Czerwone wilczątko

24/08/2017 § 4 Komentarze


 Współczesna baśń

Szata graficzna Czerwonego wilczątka oszałamia! Ilustracje są wspaniałe. Bardzo szczegółowe, a także różnorodne. Ukazują leśną rzeczywistość, która jest miejscami magiczna i tajemnicza, a miejscami przerażająca i upiorna. Na dokładkę rozbudowana kolorystyka (szczególnie w pierwszej części) również przykuwa uwagę czytelnika. Całostronicowe plansze zawierają elementy narracyjne, które wymagają uważnego śledzenia i jednocześnie odwodzą czytelnika od tekstu. Tekst opowiadania, zepchnięty – z małymi wyjątkami – na boczny lub dolny margines, także stanowi element konstrukcyjny ilustracji. Książę chce się wciąż od nowa przeglądać, kartkować w te i nazad, wyłapywać „smaczki” i zachwycać każdym detalem. Dużym jednak błędem byłoby marginesowanie warstwy literackiej utworu i skupianie się tylko i wyłącznie na oprawie graficznej.

Amélie Fléchais napisała wariację na temat klasycznej baśni Mały Czerwony Kapturek autorstwa Charles’a Perraulta. Mimo podmiany głównej bohaterki z dziewczynki na wilczątko, rzecz ma więcej wspólnego z pierwowzorem niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. I nie chodzi tylko o podobieństwa elementów składowych (tj. mama, babcia, Czerwony Kapturek, myśliwy), ale raczej o nadrzędne przesłanie. Dla przypomnienia oryginalnie pierwowzór kończy się pożarciem babci i dziewczynki przez wilka. Dopiero XX-wieczna popkultura nadpisała dla opowieści szczęśliwe zakończenie. Autorka upomina się o krwawą brutalność i zgrozę w prawdziwych (a nie disnejowskich) baśniach.

Wilczątko, niepomne pouczeń i instrukcji udzielonych przez matkę, podąża za swoimi popędami – oddaje się zabawie, zbacza ze ścieżki, zjada zająca i zawierza słowom ludzkiej dziewczynki, z którą odchodzi (a ona wzbudza zaufanie, gdyż zachowuje się z gracją i pięknie wygląda). Postępowanie protagonistki jest autodestrukcyjne – choć nieuświadomione. Co prawda napięcie wywołane strachem przed porzuceniem i śmiercią ulega w finale rozładowaniu, gdyż dziewczynka zostaje uratowana przez Wilka-ojca. Tylko czy można mówić o szczęśliwym zakończeniu w sytuacji, gdy dochodzi do zabójstwa?

Huśtawka uczuć i emocji, z którą musi sobie poradzić bohaterka, jest niezwykle rozpięta. Beztroska, złość na siebie z powodu naiwności, strach o własne życie, wyrzuty sumienia, nadzieja ocalenia, ale przede wszystkim trauma, która pewnie na zawsze zmieni postrzeganie świata przez bohaterkę. W finale opowieści rzeczywistość wykreowana przez Fléchais jest ponura i mroczna. Co pewnie nie pasuje do obrazu, jaki wytworzyli sobie rodzice (większość, nie wszyscy) na temat baśni dla dzieci. Jednakże nie jest to powód, aby skreślać książkę z listy wspólnych lektur. A wręcz przeciwnie. Jestem zdania, że Czerwone wilczątko należy „przerobić”/„przetrawić” bardzo dokładnie. Słuchając o wilczątku, które na własne życzenie ma poważne kłopoty, dziecko – poprzez identyfikację – może przyjrzeć się własnym uczuciom, zobaczyć je niejako z zewnątrz i przemyśleć, a finalnie pozbyć się tłumionego napięcia. Co ma wymierne korzyści – nauczy młodego człowieka lepiej rozumieć samego siebie.

Czerwone wilczątko to pozycja odważna i znacząca, której w zalewie publikacji dla dzieci nie wypada przeoczyć. Rzecz piękna, mądra i pouczająca.

Amélie Fléchais (tekst & ilustracje), „Czerwone wilczątko”, tłum. Ana Brzezińska, Kultura Gniewu, Warszawa 2017.

[tekst: 6, rysunki: 5+ kolory/cienie: 6-]

 {książkę można kupić tu: klik! klik!}

Czy to pies, czy to bies. Czyli zbiór słowiańskich stworów

04/06/2017 § Dodaj komentarz


 Dlaczego Licho nigdy nie śpi?

