Śmieci

01/12/2017 § Dodaj komentarz


 Filozofia codzienności

Wydawnictwo Prószyński i S-ka zdecydowało się przybliżyć polskim czytelnikom pozycję Śmieci, czyli nagrodzoną Eisnerem powieść graficzną Derfa Backderfa. Jednocześnie jest to debiut tego cenionego twórcy na naszym rynku. I to debiut bardzo, bardzo udany. W sam raz dla ambitnych i wymagających czytelników.

Historia ludzkości to historia śmieci, jakie produkujemy. Przekonuje się o tym bohater niniejszego komiksu, dwudziestojednoletni chłopak, który wyleciał ze studiów i nie za bardzo wie, co dalej ma ze sobą począć. Najchętniej siedziałby w domu i oglądał Królika Bugsa, jednak umowa z matką brzmi jasno – albo studiuje, albo znajduje sobie pracę i musi się utrzymać. Ale skoro trzeba, to trzeba. Gdy matka podsuwa mu ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników komunalnych, nie wie do końca, co właściwie go czeka („koszenie trawników przy ratuszu i takie tam?”). Zgłasza się, zostaje zatrudniony i zaczyna pracę jako… śmieciarz.

Wraz z dwoma towarzyszami jeździ, zbiera odpadki, jakie produkują ludzie z jego miasteczka i próbuje jakoś sobie radzić. Wśród śmieci, których pochodzenie jest równie ciekawe, jak ludzkie historie. Wśród tych ludzkich historii w nich się kryjących i pomiędzy dziwnymi ludźmi i równie dziwnymi sytuacjami, jakie stają się ich udziałem, trzej bohaterowie starają się radzić sobie nie tylko ze smrodem gnijących w upale produktów i niesprzyjającą pogodą, ale z życiem i całym światem.

Filozofia dnia codziennego – tak najkrócej można scharakteryzować to, co znajdziecie na stronach omawianego komiksu. Derf Backderf (a właściwie John Backderf) stworzył opowieść, której siłą jest zwyczajność, pospolitość i powtarzalność. Opowieść jest szczera i pozbawiona moralizatorskiego tonu. Prosta, jednak w swej prostocie zachwycająca. Nieważne czy autor opisuje historię śmieci od zarania dziejów po czasy obecne, czy też pokazuje szczeniackie wygłupy bohaterów, wszystko to intryguje i dostarcza emocji. Bawi, jednocześnie skłaniając do myślenia.

Od strony graficznej Śmieci to proste, cartoonowe ilustracje, odarte z kolorów, choć znalazło się miejsce dla monochromatycznego cieniowania. Całość oprawy graficznej doskonale pasuje do treści. Stonowane, szare, bez fajerwerków, jednak ukazane z talentem i wyczuciem. Do tego dochodzi też znakomite wydanie w twardej oprawie. Żadna przygodówka, żadne superhero, a ambitny komiks o życiu. 

Derf Backderf {właśc. John Backderf} (sc. & rys.), „Śmieci”, tłum. Grzegorz Ciecieląg, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

[autor: Michał Lipka]

 {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Comanche #8: Szeryfowie

16/11/2017 § Dodaj komentarz


Siedmiu niewspaniałych szeryfów

Seria Comanche osiągnęła właśnie półmetek. W bieżącej odsłonie powracają znane (lubiane i nie) postaci, po krótkiej przerwie pojawia się także tytułowa bohaterka. Dodatkowo kontynuowany jest wątek z poprzedniej części: Red Dust na ranczu Duncana, gdzie wiedzie spokojny żywot farmera, kolty schował w sypialni pod poduszką. Sielanka? Tak, ale do czasu…

…gdy zjawia się szóstka byłych szeryfów, którzy mają nieregulowane rachunki z rodzinną bandą Ruhmannów i ich prywatną armią. Nasz bohater nie chce się mieszać i odmawia przyłączenia się do karnej ekspedycji. Mężczyzna jest przekonany, że czasy, gdy zamiast wideł używał broni, minęły. I czytelnik również chwilę w to wierzy. I już wydaje się, że byli stróże prawa pod wodzą dawnego przełożonego Dusta – szeryfa Wallace’a, odjadą z kwitkiem, ale wówczas wychodzi na jaw, że wśród oblężonych w forcie Summerfield jest piękna i rezolutna Comanche.

Scenarzysta podaje nam swoja wersję klasycznej, westernowej opowieści o „siedmiu wspaniałych”, którzy gotowi poświęcić własne życie, aby zaprowadzić ład i porządek. Chociaż mam wrażenia, że Greg pisząc skrypt bardziej wzorował się na filmie Akiry Kurosawy niż na legendarnym filmie Johna Sturgesa. Panowie Wallace, Wabash, Dutch Kruger, Lover Lash, Rabin, Concho i Red Dust – tworzą niezbyt zgraną ekipę, żaden z nich kieruje się w życiu kryształową moralność, nieograniczoną tolerancyjnością czy wzniosłą szlachetnością. No, może z wyjątkiem Dusta.

