Śmieci
01/12/2017 § Dodaj komentarz
Filozofia codzienności
Wydawnictwo Prószyński i S-ka zdecydowało się przybliżyć polskim czytelnikom pozycję Śmieci, czyli nagrodzoną Eisnerem powieść graficzną Derfa Backderfa. Jednocześnie jest to debiut tego cenionego twórcy na naszym rynku. I to debiut bardzo, bardzo udany. W sam raz dla ambitnych i wymagających czytelników.
Historia ludzkości to historia śmieci, jakie produkujemy. Przekonuje się o tym bohater niniejszego komiksu, dwudziestojednoletni chłopak, który wyleciał ze studiów i nie za bardzo wie, co dalej ma ze sobą począć. Najchętniej siedziałby w domu i oglądał Królika Bugsa, jednak umowa z matką brzmi jasno – albo studiuje, albo znajduje sobie pracę i musi się utrzymać. Ale skoro trzeba, to trzeba. Gdy matka podsuwa mu ogłoszenie o poszukiwaniu pracowników komunalnych, nie wie do końca, co właściwie go czeka („koszenie trawników przy ratuszu i takie tam?”). Zgłasza się, zostaje zatrudniony i zaczyna pracę jako… śmieciarz.
Wraz z dwoma towarzyszami jeździ, zbiera odpadki, jakie produkują ludzie z jego miasteczka i próbuje jakoś sobie radzić. Wśród śmieci, których pochodzenie jest równie ciekawe, jak ludzkie historie. Wśród tych ludzkich historii w nich się kryjących i pomiędzy dziwnymi ludźmi i równie dziwnymi sytuacjami, jakie stają się ich udziałem, trzej bohaterowie starają się radzić sobie nie tylko ze smrodem gnijących w upale produktów i niesprzyjającą pogodą, ale z życiem i całym światem.
Filozofia dnia codziennego – tak najkrócej można scharakteryzować to, co znajdziecie na stronach omawianego komiksu. Derf Backderf (a właściwie John Backderf) stworzył opowieść, której siłą jest zwyczajność, pospolitość i powtarzalność. Opowieść jest szczera i pozbawiona moralizatorskiego tonu. Prosta, jednak w swej prostocie zachwycająca. Nieważne czy autor opisuje historię śmieci od zarania dziejów po czasy obecne, czy też pokazuje szczeniackie wygłupy bohaterów, wszystko to intryguje i dostarcza emocji. Bawi, jednocześnie skłaniając do myślenia.
Od strony graficznej Śmieci to proste, cartoonowe ilustracje, odarte z kolorów, choć znalazło się miejsce dla monochromatycznego cieniowania. Całość oprawy graficznej doskonale pasuje do treści. Stonowane, szare, bez fajerwerków, jednak ukazane z talentem i wyczuciem. Do tego dochodzi też znakomite wydanie w twardej oprawie. Żadna przygodówka, żadne superhero, a ambitny komiks o życiu.
Derf Backderf {właśc. John Backderf} (sc. & rys.), „Śmieci”, tłum. Grzegorz Ciecieląg, Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.
[autor: Michał Lipka]
{komiks można kupić tu: klik! klik!}
Dawni mistrzowie. Komedia rysowana przez Mahlera
10/03/2017 § Dodaj komentarz
Bez ludzi nie mamy najmniejszej szansy przetrwania
Dobrze pamiętam swoje pierwsze spotkanie z prozą Thomasa Bernharda. Była to wydana w 2004 roku pozycja pod tytułem Wymazywanie. Siła rażenia powieści była tak silna, że przez wiele tygodni nie mogłem się otrząsnąć. Od razu rzuciłem się na inne produkcje tego autora. I to był błąd. Udało mi się przeczytać jeszcze dwie nim zrozumiałem, że Bernharda należy sobie dawkować. Nie więcej niż jedna, maksymalnie dwie, książki rocznie. Ostatnia rzecz jaką przeczytałem to Tak. Wyjadacze. Na koncie czytelniczych przygód z austriackim pisarze mam 6 czy 7 książek, w tym zestawie jest również „wyjątkowo długi festiwal malkontenctwa”, czyli Dawni mistrzowie. Komedia. Rzecz, którą z perspektywy czasu, chyba najbardziej lubię. Dlatego byłem bardzo ciekaw, jak rysownik Nicolas Mahler zaadaptował wspomnianą powieść na komiks.
Album Dawni mistrzowie. Komedia rysowana przez Mahlera ukazał się w sierpniu ubiegłego roku staraniem Wydawnictwa Komiksowego. I muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony odbiorem pozycji w środowisku komiksowym. Gdyż to wcale nie jest łatwa i popularna rzecz. Z jednej strony mamy pozornie prostą historię. Pewien starszy mężczyzna, który ma na imię Reger, co drugi dzień od trzydziestu lat przyłazi do wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum i siada przed obrazem Siwobrodego mężczyzny Tintoretta. Jednak Reger nie przychodzi od muzeum, aby podziwiać obrazy, ale po to, aby siedząc na „idealnej ławce” pomyśleć i poczytać.