Na przestrzeni ostatnich kilku lat możemy zaobserwować wyraźny wzrost zainteresowania mitologią słowiańską. Renesans widoczny jest choćby w ilości książek, w których pojawiają się legendarne stwory rodem z zamierzchłych czasów. Wydaje mi się, że prym wiedzie Karol Kalinowski, który bohaterami obu swoich komiksów (Łaumy i Kościska) uczynił słowiańskie potwory i demony. Warto także wspomnieć o pozycjach: Paskudki słowiańskie Magdaleny Mrozińskiej i Marii Dek czy serii Bestiariuszy słowiańskich Witolda Vargasa i Pawła Zycha. Zupełnie niedawno ukazał się książka Kamili i Łukasza Loskotów, która również dotyka pradawnych, rodzimych legend.

Czy to pies, czy to bies ma charakter poręcznego bestiariusza, który skierowany jest dla młodszych i trochę starszych czytelników. W książce znaleźć możemy uwspółcześnione legendy przedstawiające dwanaście słowiańskich stworów, występują m.in.: Strzyga, Licho, Południca, Zmora czy Leszy. Publikacja zbudowana została na przejrzystym schemacie: najpierw karta tytułowa, na następnej stronie tekst opisujący postać, a potem ilustracja „portretowa”, a dwie kolejne strony to rozkładówka, na której narysowano potwora w naturalnym środowisku. Całość zaczyna się wierszem, w którym stoi: „Patrz zatem sercem na strony / Gdzie bestie rogate koczują / Nie taki diabeł straszny / Jak go niektórzy malują”. Pisze – Łukasz, a maluje – Kamila.

I faktycznie, właściwie żadna z ukazanych postaci nie wygląda jakoś bardzo przerażająco czy obrzydliwie. Są jedynie trochę upiorne, głównie dlatego, że mają długie, ostre zęby i ciało porośnięte sierścią. Większość prezentuje się sympatycznie i przyjaźnie. Nawet Leszy, który, gdy pojawia się Wiedźminie czy Hellboyu, jest demonem, którego lepiej za wszelką cenę unikać, tu przedstawiony został jako starszy pan z brodą i rogami na głowie, na których siedzą ptaszki. Zresztą tekst opowiadania także podkreśla pozytywne strony stwora: „Jeśli jesteś dobry dla zwierząt i roślin, Leszy zawsze ci pomoże”.

Czy to pies… podoba mi się przede wszystkim ze względu na oprawę graficzną. I nie mam na myśli tylko i wyłącznie samych ilustracji. Całość została przygotowana ze smakiem i dbałością o każdy szczegół. I to już od wklejki, która ozdobiona jest roślinnymi ornamentami. Zresztą liściaste arabeski i szlaczki stanowią swoisty lejtmotyw całej książki, gdyż przewijają się prawie przez wszystkie strony. Na uwagę zasługuje pewna niedbałość kreski, artystka wcale nie stara się, aby wszystko było prosto i równo.

Rzecz jest ładna i ciekawa. Jestem przekonany, że spodoba się młodszym czytelnikom, którzy chcą dowiedzieć się, kim są Mamuny i dlaczego Licho nigdy nie śpi.

Łukasz Loskot (tekst), Kamila Loskot (il.), „Czy to pies, czy to bies. Czyli zbiór słowiańskich stworów”, Wydawnictwo OVO, Trzebnica 2017.

[scenariusz: 4-, rysunki: 5, kolory/cienie: 5-]

 {książkę można kupić tu: klik! klik!}

Fruwajka

18/02/2016 § Dodaj komentarz


Od świtu do świtu

fruwajkaMyślę, że autora Fruwajki nie trzeba jakoś specjalnie przedstawiać. A może mi się tylko tak wydaje, ponieważ uważam Piotra Sommera za najlepszego żyjącego poetę polskiego (obok Bohdana Zadury i Ryszarda Krynickiego). Mam w domu całkiem spory zestaw jego książek. Regularnie wracam do Czynnika lirycznego czy wyboru wierszy Rano na ziemi. Zresztą, obok „poezji dla dorosłych”, ma na swoim koncie rzeczy także dla dzieci.

