grecji, upadło perskie imperium wchłonięte przez Aleksandra Macedońskiego, z którego zrodziło się kolejne imperium, aby po jego śmierci podzielić się na mniejsze królestwa i rychło zniknąć z mapy świata. Upadło wreszcie Cesarstwo Rzymskie, początkując wieki ciemne i średniowiecze, rozpadło się Cesarstwo Rosyjskie et cetera.
upadek-gileadNie inaczej skonstruowany jest Świat Pośredni, gdzie osie historii i osie czasu koncentrują się wokół Mrocznej Wieży. Aby historia Rolanda, ostatniego z legendarnych rewolwerowców, mogła na dobre się rozpocząć, fasada Gilead, jego ojczyzny i niedoszłej spuścizny, musiała niestety runąć, grzebiąc w katakumbach ruin prawie wszystkie bliskie mu osoby. Tak, to okrutne oblicze świata, ale – jeżeli zastanowić się nad tym dłużej i głębiej – jedyne prawdziwe. Oblicze Świata Pośredniego niczym bowiem nie różni się od oblicza jakiegokolwiek innego świata.
Upadek Gilead, czwarty tom komiksowej serii osadzonej w świecie Mrocznej Wieży, opowiada o, nie dacie wiary… Opowiada o upadku Gilead. Ekipa tworząca (pod nadzorem Stephena Kinga) współpracowała w nieomal niezmienionym składzie, z małym wyjątkiem. Za rysunki tym razem odpowiedzialny jest wyłącznie Richard Isanove, któremu najwyraźniej jednak brak towarzystwa Jae Lee’go (współautora rysunków do albumów 1-3) zupełnie nie przeszkadza. Upadek Gilead utrzymany jest w niezmienionej, mrocznej konwencji poprzednich części.
upadekFabularnie album jest kontynuacją wydarzeń ze Zdrady. John Farson, upiorny Dobry Człowiek, wraz z czarnoksiężnikiem Martenem i armią swoich sługusów (wśród których po raz pierwszy widzimy „powolne mutanty” – inspirowane niewątpliwie orkami z Władcy pierścieni) wykradają Grejpfrut Maerlyna, by ostatecznie położyć kres znienawidzonemu królestwu Arthura Elda. Zanim jednak ich wojska dokonają oblężenia zamku, posłużą się bronią najniebezpieczniejszą – ogniem zdrady i podstępu.
W Upadku Gilead mamy do czynienia z niemalże kompletem archetypów zdrady. Brakuje może uosobienia Judasza Iskarioty w jednej konkretnej osobie, ale duch biblijnego zdrajcy obecny jest na każdej stronie opowieści. To właśnie przewidywalność razi w tej historii najbardziej. Sam Alain, zastrzeliwszy zdradzieckich wrogów, mówi: „Idioci. Gdybym choć przez chwilę pomyślał, że tacy jak ci mieli coś wspólnego ze śmiercią mego ojca, chyba zastrzeliłbym się ze wstydu”.
Wręcz nie wypada, aby elita Gilead dała się podchodzić w tak oczywisty sposób. Trochę oczywiście marudzę, bo przecież i wielki Juliusz Cezar nie potrafił przeniknąć spisku i uprzedzić zamachu na swoje życie. Ale Steven Deschain, w którego żyłach płynie krew Arthura Elda… No nie, nie mogę się z tym pogodzić. Nieporadne momentami dialogi i wtręty narratora, który raz stylizuje się na baśniowego gawędziarza, a innym razem na „spoko-zioma” puszczającego oczko do czytelnika, to już znak rozpoznawczy serii, do którego można przywyknąć.
Świeżego ducha niewątpliwie tchnie w tę historię wyjście spoza ram Gilead i okolic. Stanie się to w kolejnych albumach, dlatego fani Mrocznej Wieży muszą uzbroić się w cierpliwość.

Robin Furth (fabuła), Peter David (scenariusz), Richard Isanove (rysunki), tephen King (koncepcja literacka), „Mroczna Wieża {komiks} #4: Upadek Gilead”, przeł. Zbigniew A. Królicki, Wydawnictwo ALBATROS Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2012.