Rysując Szeryfów Hermann był w szczytowej formie, komiks pierwotnie został opublikowany w roku 1980. Ilustracje robią piorunujące wrażenie, dbałość o detale stoi na najwyższym poziomie. Diabelnie dobrze wyszły sekwencje rozgrywające się na tle przyrody. Na uwagę zasługuje przeprawa rewolwerowców przez skaliste i ośnieżone góry. Na tle wielu wspaniałych kadrów sceny oblężenia fortu Summerfield i ofensywa szeryfów prezentują się mniej okazale, co nie znaczy, że źle. Trochę siada „czucie” narracyjności ilustracji, w kilku miejscach artysta posługuje się strzałkami, aby właściwie (z kadru do kadru) „nieść” opowieść. Na osobne słowa uznania zasługuje kolorysta, który wówczas dołączył do produkcyjnego duetu. Fraymond posługuje się bardzo rozległą paletą barw.

Melancholijny i „rozliczeniowy” wydźwięk fabuły stawia omawianą część wyżej niż większość uprzednich odsłon. Lubię komiksowe westerny, dlatego od samego początku lektura serialu sprawiała mi większą lub mniejszą przyjemność. „Ósemką” autorzy udowadniają, że nie opowiedzieli jeszcze wszystkiego, że mają w zanadrzu kilka mocnych historii o Dzikim Zachodzie.

Greg {właśc. Michel Louis Albert Regnier} (sc.), Hermann {właśc. Hermann Huppen} (rys.), „Comanche #8: Szeryfowie”, tłum. Wojciech Birek, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

[scenariusz: 5, rysunki: 5, kolory/cienie: 6]

 {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Comanche #7: Palec diabła

07/10/2017 § Dodaj komentarz


 Red Dust w Montanie

Właściwie od samego początku seria Comanche powinna nazywać się Red Dust. W końcu atrakcyjna ranczerka była jedynie pretekstem dla wprowadzenia postaci Reda, który wraz z rozwojem akcji stał się głównym bohaterem całej opowieści. Album oznaczony na grzbiecie cyfrą siedem rozpoczyna kolejny rozdział jego losów, a sama Comanche pozostaje jedynie wspomnieniem. Nie zmienia się jedno – cykl zdecydowanie należy od najlepszych westernowych opowieści stworzonych przez europejskich twórców.

W Greenstone Falls zaczyna się święto, kiedy jeden z mieszkańców miasta, tutejszy sędzia Robert Dillon, zostaje mianowany na gubernatora. Red Dust ma dość, zrzeka się urzędu szeryfa i zostawia przyjaciół z rancza Trzy Szóstki. Rusza do Montany, gdzie nie ma jeszcze gubernatora. Czy ma szansę na odmianę losu? Już pierwsze chwile w nowym miejscu przynoszą kłopoty. Kiedy pomaga wleczonej na śmierć dwójce, oficjalnie przeciwstawia się straży obywatelskiej. Niestety uratowani okazują się być zupełnie inni, niż sądził. Ogłuszony i okradziony Red wyrusza w dalszą drogę mimo wszystko nie żałując tego, co zrobił.

Wkrótce trafia w miejsce, w którym zacznie czuć się jak w domu. Należące do Duncanów ranczo przypomina mu Trzy Szóstki, córka właściciela, młoda Patricia, aż za bardzo kojarzy się z Comanche, a jej ojciec wydaje mu się dziwnie znajomy. Duncanowie nie chcą tu nikogo, nie chcą też zatrudnić Reda w roli pracownika, ale zgadzają się by w zamian za tymczasową pomoc zatrzymał się na trochę. Czy rewolwerowiec znajdzie tu szczęście i spokój, czy może czekają na niego kolejne zagrożenia?

Chyba cykl Comanche nigdy nie osiągnie już tak wysokiego poziomu, jaki prezentował album Mroczna pustynia (klik! klik!). Pod względem nastroju oderwany od pozostałych części, smutny, szary i depresyjny… Nie zmienia to jednak faktu, że każde kolejne albumy i tak prezentują się znakomicie. Scenariusze są interesujące, nie ma w nich miejsca na nudę, a klimat bez przerwy urzeka, nawet jeśli ktoś, tak jak ja, nie przepada za westernowymi klimatami. Całość to świetna seria przygodowa, wzorcowa poprowadzona i znakomicie wykonana. Z jej rozwojem zmieniają się nie tylko bohaterowie, ale cały Dziki Zachód. Czasy kowbojów i Indian przemijają, wkracza postęp, świat potrzebuje zmian, a ta potrzeba dosięga także samej serii. W siódmym tomie starzy bohaterowie niemal odchodzą w zapomnienie, ale ich miejsce zajmują nowi, stanowiący ich lustrzane odbicie. A może także i coś więcej, o tym przekonacie się już jednak sami.