Fruwajka to poetycka opowieść o (i z) codzienności. Permanentna relacja, która trwa na żywo od świtu aż po następny świt. Cały dzień na wizji. Właśnie dzień, który podglądany i opisywany jest ze wszystkimi szczegółami. Czytając, podążamy śladem słońca. Podążamy za Fruwajką. Prowadzi się delikatnie za rączkę i radzę się bacznie rozglądać na boki, bo jest sporo do oglądania.

slonce

Idziemy jak po sznurku – proszę zwrócić uwagę na zwisającą nitkę, która jest integralną częścią książki. A także na narysowaną linię, która ciągnie się przez wszystkie strony i układa w przeróżne kształty i niekształty: kota, rzekę czy kwiat. Na wewnętrznej stronie tylnej okładki wklejono żółta (jak słońce, jak kanarek) kopertę, do której można schować wrażenia.

Fruwajka to nie picturebook. Fruwajka to nie książka ilustrowana. A edytorskie i designerskie dzieło Tomasza Frycza i Marcina Wichy. Za pomocą minimalistycznych środków panom udało się „przełożyć” wiersz na „przedmiot”. Ładnie i trafnie napisała Magdalena Świtała: „Gradacja koloru stron przeprowadza czytelnika kolejno przez wszystkie pory dnia. I choć gama kolorystyczna jest bardzo wąska, wręcz na palcach jednej dłoni można policzyć kolory, w towarzystwie Fruwajki codzienność nabiera rozmaitych barw”.

ksiezyc

Gdy myślę o książce Sommera, to cisną mi się na język przymiotniki: subtelna, czuła, wrażliwa – wiem jednak, że autor nie byłby zadowolony z ich nadużywania… W każdym razie jest poetycka, bo napisana wierszem.

Piotr Sommer, „Fruwajka”, Wydawnictwo Warstwy, Wrocław 2015.
Zdjęcia zgarnąłem stąd: klik! klik!

warstwy{książkę można kupić tu: klik! klik!}

Rekomendacje: O rety! Przyroda

11/01/2016 § Dodaj komentarz


o rety przyrodaW najbliższą środę (13 stycznia) do sprzedaży trafi najnowsza książka Tomasza Samojlika O rety! Przyroda.

Poprosiłem autora, aby napisał o niej kilka słów od siebie:

Większość (minionego) roku upłynęła mi na pracy nad monstrualną książką dla wydawnictwa Multico. O rety! Przyroda według pierwszej koncepcji miała być całkiem standardowym picturebookiem pokazującym bogactwo naszej polskiej przyrody. Z czasem projekt ewoluował i pączkował, mutował, można rzec i w efekcie powstało coś na styku komiksu, picturebooka i popularnonaukowego przewodnika przyrodniczego po polskich górach, lasach, polach, rzekach, a nawet miastach i jaskiniach. Każdemu, kto już widział książkę na żywo, nie muszę tłumaczyć, ile pracy włożyłem w wyrysowanie tych wszystkich rozkładówek. Dość powiedzieć, że rysowałem w absolutnie każdej wolnej chwili, na wakacjach, przy śniadaniu, na lotniskach, w pociągach, na dworcach, w poczekalni do lekarza. Każdy, kto polubił humor dżdżownic i biedronek w sadze o ryjówkach, będzie się tutaj czuł jak w domu. Zwierzęta w O rety! Przyroda cały czas gadają między sobą, komentują wiedzę naukową na ich temat, robią sobie psikusy, a nawet czasami łamią „czwartą ścianę” i puszczają oko bezpośrednio do czytelnika. Mam wielką nadzieję, że książka się Państwu spodoba – więcej informacji o niej na oretyprzyroda.pl

Opis wydawcy:

O rety! Przyroda składa się z 42 tętniących życiem plansz rysunkowych. Niezwykle wciągające, zabawne i pomysłowe rysunki Tomasza Samojlika objaśniają, jak toczy się życie naszej rodzimej przyrody. Jak niewiarygodnie zmienia się las, łąka, jezioro, góry i miasto od wiosny do zimy. Gdzie na świat przychodzą młode wilki, jak wyglądają podziemne korytarze kreta, co robią nietoperze w ciemnej jaskini? Kto składa zielonkawe jaja, które zwierzęta hibernują, kto jest królem bagien? Na te pytania i wiele innych z łatwością można znaleźć odpowiedzi, uważnie przyglądając się rysunkom i czytając krótkie objaśnienia.