[autor: Rafał Niemczyk]

recenzja Rafała albumu pierwszego pt.: Narodziny rewolwerowca do przeczytania :tu:
recenzja Rafała albumu drugiego pt.: Długa droga do domu do przeczytania :tu:
moja recenzja albumu trzeciego pt.: Zdrada do przeczytania :tu:
recenzja Rafała albumu trzeciego pt.: Zdrada do przeczytania :tu:

gilead

Mroczna Wieża #3: Zdrada

15/11/2013 § Dodaj komentarz


zdradaKa-tet w szponach zdrady

Kleszcze zdrady zaciskają się wokół murów Gilead. Zło może uderzyć zewsząd – lepiej patrzeć na ręce nawet tym, którym rewolwerowcy ufają. Ka-tet Rolanda musi strzec się nie tylko siatki szpiegów i zastępów wrogów czających się gdzieś za horyzontem, ale też mieć się na baczności przed fałszywymi przyjaciółmi. Dłonie gorączkowo ślizgają się po rękojeści rewolwerów, a atmosfera staje się napięta, bo niebezpieczeństwo jest tuż-tuż. Ale nikt w baronii Nowy Kanaan nie spodziewa się, że maca już swoimi szponami twarze starych rewolwerowców, że drażni usta, nosy i uszy ich synów. Czai się w mroku i czeka na odpowiedni moment.
mroczna-wieza-zdrada Fabuła koncentruje się wokół dworu Gilead, na którym trwają przygotowania do celebracji oficjalnego pasowania Rolanda, Alana i Cuthbert na rewolwerowców. To zasłużona nagroda za odwagę i poświęcenie podczas krwawych wydarzeń w nadmorskim miasteczku Hambry w baronii Mejis. Choć dla Rolanda tamte dni już na zawsze pozostaną zarówno najpiękniejszymi chwilami w życiu (miłość do Susan Delgado), jak i największą traumą (śmierć Susan na stosie), która nie opuści rewolwerowca nawet, gdy wiele lat później już jako dorosły mężczyzna wyruszy na poszukiwania Mrocznej Wieży. Młodzi rewolwerowcy narażeni są na ataki zazdrosnych rówieśników, Roland ściera się z przerażającą mocą Grejpfruta Maerlyna, szpetna sekutnica Rhea z Cöos jątrzy w swoim chorym umyśle kolejną ranę, a matka Rolanda – nieszczęsna Gabrielle – och, nie chcielibyście wiedzieć, co ona wyczynia…
– Upiekło ci się. Teoretycznie mógł kazać cię stracić za zdradę stanu.
– Przynajmniej nie musiałbym być miły dla matki – odpowie cynicznie Roland na słowa Cuthberta.
mroczna-wiezaTrzeci tom komiksowej Mrocznej Wieży okrasza postać dość niezwykłej, jak na realia do których przywykliśmy, niewiasty. Akces przystąpienia do twardego, męskiego towarzystwa zgłosiła Aileen Ritter – siostrzenica mistrza Corta. Aileen nie chce pogodzić się z, wyznaczoną jej przez tradycję, rolą kobiety i żony, ponieważ ma serce rewolwerowca. Dziewczyna jest uparta, zadziorna i charyzmatyczna, poza tym świetnie strzela. Nie zapomina też oblicza… swojej matki. Celuje okiem, strzela umysłem. Być może los skaże ją także na zabijanie sercem, bo wszystko wskazuje na to, że scenarzyści zaplanowali dla Aileen jakąś poważniejszą rolę.
Jeżeli chodzi o kwestie techniczne, to zarówno wykonanie (twarda okładka, szycie, najwyższa jakość papieru), jak i strona edytorska, ponownie nie pozostawiają nic do życzenia. Od strony graficznej nadal obowiązuje minimalizm w tłach i kolorystyczna wirtuozeria (mocna paleta nasyconych barw); „detalizm” jest najwyraźniej czymś od czego na dobre uciekli autorzy strony wizualnej. Maciej Gierszewski z Kopca Kreta zwrócił uwagę na stylistykę narratorską, w myśl której narrator zwraca się gawędziarskim tonem bezpośrednio do czytelnika. Cytując Maćka, „taka koncepcja narratora zupełnie nie pasuje do języka komiksu”. Dopowiem tylko, że jest to zabieg stworzony specjalnie na potrzeby komiksu, nie zaadaptowany z powieściowego cyklu Mrocznej Wieży. Jeśli zaś całość akceptuje Stephen King, to pozostaje mi tylko pozostawić do oceny tę koncepcję każdemu czytelnikowi z osobna.
mroczna wiezaŚwietną wiadomością jest natomiast fakt, że Wydawnictwo Albatros zapowiada ciągłość wydawniczą kolejnych tomów Mrocznej Wieży. Wiemy też już na pewno, że nie będzie ich pięć, tylko osiem. Roland, potomek w linii prostej Arthura Elda, będzie miał więc jeszcze pełne ręce roboty. My zaś będziemy mogli to wszystko oglądać i przeżywać razem z nim oraz jego ka-tet. Dobra to nowina, bo przecież uniwersum Mrocznej Wieży jest jednak światem nie do pomylenia z żadnym innym.