Mimo znakomitej fabuły, to ilustracje Hermanna pozostają tym, co w Comanche najlepsze. Klasyczna, europejska kreska, realistyczne, dopracowane kadry, piękne plenery, wspaniały kolor. Do tych ilustracji chce się wracać, tak samo zresztą jak do poszczególnych tomów serii. Czy trzeba dodawać coś jeszcze? Dla mnie to najlepszy westernowy komiks, jaki czytałem, dlatego też polecam go gorąco Waszej uwadze.

Greg {właśc. Michel Louis Albert Regnier} (sc.), Hermann {właśc. Hermann Huppen} (rys.), „Comanche #7: Palec diabła”, tłum. Wojciech Birek, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

[autor: Michał Lipka]

 {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Comanche #6: Buntownicza furia

19/07/2017 § Dodaj komentarz


Bratobójcza walka

Pierwszy album Comanche ukazał się lata temu, bo w roku 1972. Cykl składa się łącznie z piętnastu albumów i był produkowany do roku 2002. Michel Greg oraz Hermann Huppen wspólnie pracowali do dziesiątej odsłony. Po Hermannie pałeczkę rysownika przejął Michel Rouge, a po śmierci Grega – scenariusz ostatniej odsłony ukończył Rodolphe D. Jacquette. Być może komiksy drukowane byłby dalej, gdyby nie tragiczna śmierć scenarzysty. W każdym razie czytając kolejne tomy warto w tyle głowy mieć informację, że całość wystartowała ona ponad 40 lat temu.

Buntownicza furia kontynuuje niektóre wątki uprzednich części. Red Dust, który w „piątce” (klik! klik!) został mianowany szeryfem, nadal jest stróżem prawa. I trzeba przyznać, że bardzo poważnie podchodzi do swej roli. Scenarzysta dba o to, aby upływ czasu był widoczny. Postęp dociera do Greenstone Falls. Miasteczko się zmienia, kiedyś było zapadłą i zabitą dechami dziurą, a teraz jest na tyle atrakcyjnym miejsce, że zjawia się tu fotograf, który na zlecenie bostońskiej gazety przygotowuje reportaż. Nawet Comanche, która kiedyś nosiła flanelowe koszule i dżinsy, teraz paraduje w kretonowej sukni, rękawiczkach i z parasolką przeciwsłoneczną w dłoni.

Główna część fabuły skupia się na wydarzeniach związanych z grupą Indian z plemienia Czejenów. Dla przypomnienia jednym z pracowników rancza Trzy Szóstki jest Księżycowa Plama, który jest bratem Samotnego Ognia oraz Stojącego Konia. Pierwszy z nich wybrał neutralność, drugi jest buntownikiem, który podburza Indian do rebelii. Natomiast trzeci jest wodzem wolnych Czejenów żyjących zgodnie z prawem w rezerwacie. Pomiędzy braćmi dochodzi do bezpośredniego starcia. Mieszkańcy rancza Triple Six znajdą się w samym środku wojennych działań…

Niestety Greg skorzystał z tendencyjnych elementów. Z jednej strony mamy powstańców, których do działania popycha „woda ognista” i braterska zawiść, a z drugiej – szlachetnego i prawego wodza, któremu na sercu leży jedynie dobro jego ludu. Mimo tych niedociągnięć i fabuła prowadzona jest wartko i ciekawie; lektura całości sprawia frajdę.

Świetną robotę, oczywiście, odwala Hermann. Już okładka albumu zasługuje na „ochy” i „achy”. Wewnątrz znajdziemy wiele równie atrakcyjnych wizualnie kadrów i plansz. Rysownik podczas pracy nad serią zdobywał pierwsze szlify, powoli wypracowywał swój charakterystyczny i rozpoznawalny styl. Oficyna Prószyński i S-ka publikuje serię w powiększonym formacie, dzięki czemu ilustracje prezentują się nadzwyczaj dobrze.

Ciekawe, czy warszawski edytor ma w planach publikację całego cyklu, czy jedynie tomy, które wyszły spod ręki Grega i Hermann? Na stronie sklepu Gildia.pl wprowadzono jedynie pierwsze dziesięć tomów. Ostatecznie przekonamy się za jakiś czas, a tym czasem już za tydzień „siódemka” trafi do sprzedaży. Czekam!

Greg {właśc. Michel Louis Albert Regnier} (sc.), Hermann {właśc. Hermann Huppen} (rys.), „Comanche #6: Buntownicza furia”, tłum. Wojciech Birek, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

[scenariusz: 4-, rysunki: 5-, kolory/cienie: 4]

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Comanche #5: Mroczna pustynia

29/05/2017 § Dodaj komentarz


Numer 717 powraca do domu

Poprzednie tomy serii Comanche zaczynały się od scen, na których przedstawiono jadący dyliżans lub pociąg. „Piątka” rozpoczyna się zgoła inaczej. Na pierwszym kadrze widzimy mężczyznę, który przez tubę wykrzykuje: „Numer 717!”. Kadr dalej okazuje się, że pod cyfrą „kryje się” Red Dust, który za zabicie bandyty Russa Dobbsa został skazany na pięć lat ciężkich robót w kamieniołomach. Od momentu osadzenia minęły prawie dwa lata. Przez cały ten czas przedstawiciele rancza Trzy Szóstki nie ustawali w wysiłkach, aby ich przyjaciel został zwolniony: zbierali podpisy, pisali petycje i listy do senatorów. I w końcu dopięli swego. Były kowboj zostaje zwolniony warunkowo i może wrócić do Wyoming.