Książka ta należy do rzadkiej grupy publikacji, które bawiąc uczą i ucząc bawią, a to dzięki przezabawnym „wypowiedziom“ zwierząt, nawiązującym do ich życia. W „dymkach“ zamieszczone są dialogi zwierząt, z których można dowiedzieć się, o czym rozmawiają, o co się kłócą i co je bawi? O rety! Przyroda robi wrażenie swym dużym formatem i merytoryczną zawartością. To bogactwo informacji, szczegółów i ciekawostek przyrodniczych w doskonałej i dowcipnej formie rysunkowej. Świetnie nadaje się do wspólnego oglądania i czytania przez całą rodzinę.

Dodatkowo na każdej planszy autor ukrył inne zwierzę, które podpatruje, co dzieje się w przyrodzie. Nazwa tego zwierzęcia pojawia się zawsze pismem półgrubym w tekście wprowadzającym do planszy. Zadaniem czytelników jest znalezienie wszystkich ukrytych bohaterów.

Przykładowe plansze:

polska przyroda

2172

2171

2170

Tomasz SamojlikTomasz Samojlik (tekst & rys.), „O rety! Przyroda”, Wydawnictwo Multico, Warszawa 2016.

{książkę można kupić tu: klik! klik! lub tu: klik! klik!}

Rekomendacje: To ja, Hiperelvis

26/04/2015 § 1 komentarz


to ja, hiperelvisW marcu staraniem oficyny Czarna Owieczka do księgarń trawiła książka Bono Bidari To ja, Hiperelvis. Warto wspomnieć, że pod pseudonimem Bono Bidari ukrywa się kolektyw twórców odpowiedzialnych zarówno za tekst jak i ilustracje, w jego skład wchodzą: Jaume Copons, Daniel Cerdà, Ramón Cabrera i Óscar Julve.

Na ostatniej stronie okładki wydawnictwo umieściło notkę, w której przeczytać można: „To ja, Hiperelvis to mieszanka powieści i komiksu w jednym. Elvis Riboldi to wesoły chłopak z głową pełną pomysłów, przez które często pakuje się w kłopoty. Istny szatan, rozrabiaka. Prawdziwy «walking disaster». Rozpiera go energia. W swoich opowieściach nie szczędzi nam szczegółów, nawet tych najstraszniejszych. Zaczyna się dość niewinnie. Zbite szyby w oknach, popsuty Rolex, potłuczone okulary przyjaciela, to dopiero początek. (…) Przygotujcie się na pożar w domu sąsiada, przedszkolaki usypiane ostrym hard rockiem itp. A przy tym drodzy czytelnicy, będziecie pękać ze śmiechu i jeśli uważacie, że przesądzamy to znaczy, że nie znacie Elvisa”.

ElvisI muszę przyznać, że w zacytowanej zajawce jest dużo prawdy. Zresztą nie tylko ja tak uważam. Na forum Gildii można przeczytać wypowiedź Norberta Zwierzańskiego, którą we fragmencie pozwolę sobie przytoczyć (aby przeczytać całość, proszę kliknąć tu: klik! klik!):

„(…) lektura jest pierwszorzędna! Autor ma bardzo lekkie pióro i książkę pochłania się błyskawicznie. Humor – słowny i sytuacyjny – jest nienachalny, subtelny i przebija z każdej strony, z każdej sytuacji i z każdej postaci. Uważam, że to wielka sztuka napisać książkę, która adresowana właściwie do dzieci, potrafi naprawdę rozbawić i zainteresować dorosłego czytelnika, nie jest infantylna i naiwna. Autorowi udało się to znakomicie. ElvisRiboldi 1Treść dopełniają w doskonały sposób świetne ilustracje, czasem pojedyncze, czasem w formie minikomiksów. Bawiłem się przy lekturze wyśmienicie. Bardzo charakterystyczne i pełnokrwiste postacie, począwszy od głównego bohatera, poprzez jego rodzinę i kolegów/wrogów, po osoby pojawiające się epizodycznie – interesujące zarówno pod względem graficznym, jak i osobowościowym.

Przeczytanie tej pozycji to był świetnie spożytkowany czas i myślę, że jeszcze do niej powrócę. Czekam na dalsze przygody Elvisa”.

A premiera To ja, Hiperelvis i genialny Borys już w maju, pewnie podczas Warszawskich Targów Książki. Tymczasem zapraszam lektury pierwszego tomu. Poniżej zamieściłem kilka przykładowych plansz.