Robin Furth (fabuła), Peter David (scenariusz), Jae Lee & Richard Isanove (rysunki), „Mroczna Wieża {komiks} #3: Zdrada”, przeł. Zbigniew A. Królicki, Wydawnictwo ALBATROS Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2011.

[autor: Rafał Niemczyk]

{recenzja Rafała albumu pierwszego pt.: Narodziny rewolwerowca do przeczytania :tu:
recenzja Rafała albumu drugiego pt.: Długa droga do domu do przeczytania :tu:
moja recenzja albumu trzeciego pt.: Zdrada do przeczytania :tu:}
mroczna zdrada

{cały komplet komiksów można kupić :tu:}

Mroczna Wieża #1-2: Narodziny rewolwerowca; Długa droga do domu

14/11/2013 § Dodaj komentarz


mroczna wieza 5Kilka dni temu ukazał się piąty komiksowy album z serii Mroczna Wieża. W związku z tym przez najbliższe trzy dni będę przypominał pierwsze cztery tomy. Recenzje zostały napisane przez Rafała Niemczyka. Zapraszam do lektury, dziś tekst, w którym Rafał przybliża dwa pierwsze albumy: Narodziny rewolwerowca i Długa droga do domu.

mroczna wieza 1Mroczna Wieża, siedmioksiąg Stephena Kinga przez samego uważany za opus magnum, zdobył sobie już na całym świecie odznaczenie dzieła kultowego. W zaawansowanych planach jest już adaptacja kinowa oraz wieloodcinkowy serial telewizyjny. Miliony fanów prześcigają się w tworzeniu scenariuszy, obsadzania głównych ról, przenoszenia na wizję uniwersum Mrocznej Wieży. By skrócić trochę to niecierpliwe oczekiwanie, Stephen King w porozumieniu z Wydawnictwem Marvel sięgnął po formę komiksu.