Lata rozłupywania kamieni odcisnęły na protagoniście widoczne piętno. I nie mam tu na myśli zmiany w wyglądzie, ale raczej pewną zmianę charakteru i obejścia. Do tego dochodzi łatka zabójcy na warunkowym. Mężczyzna nie może nosić broni, spożywać alkoholu i dwa razy w tygodniu musi meldować się u szeryfa. Mieszkańcy miasteczka, nawet dzieci, stroją sobie z niego żarty i prowokują. Na szczęście Dust ma w sobie duże pokłady cierpliwości i pokory.

Scenariusz omawianej odsłony jest świetnie skonstruowany, Greg spisał się na medal. Wątek związany z powrotem Red Dusta na ranczo Comanche stanowi jedynie część fabuły. Druga związana jest z sytuacją zmierzającej do miasteczka Greenstone Falls bandy bezwzględnego i krwiożerczego Shotguna Marlowe’a. Na mieszkańców pada blady strach. Wszyscy z wyjątkiem szeryfa Wallace’a i naszego bohatera wpadają w panikę. Wspomniana para będzie musiała wziąć na swoje barki obronę miasteczka. Red stanie twarzą w twarz ze swoimi potworami, bo będzie mógł w majestacie prawa używać broni. Ostatecznie okaże się, czy potrafi z zimną krwią strzelać do ludzi.

Sama postawa i zachowanie głównej postaci wytwarzają pewien mroczny i fatalistyczny klimat, który rozlewa się na fabułę. Zgadzam się z Michałem Lipką, który napisał: „Cały ten album jest zresztą przesiąknięty smutkiem”. Nawet jeśli większość występujących postaci sprawie wrażenie wyciętych z papieru, to postać Dusta znacząco rekompensuje ich braki. Mam wrażenie, że nawet sam Mike Blueberry nie doczekał się tak dogłębnej i prawdziwej analizy psychologicznej.

Z tomu na tom seria nabiera rumieńców. Fabuła odchodzi od westernowej sztampy i kieruje się w stronę realizmu, który może kojarzyć się z powieściową twórczością Cormaca McCarthy’ego czy Philippa Meyera. Jak tylko skończę pisać ten tekst, to od razu zabieram się za lekturę szóstej odsłony cyklu. Liczę, że scenarzysta podąży właśnie tym tropem.

Greg {właśc. Michel Louis Albert Regnier} (sc.), Hermann {właśc. Hermann Huppen} (rys.), „Comanche #5: Mroczna pustynia”, tłum. Wojciech Birek, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

[scenariusz: 5+, rysunki: 5-, kolory/cienie: 4+]

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Dawni mistrzowie. Komedia rysowana przez Mahlera

10/03/2017 § Dodaj komentarz


 Bez ludzi nie mamy najmniejszej szansy przetrwania

Dobrze pamiętam swoje pierwsze spotkanie z prozą Thomasa Bernharda. Była to wydana w 2004 roku pozycja pod tytułem Wymazywanie. Siła rażenia powieści była tak silna, że przez wiele tygodni nie mogłem się otrząsnąć. Od razu rzuciłem się na inne produkcje tego autora. I to był błąd. Udało mi się przeczytać jeszcze dwie nim zrozumiałem, że Bernharda należy sobie dawkować. Nie więcej niż jedna, maksymalnie dwie, książki rocznie. Ostatnia rzecz jaką przeczytałem to Tak. Wyjadacze. Na koncie czytelniczych przygód z austriackim pisarze mam 6 czy 7 książek, w tym zestawie jest również „wyjątkowo długi festiwal malkontenctwa”, czyli Dawni mistrzowie. Komedia. Rzecz, którą z perspektywy czasu, chyba najbardziej lubię. Dlatego byłem bardzo ciekaw, jak rysownik Nicolas Mahler zaadaptował wspomnianą powieść na komiks.

Album Dawni mistrzowie. Komedia rysowana przez Mahlera ukazał się w sierpniu ubiegłego roku staraniem Wydawnictwa Komiksowego. I muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony odbiorem pozycji w środowisku komiksowym. Gdyż to wcale nie jest łatwa i popularna rzecz. Z jednej strony mamy pozornie prostą historię. Pewien starszy mężczyzna, który ma na imię Reger, co drugi dzień od trzydziestu lat przyłazi do wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum i siada przed obrazem Siwobrodego mężczyzny Tintoretta. Jednak Reger nie przychodzi od muzeum, aby podziwiać obrazy, ale po to, aby siedząc na „idealnej ławce” pomyśleć i poczytać.