Bono Bidari {pseud.} (tekst & ilustracje), „To ja, Hiperelvis”, przeł. Karolina Jaszecka, Czarna Owieczka, Warszawa 2015.

kto jest kim 1 kto jest kim 2 kto jest kim 3sklep{książkę można kupić tu: klik! klik!}

Bajki

31/03/2015 § 2 Komentarze


Bajki bez pięknej księżniczki

rosensteinWydawnictwo Warstwy przebojem, a właściwie dwoma, wdarło się do grupy małych a intrygujących oficyn, które obserwuję i którym kibicuję. Dwie pierwsze moje przygody czytelnicze z książkami wrocławskiego edytora to: Oczy Iwony Chmielewskiej (szkic w późniejszym terminie) oraz Bizary Ewy Szumańskiej. (Po lekturze zanotowałem: Książka jest elegancko wykonanym i świetnie zaprojektowanym, przez Ryszarda Bienerta, przedmiotem: okładki spięte banderolą z logotypem wydawnictwa, na pierwszy rzut oka bardzo Biblię przypomina, ale już świńsko-różowa wklejka to wrażenie łamie, spis treści złożony z dużą ilością światła, i t d. Rzecz, którą trzeba wziąć do ręki i przekartkować, by w pełni docenić.)

Na niedawnych Targach Książki dla Dzieci i Młodzieży w Poznaniu Warstwy się wystawiały. Dzięki niespodziewanemu spotkaniu (kokieteria z mojej strony, dobrze wiedziałem, że stoisko będzie i że je odwiedzę) mam okazję zapoznać się z Bajkami Erny Rosenstein. Ta niewielka objętościowo, bo nie formatowo, książka zawiera łącznie osiem tekstów zmarłej w 2004 roku malarki surrealistycznej i poetki (warto wspomnieć, że premiera odbyła się dniu dziesiątej rocznicy śmierci autorki). Z posłowia możemy się dowiedzieć, że część tekstów publikowana była w latach 40. ubiegłego wieku na łamach pracy dziecięcej (m.in. „Świerszczyka”), a niektóre drukowane są pierwszy.

babcia

Stylistyka zaprezentowanych tekstów jest różnoraka. Całość otwiera udany wiersz pt.: Nieudana podróż o dwóch małych chłopcach, którzy w podróż chcą się wybrać, są gotowi, spakowani, już na dworzec się udają, a tam czeka na nich niemiła niespodzianka. Podoba mi, żwawo poprowadzony, ładnie zrymowany. Do moich ulubionych bajek, już prozą, należą: Babcia, Chłopczyk, Księżyc. Pisarka posługuje się pewnymi stałymi elementami scenografii, które regularnie się pojawiają. Niczym echo powracają: puste ulice, gruzy kamienic, wysokie kominy, pusty dom lub pokój, cienie i ciemność. Niewiele w nich światła, pewności, świetlistości. Nadzieja pojawia się na kształt nagłego promyka księżycowego światła, niczym chybotliwy płomień świecy, na który trzeba uważać, aby go przypadkowo nie zgasić.

Autorka koncentruje się na emocjach i uczuciach swoich bohaterów, nie boi się o tym pisać, nawet jeśli jest to głownie samotność, cierpienie, odrzucenie. Świat jawi się jako miejsce mroczne, fantasmagoryczne, niebezpieczne, miejscami nawet koszmarne. Główną motywacją działania bohaterów, to odnajdywanie spokoju i radości, a nie wielkich skarbów. Bajki są bajkami, w których nie spotkamy biednej, ale pięknej i szlachetnej księżniczki, raczej starą kobietę (babcię), która szanuje i przejmuje się innymi, a o siebie się nie troszczy.

karol banach

Ilustracje przygotował Karol Banach, który świetnie wczuł się w oniryczny i mroczny klimat opowieści. Jego prace są wyraźnie surrealistyczne, osiągnął to za sprawą geometryzacji przedstawienia postaci i wprowadzeniu „latających” brył, a także poprzez zaburzenie proporcji i puszczenie wodzy fantazji (m.in. kot w białe grochy, pan ropuch woźnica dorożki). Uboga paleta barw, dominacja szarości i różnych odcieni granatu powoduje, że coś melancholijnego wyziera z całości. Jedyną ciepłą barwą jaka pojawia się na planszach, to pomarańcz, ale szafuje nim ostrożnie na zasadzie kontrapunktu. Ilustracje Banacha pasują idealnie. Przyznam szczerze, że po przeczytaniu i obejrzeniu nie wyobrażam sobie, aby mogły być inne.