mroczna wieza 2Narodziny rewolwerowca i Długa droga do domu to dwa pierwsze tomy opowieści (z zaplanowanych ośmiu). Pojedynek z graficznym obrazem świata Rolanda, jego przyjaciół i wrogów wzięli na swoje barki Jae Lee i Richard Isanove. Scenariusz stworzył Peter David w towarzystwie z Robin Furth, oczywiście do jakiegoś stopnia pod bacznym okiem samego Stephena Kinga.
Od strony technicznej komiks jest wydany znakomicie. Solidna, przyjemna w dotyku twarda okładka, najwyższej klasy papier kredowy, porządne szycie. Rysunki w opinii wielu ekspertów zrobione świetnie, od siebie zaś dodam, że pozytywnie zaskoczyła mnie wizja postaci, zaproponowana przez kreatorów komiksu. Zarówno młody Roland, jak i jego ka-tet (Cuthbert, Alan), ojciec, matka, czarnoksiężnik Marten, Jeźdźcy Wielkiej Trumny, wiedźma Rhea czy zatrważający Karmazynowy Król. Wizualizacja wszystkich postaci w wielkim stopniu pokrywa się z obrazem, jaki tworzyłem sobie oczyma wyobraźni, gdy parę lat temu połykałem kolejne tomy cyklu Kinga. Kolory również robią wrażenie, pastelowe, wyraziste, zmieniające tonację wraz z biegiem akcji. mroczna 2
A czego mi zabrakło? Osobiście bardziej zaawansowanej wizji tła, przestrzeni rozciągających się przed i za bohaterami podczas ich wielkiej przygody. Dyskutując o tym motywie z kilkoma czytelnikami, obozy były prawie równo podzielone. Część czytelników broniła koncepcji rysowników, stawiając tezę (zresztą chyba słuszną), iż puste przestrzenie, emanujące „wielokolorami” są ukłonem w stronę samego autora, którego świat w dużej części taki właśnie był: tajemniczy, „niedopowiedziany”, złowrogi. Świat, „który poszedł naprzód”, a jednocześnie się cofał. Druga grupa odbiorców (w tym autor tej recenzji) uważała, że subtelne wtrącenie więcej ilości szczegółów, unaocznienie krain przemierzanych przez rewolwerowców, zrobiłaby temu dziełu bardzo dobrze. Puste przestrzenie robią piorunujące wrażenie upadającego świata. Pustka czasami przybiera jednak twarz albo maskę.
mroczna 3Warstwa fabularna koncentruje się wokół młodości Rolanda. Tylko pierwszy tom jest tutaj adaptacją prozy Kinga. Jest to czas kiedy Roland opuszcza Gilead jako pełnoprawny rewolwerowiec, po pokonaniu w pojedynku swego nauczyciela – Corta. Wraz z Alanem i Cuthbertem zostają wysłani z misją do baronii Mejis, gdzie Roland pozna kobietę swojego życia, a także stoczy walkę z wrogami oraz stawi czoła mocy potężnego kryształu – Grejpfruta. Zagłębianie się w tym momencie w fabułę jest o tyle bezcelowe, że wszyscy miłośnicy Mrocznej Wieży znają ją wszak na pamięć. A jednak w drugim tomie (i kolejnych) przyjdzie im przeżywać nową, nieznaną historię rewolwerowca i jego drużyny. Autorzy odkrywają bowiem przed nami fabułę, stworzoną specjalnie na potrzeby komiksu, choć oczywiście opartą na motywach i osi Świata Pośredniego. dluga-droga-do-domu-2
Peter David w komentarzu pod koniec Długiej drogi do domu odnosi się do krytyki, zasłyszanej tu i ówdzie, a która to krytyka zarzucała mu brak wyczucia przy tworzeniu dialogów, mało „kingowską” stylistykę, co miało wpłynąć na końcowy kształt dzieła. David odgryza się krytykom, pisząc, że „jeśli Steve [King – przyp. R.N.] aprobuje jego twórcze wysiłki, absolutnie nie obchodzi go, co inni mają do powiedzenia”. Może trochę dziwić ten ostry, polemiczny ton. Jestem jednak w stanie zrozumieć, iż presja milionów fanów, pod jaką znaleźli się autorzy komiksu, może przytłoczyć nawet najbardziej odpornych psychicznie. Wam, Drodzy Czytelnicy, pozostawiam ocenę ich pracy. Dodam na koniec, że pomimo kilku wcześniejszych uwag, każdy miłośnik Mrocznej Wieży powinien w kolekcji posiadać ten komiks. Stojący na półce poniżej siedmioksięgu Stephena Kinga.

W oczekiwaniu na kolejne tomy opowieści – miłych dni i przyjemnych nocy życzę!

Robin Furth (fabuła), Peter David (scen.), Richard Isanove & Jae Lee (rys.), „Mroczna Wieża {komiks} #1: Narodziny rewolwerowca”, przeł. Zbigniew A. Królicki, Wydawnictwo ALBATROS Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2012.
Robin Furth (fabuła), Peter David (scen.), Richard Isanove & Jae Lee (rys.), „Mroczna Wieża {komiks} #2: Długa droga do domu”, przeł. Zbigniew A. Królicki, Wydawnictwo ALBATROS Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2012.

[autor: Rafał Niemczyk]

{moja recenzja albumu trzeciego pt.: Zdrada do przeczytania :tu:}

narodziny-rewolwerowca-1

{cały komplet komiksów można kupić :tu:}

Mroczna Wieża {komiks} #3: Zdrada

15/12/2011 § 1 komentarz


We wtorek na stronie „Komiksomanii” opublikowana została moja recenzja z albumu Mroczna Wieża: Zdrada. Można ją przeczytać klikając :tu: albo kontynuować czytanie poniżej.