Budowa komiksu odpowiada powieści. W pierwszej części widzimy stojącego w drzwiach Atzbachera, z którym dzień wcześniej umówił Reger. Panowie mają wyznaczone spotkanie dokładnie o wpół do dwunastej, ale jest dopiero dziesiąta trzydzieści. Dlatego bohater nie ośmiela się wejść. Przez całą godzinę relacjonuje poglądy swojego mentora na sztukę, filozofię, muzykę i literaturę. Narracja prowadzona jest mowie zależnej, z której dowiadujemy się, że Reger wciąż mówi, że mu się nic nie podoba. Mistrz podaje swoje poglądy w autorytarny sposób, niczego specjalnie nie uzasadnia, po prostu stwierdza, że malarze nie potrafią malować, a pisarze pisać.

Dokładnie o wpół do dwunastej Atzbacher podchodzi do przyjaciela, który zaprasza, aby usiadł obok na ławce. W tym miejscu rozpoczyna się druga część książki, zmienia się sposób prowadzenia narracji na mowę niezależną, która właściwie sprowadza się do monologu Reger. W powieści starzec nadal utyskuje na wszystko (nawet na publiczne toalety w Austrii), jednak między wypowiedziami przemyca trochę informacji o swoim życiu, o żonie, o tym, jak się poznali i o tym, że zmarła, a on czuje się samotny. Nicolas Mahler – autor adaptacji – redukuje kwieciste wypowiedzi, wyłuskując z nich jedynie ten osobisty wątek. W drugiej części komiksu mamy gołą prawdą o życiu, wzruszającą opowieść o potrzebie bliskości i tęsknicie za/do drugiego człowieka.

Nicolas Mahler jest artystą, który ma na swoim koncie sporą ilość komiksów. W Polsce, poza omawianym albumem, wydano: Pragnienie oraz Samotność rajdowca. Prace austriackiego autora charakteryzują się wyraźnym minimalizmem. I nie inaczej jest w wypadku Dawnych mistrzów…. Wspaniale wypada barokowa fraza Bernharda w zestawieniu z prostotą ilustracji. Opowieść poprowadzona jest poprzez duże, całostronicowe kadry, tekst umieszczany jest w osobnych ramkach, dzięki temu świetnie współgra ze swoim graficznym przedstawieniem. Dla przykładu na stronie 55 widzimy jakiś obraz przedstawiający ‘Madonnę z Dzieciątkiem i św. Janem’, mamy też wypowiedź Reger o tym, że malarze ponieśli klęskę, malując podbródek, kolano, powieki. Każdy z tych trzech wyrazów umieszczono w osobnej ramce, którymi zasłonięto na obrazie właśnie te części ciała. Świetne są też plansze ilustrujące podejście starca do czytania książek. Bohater mówi: „(…) czytam książki na modłę nadzwyczaj utalentowanego kartkującego”, a widzimy kilka pustych pionowych kadrów, na których ukazano fragment ściany, efekt przypomina zacięcie się filmu w kinie, gdy takie same kadry lecą za sobą.

Dobrze, powiem wprost: Mahler genialnie zaadaptował powieść Bernharda. Pod względem wizualnym jest to majstersztyk. A przez sposób prezentacji wątków literackich wyciągnął na światło dzienne, coś co pisarz ukrył w powieści – sztuka nic nie znaczy, muzyka nic nie znaczy, gdyż nie niosą żadnego pocieszenia. Ostatecznie liczy się jedynie drugi człowiek, możliwość przebywania z nim i rozmawiania. Na zakończenie mały cytat: „Nienawidzimy ludzi, a mimo to chcemy być razem z nimi, ponieważ tylko z ludźmi i tylko pośród ludzi mamy szansę żyć dalej i nie oszaleć”.

Thomas Bernhard (tekst), Nicolas Mahler (sc. & rys.), „Dawni mistrzowie. Komedia rysowana przez Mahlera”, tłum. Marek Kędzierski, Wydawnictwo Komiksowe/Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

[scenariusz: 5+, rysunki: 6, kolory/cienie: 4+]

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Comanche #3: Wilki z Wyoming | Comanche #4: Czerwone niebo nad Laramie

08/01/2017 § Dodaj komentarz


Jak smakuje zemsta Red Dusta?

comanche3Albumy Wilki z Wyoming oraz Czerwone niebo nad Laramie (odpowiednio 3 i 4 tom serii Comanche) należy czytać razem. Znaczy się po przeczytaniu jednego od razu polecam sięgnąć po następny. A to dlatego, że fabularnie są ze sobą powiązane. Nie tylko faktem występowania znanych już postaci, które mieszkają i pracują na ranczu Triple Six: atrakcyjnej Comanche, staruszka Ten Gallonsa, mężnego Red Dusta, krzepkiego Toby’ego, narwanego Clema oraz Księżycowej Plamy – ten młody Indianin dołączył do ekipy w drugiej odsłonie cyklu.