Książka jest piekielnie pięknie zaprojektowana, kolejny raz w tym tekście moje słowa uznania dla Ryszarda Bienerta. Font tekstu bajek ma odpowiednią wielkość, jest prosty, bez zbędnych ozdobników. Osobiście zrezygnowałbym z wyjustowania. Margines dolny i górny jest szeroki, więc strona ma dużo światła. Zastosowano także żywą paginę, dzięki czemu wiemy, jaką dokładnie bajkę czytamy. Twarda okładka, papier tłoczony poliwrap, wklejki z przodu i z tyłu.

charlie chaplin

Myślę, że wspólne (z dziećmi) czytanie tej książki będzie od wielu rodziców wymagało odwagi. Większość publikacji dla dzieci pokazuje cukierkową rzeczywistość, nieprawdziwą; odwykliśmy od myślenia, że świat to jednak wrogie miejsce. Bajki Erny Rosenstein to rzecz mądra i przejmująca. Unaoczniająca, że szczęście można odnaleźć w drobnostkach, mało znaczących detalach. Jeśli nadamy im sens, to one uzyskają wartość i znaczenie.

Erna Rosenstein (tekst), Karol Banach (ilustracje), „Bajki”, Wydawnictwo Warstwy, Wrocław 2014.

[tekst: 4+, rysunki: 6, kolory/cienie: 5+]

logo-sklep{książkę można kupić tu: klik! klik!}

Złodziej kury

01/03/2015 § 4 Komentarze


Bez słów też się liczy

Béatrice RodriguezPod koniec lutego poznańskie Zakamarki przygotowały dla swoich wiernych czytelników miłą niespodziankę. Uruchomiona została nowa seria książek dla dzieci (i nie tylko – jeśli przyjrzeć się bliżej pierwszemu tytułowi, ale o tym za chwilę). „Historia bez słów”, bo właśnie tak cykl się zwie, to opowieści zbudowane tylko i wyłącznie z obrazów, bez użycia jakichkolwiek słów. Założenie wydawnictwa, skądinąd trafne, streszcza się w zdaniu: „«Historia bez słów» za każdym razem i przez każdego może być opowiedziana inaczej”.

Złodziej kury Béatrice Rodriguez jest pierwszą publikacją wydaną w ramach nowej linii wydawniczej. Na ilustracji zamieszczonej na pudełku, w które wsunięta jest książka, widzimy rączo biegnącego (na dwóch tylnych łapach) lisa, który lewą łapą przyciska do piersi białą kurę, a prawą ściska jej dziób. Właśnie przeskakuje prze leżącą na ścieżce gałąź, jeszcze krok i wybiegnie z okładki, dlatego czym prędzej należy za nim podążyć i wyciągnąć książkę z etui.

noc

Obok rudzielca widnieje tytuł, wspomniany w akapicie wyżej, właściwie może się wydawać, że historia będzie dość tendencyjna i przewidywalna. Dodatkowo pierwsze dwie plansze sugerują, że przypuszczenie jest trafne – oto wstaje nowy dzień, w krzakach, niedaleko domu królika i niedźwiedzia, ukrywa się lis, który czeka na odpowiedni moment, aby ukraść swobodnie spacerująca kurę. Pewnie w zaciszu swojej nory chce ją pożreć. Ale gdy przewracamy kolejne strony i dochodzimy do pointy, to spotyka nas niemałe zaskoczenie. Okazuje się, że historia jedynie wychodzi od oczywistego zdarzenia, by ostatecznie doprowadzić czytelnika w zupełnie inne miejsce, niż mógłby się spodziewać.

gora

Oczywiście niedźwiedź, królik i kogut ruszają w pościg za złodziejem. Biegną, śpią, znów biegną, są zmęczeni i zrezygnowani, przemierzają las i góry, nie ustają, bo lis ciągle ich wyprzedza. Sekwencje zdarzeń, które przedstawione są na całostronicowych panelach, domagają się dopowiedzenia. Stawiają przed czytelnikiem zadanie do wykonania – wpierw myślą uporządkować to, co widać. Należy wzrokiem ogarnąć prawą i lewą stronę, ustalić, co na siebie wpływa i jak, by następnie słowem wyrazić oglądane zdarzenia.