Gdy rok temu warszawskie Wydawnictwo Albatros opublikowało dwa pierwsze komiksowe albumy oparte na powieściowej sadze Stephena Kinga Mroczna Wieża, pomyślałem sobie, że to bardzo fajnie, ale także szkoda. Szkoda, ponieważ byłem przekonany, że poza tymi dwoma tomami nic więcej się nie ukaże. Myślałem, że wydawnictwu nie starczy zapału, werwy i konsekwencji w prowadzeniu serii i ostatecznie zarzuci wydawanie. W końcu Albatros to nie wydawnictwo komiksowe. Zresztą wydawnictwa komiksowe również, niestety, zarzucają rozpoczęte serie. Ale właśnie trzymam w rękach trzeci album komiksowej Mrocznej Wieży, a na styczeń zapowiadany jest czwarty. Wygląda na to, że się pomyliłem, Albatros dociągnie serię do końca. I to, jeśli wierzyć zapowiedziom, już w przyszłym roku.
Trzeci album serii nosi tytuł Zdrada. Akcja zwalnia, wręcz wyhamowuje, nie ma spektakularnych pościgów i obław. Ponieważ została przeniesiona do stolicy Gileadu, na dwór rządzony przez rodzinę Deschainów, gdzie Roland i jego dwaj przyjaciele mają otrzymać zaszczytny tytuły „rewolwerowców” – czyli, mimo swoich nastu lat, mają zostać oficjalnie pasowani na rycerzy, e pomyliło mi się, na dorosłych mężczyzn, którzy pamiętają oblicza swoich ojców, czyli są posłuszni i wierni tradycji.
W tle prac przygotowawczych do uroczystości wręczenia trzem przyjaciołom prawdziwych rewolwerów, mają miejsce zdarzenia, których wydźwięk został oddany poprzez tytuł tomu. „…żyjemy w niespokojnych czasach. Niebezpiecznych. Nie wiadomo, komu można ufać. Do kogo się zwrócić o pomoc i opiekę” – słowa Stevena Deschaina, wypowiedziane podczas pamiętnego wieczoru, mogą być mottem całego tomu. Sieć intryg, spisków i kłamstw oplata szlachetne miasto, a zdrada okazuje się trucizną powszechną niczym chleb i woda na dworze w stolicy. A zdradzić potrafi każdy, nawet najbliżsi. Powody bywają banalne: strach, miłość, ambicja, zazdrość. Nie chcę opowiadać szczegółów fabuły, ale cały ten patetyczny sztafaż: wielkie słowa, szerokie gesty, bywa chwilami nadzwyczaj denerwujący.
Irytuje mnie również sposób prowadzenia (snucia) opowieści. Obecność stricte literackiego, wszystkowiedzącego narratora, komentującego wydarzenia przedstawione w kadrach, jest drażniąca. Kolejnym minusem są wszystkie zwroty, w których mówi się bezpośrednio do czytelnika. Być może narrator został żywcem wycięty z kart powieści Kinga, nie wiem, nie czytałem cyklu powieściowego. Według mnie taka koncepcja narratora zupełnie nie pasuje do języka komiksu.
Jednym z ciekawszych wątków i interesującą, nową postacią, która zostaje w tym tomie wprowadzona, jest osoba Aileen Ritter, siostrzenica Corta, nauczyciela rewolwerowców znanego z pierwszego tomu. Jej postać jest interesująca, ponieważ jako jedyna przełamuje schematy. W patriarchalnym świecie rewolwerowców kobieta ma wyznaczone miejsce w szeregu: ma być żona, ma rodzić dzieci, czekać na przyjazd męża i opatrywać jego rany. Aileen woli się wyłamać. Chce się wyzwolić, wstępując do świata mężczyzn. Pragnie bronić swych bliskich przed Dobrym Człowiekiem i nosić broń. Dychotomia – aktywność vs. bierność – ukazana na przykładzie Aileen, to delikatny ukłon w stronę równouprawnienia płci.
Sposób, w który Jae Lee i Richarda Isanove przygotowują rysunki do kolejnego tomu, to wielki plus każdego albumu. Rysunki są specyficzne, jakby styl wypracowany przez obu panów został specjalnie stworzony na potrzeby tej serii. Z wielką umiejętnością podkreślają mroczny klimat opowieści. Na ilustracjach istnieje tylko pierwszy plan, zupełnie nic nie ma w tle. Duże brawa za odwagę w doborze kolorów.
Na zakończenie należy się także pochwała dla wydawcy. Redaktorsko i edytorsko książka stoi na bardzo wysokim poziomie. Nie natknąłem się na żaden błąd ani nawet literówkę. Zachęca także twarda, wyklejana okładka, kredowy papier, dobre nasycenie i trwałość kolorów – tusz się nie rozmazuje. Pozytywem są również dodatki zamieszczone na końcu albumu: szkice koncepcyjne, okładki próbne oraz serii zeszytowej.

Robin Furth (fabuła), Peter David (scenariusz), Jae Lee & Richard Isanove (rysunki), „Mroczna Wieża {komiks} #3: Zdrada”, przeł. Zbigniew A. Królicki, Wydawnictwo ALBATROS Andrzej Kuryłowicz, wyd. I, Warszawa 2011.


[scenariusz: 3, rysunki: 4, kolory/cienie: 5-]


{inne recenzje można przeczytać :tu: i :tu: komiks można kupić :tu:}

Where Am I?

You are currently browsing entries tagged with rewolwerowcy at Kopiec Kreta.