Akcja Wilków… skupia się na bandzie braci Dobbs, którzy zasadzili się na dyliżans Sida Bullocka licząc na to, że uda im się ukraść pieniądze stowarzyszenia hodowców bydła, które ten miał dostarczyć do Greenstone Falls. Jednak przed wyruszeniem woźnica przekazał pieniądze Pharaonowi Colorado, a sam transportował tylko pustą skrzynię oraz jednego podróżnego – Briana Braggshawa – szemranego kaznodzieję i byłego rewolwerowca. comanche-hermannColorado miał pojechać do miasteczka okrężną drogą, niestety, gdy tylko zaschło mu w gardle, zboczył z trasy i zawinął do chaty trapera, który słynie z tego, że pędzi najlepszą gorzałkę w całym Wyoming.

Dobbsowie napadli na dyliżans. Niegroźnie zranili Sida. Mogło być gorzej. Na szczęście w sukurs konwojentowi i podróżnemu pospieszyli kowboje z rancza Comanche. A po chwili udają się na poszukiwanie zapijaczonego prawdziwego przewoźnika. Nie bardzo wiedzą, gdzie go szukać, dlatego dzielą się na trzy dwuosobowe zespoły i wyruszają w różnych kierunkach. Red Dust przemierza prerię w parze z Braggshawem. Panowie niespecjalnie przypadli sobie do gustu. W tym miejscu, chciałbym napisać kilka dobrych słów o scenarzyście, który trafnie oddał różnice charakterów obu panów, wzajemną niechęć oraz słowne utarczki. Wspólne przebywanie i rozmowy powodują, że lody topnieją, ale o pełnych roztopach nie może być mowy.

Fortel woźnicy odkrywają bracia Dobbs, którzy z ukrycia obserwują poczynania ekip. Ostatecznie ruszają śladem Red Dusta i kaznodziei. Rudzielec doskonale zdaje sobie sprawę, jak bardzo niebezpieczni są ich przeciwnicy, szczególnie najstarszy z braci i herszt – Russ Dobbs. Bezpośrednie starcie między dwoma kowbojami, a bandziorem jest zaczątkiem fabuły Czerwonego nieba…, który jest świetną produkcją. Na jej łamach Greg ożywa doskonale znany westernowy schemat opowieści o zemście.

comanche4Ciężko dalej omawiać serię bez wnikania w znaczące elementy fabuły. Nie chciałbym za dużo zdradzać, ostatecznie wypada, abym choć napomknął, że Dust opuścił ranczo Trzy Szóstki. Zaciekle podążą tropem ostatniego z żyjących Dobbsów i ściga go przez wiele miesięcy, zwykle się spóźniając. Na świeży ślad przeciwnika natyka się w zajeździe Cheyenne Trail, gdzie poznaje grupę ludzi, którzy także mają zatarg z głową Wilków. Dziwna to ekipa: cyrkowy rewolwerowiec, handlarz bronią, jarmarczny bokser, piękna kobieta oraz jej towarzysz, który stracił brata z ręki ściganego. Nie trudno odgadnąć, że w końcu przyjdzie ten moment, w którym Russ i Red staną ze sobą twarzą w twarz. Czy dojdzie wówczas do klasycznego pojedynku? Czy porządny i prawy Rudzielec bezlitośnie pociągnie za spust? Czy może doprowadzi do ujęcia bandyty i postawienia go przed sądem?

Przyznam, że okładki obu albumów nie wyglądają zachęcająco, szczególnie trójka jest mało atrakcyjna. Na szczęście wnętrza kryją doskonałe rysunki Hermanna Huppena. Belgijski rysownik stanął na wysokości zadania! Szczegółowo i dokładnie odwzoruje rzeczywistość. Szczególnie atrakcyjnie wypadają hermann-gregplansze przedstawiające szerokie plany, na których widzimy przyrodę i krajobraz prerii. Podziwiać należy także dynamikę, gestykulację i mimikę twarzy występujących postaci.

Zarówno scenarzysta, jak i rysownik z albumu na album pozwalają sobie na więcej. Pisarz nie zamyka fabuły tylko do jednego tomu, a w interesujący sposób ciągnie jeden wątek przez obie omawiane pozycje. Akcja toczy się wartko, całość została opowiedziana sprawnie i interesująco. Myślę, że to za sprawą elementów, które pokazują codzienność życia ranczerów, a nie tylko Indianie, strzelaniny i pościgi. Choć te elementy, oczywiście, również się pojawiają. Od pierwszego tomu (klik! klik!) serial Comanche to kawał porządnej komiksowej roboty. Klasyczna walka dobra ze złem. Może i cykl nie jest tak wybitny jak choćby Blueberry Charliera i Gira, jednak lektura daje sporo satysfakcji. Całość nie nuży, a autentycznie wciąga.