Wyobrażam sobie, że kolejne wypadki głośno komuś się opowiada lub słucha się relacji. Język ciała oraz wyraz twarzy bohaterów przekazuje tu wiele dodatkowych informacji, łatwo zapomnieć, że na stronach brakuje słów. Nie, użyłem złego słowa, ich nie brakuje, czytelnik nie odczuwa braku, rozumianego jako „ułomność” lub fragmentaryczność narracji. One zwyczajnie nie są potrzebne, bo to jest lekcja wyobraźni.

szachy

Jest w książce Béatrice Rodriguez coś urzekającego, co powoduje, że powtórne czytanie sprawia radość. Przyjemnie jest patrzeć na ilustracje. Wciąż bawią mnie pewne sceny. Moją ulubioną jest ta, na której lis i kura grają w szachy przy blasku świecy, ukryci głęboko w norze, a gdzieś z boku panelu widzimy, jak królik ciągnie za nogę niedźwiedzia, który utknął w dziurze, a nad nimi siedzi kogut i dynda sobie nóżką.

Złodziej kury to bardzo dobry początek nowej, zakamarkowej serii. Czekam na kolejne tomy. Być może poznańska oficyna sięgnie po kolejne książki pani Rodriguez.

Béatrice Rodriguez (scen. & rys.), „Złodziej kury”, Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2015.

[scenariusz: 4, rysunki: 4+, kolory/cienie: 5-]

morze {książkę można kupić tu: klik! klik! lub tu: klik! klik!}

Crictor i inne niesamowite stwory

13/12/2014 § 3 Komentarze


Inny nie znaczy gorszy

CrictorOficyna Format sukcesywnie przybliża polskim czytelnikom twórczość, urodzonego w 1931 roku, pisarza i ilustratora Tomiego Ungerera. Książka wydana w bieżącym roku – Crictor i inne niesamowite stwory – to piąta pozycja tego autora w ofercie wrocławskiego wydawnictwa. Biorąc pod uwagę tuziny książek dla dzieci i dorosłych, jakie ma na swoim koncie Ungerer, chciałoby się napisać: dopiero piata.

Crictor… składa się z pięciu opowiadań, pierwotnie opublikowanych oddzielnie, jako samodzielne książki. I chociaż od premiery większości z nich minęło już ponad pół wieku, sprawy, które poruszają, pozostają nadal aktualne i nadzwyczaj ważkie. Ponieważ sytuacja „otwarcia granic”, Ungererskutkuje permanentną migracją wielkich grup ludności z miejsca na miejsce, które osiedlają się w nowych terenach i mieszają rdzennymi obywatelami. W tych warunkach książki poruszające status Innego są, jak najbardziej, na czasie.

Tym, co łączy wszystkie opowiadania jest charakterystyczne podejście autora do poruszonych spraw. W każdym opowiadaniu występuje zwierze (dziwne, inne, niepojęte), które z jakiegoś powodu występuje z królestwa zwierząt (czyli z przypisanego mu stereotypowo środowiska) i brata się z ludźmi. Początkowo ludzie się boją (strach jako motyw odrzucenia, odtrącenia), nie akceptują nowej roli zwierzęcia. Z czasem jednak, zwykle przez użyteczność i uczynność, następuje pełna akceptacja i zbratanie.

kangurzyca

Książka Crictor i inne niesamowite stwory to piękna lekcja tolerancji i szacunku dla cudzej odmienności. I chociaż bohaterzy muszą walczyć z drobnymi przeciwnościami losu, to wytrwałość się opłaca. Gdyż obok jest ktoś kto może i chce zrozumieć, zaakceptować – jak w opowieści Emil – pomocna ośmiornica, w której najważniejsza okazuje się przyjaźń głównego bohatera i kapitana Samofara, albo w tytułowym opowiadaniu o wężu boa, któremu mieszkańcy miasteczka w podzięce za odwagę i oclenie przed złoczyńcami terroryzującymi miasteczko, stawiają pomnik i nazywają park jego imieniem.

ośmiornica

Tekstu do czytania jest niewiele, dlatego nawet dla niewprawnych czytelników książka jest atrakcyjna. Zachwyt wzbudzają całostronicowe ilustracje, wykonane lekką i delikatną kreską, która przypomina mi trochę połączenie prac Jean-Jacques Sempé oraz Zbigniewa Lengrena. Do tego każde opowiadanie utrzymane jest w jednej, dominującej kolorystyce: w Crictorze… i Emilu… przeważa zieleń, w Adelajdzie… piaskowy brąz, w Orlando… szarość przeplata się z kolorem różowym, natomiast Rufus… wykonany został w innej technice – jest malowany i najbardziej kolorowy.

Chętnie powracam do omawianej książki. Opowiadania Tomiego Ungerera, mimo że z kluczem, nie noszą śladów nachalnego dydaktyzmu ani nadmiernego moralizowania. Czytelnik, niezależnie od wieku, znajdzie w niej coś dla siebie. Coś namacalnego, z czym spotyka się w codziennym życiu.