Greg {właśc. Michel Louis Albert Regnier} (sc.), Hermann {właśc. Hermann Huppen} (rys.), „Comanche #3: Wilki z Wyoming”, tłum. Wojciech Birek, Wydawnictwo Komiksowe/Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.
Greg {właśc. Michel Louis Albert Regnier} (sc.), Hermann {właśc. Hermann Huppen} (rys.), „Comanche #4: Czerwone niebo nad Laramie”, tłum. Wojciech Birek, Wydawnictwo Komiksowe/Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

[scenariusz: 4+, rysunki: 5-, kolory/cienie: 4]

greg-comanchesklep {komiksy można kupić tu: klik! klik!}

Krucjata #3: Pan Maszyn

07/01/2017 § Dodaj komentarz


Czas Pana Maszyn

krucjata3Nastała era Pana Maszyn. Człowieka zakutego w stal, z obnażonym, szkaradnym kręgosłupem i ciałem pokrytym bliznami. Obdartym z skóry i ludzkich uczuć. Trzeci tom Krucjaty jest przerażający. Bawi się mistycyzmem oraz fikcją, przy czym wszystko wydaje się być tu bardzo znajome oraz realne. Tak. Pan Maszyn to prawdziwa ręka Diabła, ucieleśnienie tego czym były Krucjaty i inne święte wojny. Jednak czy w jego cieniu potrafi zrodzić się coś dobrego? Czy wszyscy ludzie stojący pod symbolem krzyża lub półksiężyca są skazani na potępienie w niekończącej się wojnie? Na te trudne pytania oraz kilka innych, starają się odpowiedzieć Dufaux i Xavier, pokazując, że poza bezdusznymi maszynami, na tym świecie nadal jest pełno życia i tych, którym jest ono drogie.

Akcja komiksu zaczyna się jednak gdzie indziej i dopiero po dłuższym czasie stajemy twarzą w twarz z tytułowym bohaterem, którego oblicze poznaliśmy w poprzednim albumie. Czytelnik najpierw śledzi losy Waltera oraz Osariasa, philippe-xavierktórzy rzucili wyzwanie przeraźliwemu Aa. Walter zna jego tajemnicę, sekret zapomnianego imienia które poszukuje oraz to w jakich okolicznościach doszło do narodzin monstrum. Osarias poznaje ze zgrozą poznaje sekret krzyżowca, który rzuca srogi cień na poprzednią krucjatę, ale również istoty zamieszkujące ziemie muzułmanów. Co ciekawe osoba ta jest w pewnym stopniu łącznikiem dla wypędzonych żydów oraz zbrukanego rodu Waltera, starającego się odkupić winy przeszłości. Ten wątek jest jednym z dwóch najbardziej rozwiniętych w całym albumie i niesie z sobą kilka ciekawych zaskoczeń dla czytelnika, choć finał pojedynku jest stosunkowo łatwy do przewidzenia. Z drugiej strony nie chodzi o samo starcie pomiędzy Aa oraz Walterem tylko sekrety jakie skrywają ci bohaterowie.

Zaraz obok nich na planie widnieje Pan Maszyn, który wykorzystując zamieszanie oraz niezadowolenie pośród szeregów uczestników krucjaty względem swego czempiona – demonRoberta z Tarentu. Gdy święty mnich, wysłany przez sam Rzym podważa jego wiarygodność, Pan Maszyn rzuca Robertowi wyzwanie, mając nadzieję go tym samym pokonać i stanąć na czele całej krucjaty jako lider. W tym momencie zwykły najemnik posiadałby u swych stóp wszystko – krzyż, swoje machiny oraz wojsko co umożliwiłoby mu osiągniecie jego wymarzonego celu. Zdobycia ziem, zwanych Słupami Ognia oraz szlaków handlowych na tych terenach. Od samego początku gdy spotkaliśmy tą postać w drugim albumie, wiadomo było po co najemnik zgodził się na współpracę z krzyżowcami, teraz zaś od samego początku nie kryje przed czytelnikiem swych zamiarów.

Między tymi dwoma wątkami przemyka trzeci wątek, rozbity na wiele elementów, niczym lustro prześladujące Roberta z Tarentu, które co noc się odradza. Jednocześnie te fragmenty spajają wszystko całość zdradzając czytelnikowi,krucjata o co tak naprawdę toczy się walka na Świętej Ziemi. Co jest jej motorem i czemu Diabeł tak bardzo pragnie rozlewu krwi w tym rejonie. W tym punkcie największą rolę odgrywa Syria z Arcos oraz jej wybawca, który wykupił ją z rąk Sareka Paszy, przywódca Muzułmanów, Ab’dulem Razimem. Ta dwójka staje się odbiciem tego co dobre w człowieku, próbując na drodze pokoju zażegnać konflikt pomiędzy Krzyżem a Półksiężycem. jednak zadanie to wykracza poza ich możliwości, gdy są osaczeni przez ślepców oraz ignorantów. Jedynie mufti z Alkaru, święty człowiek islamu, widzi ich prawdziwą miłość oraz dobro. Nie umie jednak ich oszukiwać czy trzymać w iluzji, że ich światy mogą żyć w zgodzie.

Trzeci tom (przeczytaj też recenzję jedynki: klik! klik! i dwójki: klik! klik!) pokazuje w pełni czytelnikowi, do czego przyznają się sami autorzy, jak mocno seria była inspirowana trzecią krucjatą krzyżową oraz historycznymi postaciami biorącymi w niej udział. Roztropny Salladyn czy chciwy Ryszard ‘Lwie Serce’ to tylko dwie ikony, z całej palety osobistości. Pośród nich krąży jednak Diabeł oraz światłość, ścierające się z sobą na piaskach pustyni o ludzkie dusze. Każde z nich ma też inny ukryty cel, tak jak Pan Maszyn czy Ab’dul Razim, dążąc do niego często po trupach. Ostatnie karty komiksu przedstawiają to najwymowniej, udowadniając czytelnikowi czym jest chciwość.

Jean Dufaux (sc.), Philippe Xavier (rys.), „Krucjata #3: Pan Maszyn”, tłum. Jakub Syty, Wydawnictwo Komiksowe/ Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

[autor: Artur Tojza]

sad-bozysklep{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Testując Apokalipsę

30/09/2016 § Dodaj komentarz


 Testy trwają

beta-testing-the-apocalypseTom Kaczynski w swoim autorskim komiksie wychodzi z założenia, że apokalipsa nie tyle się nieuchronnie przybliża („…bo chwila jest bliska”, aby zacytować fragment Biblijnej księgi Objawienia), co jest już faktem. Według autora żyjemy w czasach galopującej hekatomby, a tytułowe „testowanie” polega na tym, że na co dzień musimy się z nią mierzyć, w niej żyć i jakoś – lepiej lub gorzej – sobie radzić. Apokalipsa, o której się opowiada, przebiegła znacznie spokojniej, nie było żadnych znaków, nie przybyli jeźdźcy, a kataklizmy miały zasięg lokalny. Wielki Babilon wcale nie upadł, a miasta pogan nie runęły. A wręcz przeciwnie: „z partyzanta” zostaliśmy wchłonięci przez ciało Wielkiej Nierządnicy, staliśmy się nic nie znaczącym elementem składowym, niczym ziarenko piasku na pustyni.

Tematem przewodnim właściwie wszystkich opowieści pomieszczonych w zbiorze, tom-kaczynskiłącznie dziesięciu, jest żywa tkanka Miasta-Molocha, który jest symbolem kapitulacji człowieka na rzecz urbanistycznego ładu i porządku. Doprecyzujmy od razu: ma on charakter pozorny. Architektoniczna struktura megalopolis rozwija się świadomie i samodzielnie, bez podmiotowego udziału człowieka. O czym świadczy choćby sytuacja przedstawiona w rozdziale 90 m², w którym luksusowy wieżowiec zdaje się „rosnąć” samoistnie – nie widzimy na budowie żadnych robotników. Zresztą temu zagadnieniu w całości poświęcona jest finałowa historia.

Oczywiście w komiksie podnoszone są i inne ważkie kwestie, takie jak: niezależność i wolność człowieka, apatia i alienacja jednostek, która przekłada się na homogenizację społeczeństwa, zanik centrum, bezwolne podporządkowanie się pracowników absurdalnym pomysłom korporacji, nadmierny i niekontrolowany konsumpcjonizm. Nabywanie jest dla występujących postaci synonimem aktywności. Homo sapiens, według Kaczynskiego, całkowicie stracił swoją podmiotowość, właściwie sam z niej zrezygnował. Autor stawia znak równości między nim apokalipsaa neandertalczykiem. W jego rozumieniu notoryczne zbieractwo jaskiniowców niewiele różni się od współczesnych zapętlonych aktywności: „Praca. Jazda. Sklep. Jazda”.

W albumie nie uświadczymy pogłębionych psychologicznie postaci. Wszystkie występujące osoby są do siebie bardzo podobne: przygnębione, pasywne i milczące. Nikt się nie śmieje, nikt się nie cieszy. Człowiek jest wyrobnikiem na usługach Miasta-Molocha, wątpliwej jakości ozdobnikiem, dodatkiem do architektonicznych kompozycji. Wydawać by się mogło, że czytelnik będzie współczuł panu Cayce, Lilli czy Adamowi Maxwellowi, ale tak nie jest. Z każdą kolejną przeczytaną historią czułem narastające przerażenie, wynikające pewnie z tego, że przedstawiona rzeczywistość tak niewiele różni się od tej, w której żyjmy.

W wypadku omawianej pozycji bliższe prawdy jest stwierdzenie, że mamy miastodo czynienia z wizualnymi esejami o globalnym społeczeństwie ponowoczesnym, a nie z opowiadaniem wielowątkowych fabuł. Testując Apokalipsę to swoiste urban fantasy. Rzecz trudna w odbiorze, głównie z powodu użycia komiksowego medium do prezentowania quasi-filozoficznych rozważań autora. Same treści nie wielce odkrywcze czy świeże, choć bez wątpienia są frapujące. Polecam przeczytać, ale należy znaleźć trochę czasu, aby na spokojnie „przetrawić” konkluzje Kaczynskiego.

Tom Kaczynski (sc. & rys.), „Testując Apokalipsę”, tłum. Grzegorz Ciecieląg, Wydawnictwo Komiksowe/Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

[scenariusz: 4, rysunki: 4+, kolory/cienie: 5+]

megalopolissklep{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Where Am I?

You are currently browsing entries tagged with Prószyński i S-ka at Kopiec Kreta.