Tomi Ungerer (tekst & ilustracje), „Crictor i inne niesamowite stwory”, przeł. Beata Hrycak, Wydawnictwo Format, Wrocław 2014.

[tekst: 6, rysunki: 5, kolory/cienie: 5]

ambelucja {książkę można kupić tu: klik! klik!}

Antonino (trzykrotnie)

03/12/2014 § Dodaj komentarz


Przyjaźniąc się z Niedźwiedziem

Pan Antonino jest bohaterem trzech książek wydanych przez toruńską oficynę Tako. Bardzo sympatyczny z niego kompan. Nosi spodnie w kratę, żółtą bluzę i przyciasną zieloną marynarkę, stopy obute w trepy, które zdeczka przypominają buty ortopedyczne, prawie nie rozstaje się ze swoim kapeluszem typu trilby (chyba że idzie spać lub popływać). Na jajowatej głowie rosną mu cztery włosy na krzyż, ale za to nosi wielkie wąsy, przypominające trochę kocie wibryssy.

Każda pozycja przynosi kolejne informacje o jego osobie, które poznajemy towarzysząc mu podczas przedstawianej przygody. Każdą możemy czytać osobno, ponieważ nie ma ciągłości akcji, która wymagałaby lektury (i posiadania) wszystkich. Choć, oczywiście, najlepiej posiadać komplet.w walce

Z Antonino w walce z czasem dowiadujemy się, że nasz koleżka lubi obcować z naturą, a przebywanie w lesie wprawia go dobre samopoczucie. Inna cecha naszego bohatera, która ujawnia się w ekstremalnej sytuacji, to nadludzka siła. W tym pierwszym albumie poznajemy także Niedźwiedzia, który zostaje przyjacielem pana A.

antonino-tam-i-z-powrotem-tako

W książce Antonino tam i z powrotem okazuje się, że jest rannym ptaszkiem, który, aby zaspokoić wytrawne podniebienie swojego włochatego przyjaciela, przeskoczy góry i przepłynie słone morze. Za to Niedźwiedź spać lubi, o świcie nie wstaje i kładzie się spać po zmroku. Sypiają we wspólnej izbie w małej chatce Antnino, księżyc im dobrych snów życzy.

antonino-ze-snu-w-sen

A cóż im się śni? Tego dowiadujemy się z ostatniej książki – Antonino ze snu w sen – która należy do moich ulubionych w tym wydawniczym zestawie. Podoba mi się z dwóch powodów.

1) bohaterom śnią się rozbudowane, pełne akcji sny; dodatkowo śnienie jest aktywne i istnieje możliwość sterowania oraz współudziału, Niedźwiedź pomaga, wyświadczając przysługę – ciekawe przełamanie znanego związku frazeologicznego;
2) podział stron na trzy panele: w prawym dolnym rogu widzimy leżących w łóżku bohaterów, w lewym dolnym jest tekst, a nad przyjaciółmi unosi się chmurka, w której zilustrowano oniryczną opowieść.

Wszystkie trzy książki wydano w ten sam sposób: leżący prostokąt niewielkich rozmiarów, bo . Do tego twarde okładki w różnych kolorach (pierwsza zielona, druga morelowym, trzecia fiołkowym), są solidne, bo szyte – dlatego bez obaw, przetrwają spotkanie z najbardziej upartym czytelnikiem. Ładnie prezentują się na półce stojąc obok siebie, choć – jestem pewien – wylądują tam dopiero po wielokrotnym czytaniu i oglądaniu.

Juan Arjona (tekst), Lluïsot (ilustracje), „Antonino w walce z czasem”, przeł. Beata Haniec, Wydawnictwo Tako, Toruń 2013. (kup tu: klik! klik!)
Juan Arjona (tekst), Lluïsot (ilustracje), „Antonino tam i z powrotem”, przeł. Beata Haniec, Wydawnictwo Tako, Toruń 2014. (kup tu: klik! klik!)
Juan Arjona (tekst), Lluïsot (ilustracje), „Antonino ze snu w sen”, przeł. Beata Haniec, Wydawnictwo Tako, Toruń 2014. (kup tu: klik! klik!)

[tekst: 4, rysunki: 4-, kolory/cienie: 4+]
Antonino

Where Am I?

You are currently browsing entries tagged with książka dla dzieci at Kopiec Kreta.