Budowa komiksu odpowiada powieści. W pierwszej części widzimy stojącego w drzwiach Atzbachera, z którym dzień wcześniej umówił Reger. Panowie mają wyznaczone spotkanie dokładnie o wpół do dwunastej, ale jest dopiero dziesiąta trzydzieści. Dlatego bohater nie ośmiela się wejść. Przez całą godzinę relacjonuje poglądy swojego mentora na sztukę, filozofię, muzykę i literaturę. Narracja prowadzona jest mowie zależnej, z której dowiadujemy się, że Reger wciąż mówi, że mu się nic nie podoba. Mistrz podaje swoje poglądy w autorytarny sposób, niczego specjalnie nie uzasadnia, po prostu stwierdza, że malarze nie potrafią malować, a pisarze pisać.
Dokładnie o wpół do dwunastej Atzbacher podchodzi do przyjaciela, który zaprasza, aby usiadł obok na ławce. W tym miejscu rozpoczyna się druga część książki, zmienia się sposób prowadzenia narracji na mowę niezależną, która właściwie sprowadza się do monologu Reger. W powieści starzec nadal utyskuje na wszystko (nawet na publiczne toalety w Austrii), jednak między wypowiedziami przemyca trochę informacji o swoim życiu, o żonie, o tym, jak się poznali i o tym, że zmarła, a on czuje się samotny. Nicolas Mahler – autor adaptacji – redukuje kwieciste wypowiedzi, wyłuskując z nich jedynie ten osobisty wątek. W drugiej części komiksu mamy gołą prawdą o życiu, wzruszającą opowieść o potrzebie bliskości i tęsknicie za/do drugiego człowieka.
Nicolas Mahler jest artystą, który ma na swoim koncie sporą ilość komiksów. W Polsce, poza omawianym albumem, wydano: Pragnienie oraz Samotność rajdowca. Prace austriackiego autora charakteryzują się wyraźnym minimalizmem. I nie inaczej jest w wypadku Dawnych mistrzów…. Wspaniale wypada barokowa fraza Bernharda w zestawieniu z prostotą ilustracji. Opowieść poprowadzona jest poprzez duże, całostronicowe kadry, tekst umieszczany jest w osobnych ramkach, dzięki temu świetnie współgra ze swoim graficznym przedstawieniem. Dla przykładu na stronie 55 widzimy jakiś obraz przedstawiający ‘Madonnę z Dzieciątkiem i św. Janem’, mamy też wypowiedź Reger o tym, że malarze ponieśli klęskę, malując podbródek, kolano, powieki. Każdy z tych trzech wyrazów umieszczono w osobnej ramce, którymi zasłonięto na obrazie właśnie te części ciała. Świetne są też plansze ilustrujące podejście starca do czytania książek. Bohater mówi: „(…) czytam książki na modłę nadzwyczaj utalentowanego kartkującego”, a widzimy kilka pustych pionowych kadrów, na których ukazano fragment ściany, efekt przypomina zacięcie się filmu w kinie, gdy takie same kadry lecą za sobą.
Dobrze, powiem wprost: Mahler genialnie zaadaptował powieść Bernharda. Pod względem wizualnym jest to majstersztyk. A przez sposób prezentacji wątków literackich wyciągnął na światło dzienne, coś co pisarz ukrył w powieści – sztuka nic nie znaczy, muzyka nic nie znaczy, gdyż nie niosą żadnego pocieszenia. Ostatecznie liczy się jedynie drugi człowiek, możliwość przebywania z nim i rozmawiania. Na zakończenie mały cytat: „Nienawidzimy ludzi, a mimo to chcemy być razem z nimi, ponieważ tylko z ludźmi i tylko pośród ludzi mamy szansę żyć dalej i nie oszaleć”.
Thomas Bernhard (tekst), Nicolas Mahler (sc. & rys.), „Dawni mistrzowie. Komedia rysowana przez Mahlera”, tłum. Marek Kędzierski, Wydawnictwo Komiksowe/Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.
[scenariusz: 5+, rysunki: 6, kolory/cienie: 4+]
{komiks można kupić tu: klik! klik!}
Testując Apokalipsę
30/09/2016 § Dodaj komentarz
Testy trwają
Tom Kaczynski w swoim autorskim komiksie wychodzi z założenia, że apokalipsa nie tyle się nieuchronnie przybliża („…bo chwila jest bliska”, aby zacytować fragment Biblijnej księgi Objawienia), co jest już faktem. Według autora żyjemy w czasach galopującej hekatomby, a tytułowe „testowanie” polega na tym, że na co dzień musimy się z nią mierzyć, w niej żyć i jakoś – lepiej lub gorzej – sobie radzić. Apokalipsa, o której się opowiada, przebiegła znacznie spokojniej, nie było żadnych znaków, nie przybyli jeźdźcy, a kataklizmy miały zasięg lokalny. Wielki Babilon wcale nie upadł, a miasta pogan nie runęły. A wręcz przeciwnie: „z partyzanta” zostaliśmy wchłonięci przez ciało Wielkiej Nierządnicy, staliśmy się nic nie znaczącym elementem składowym, niczym ziarenko piasku na pustyni.
Tematem przewodnim właściwie wszystkich opowieści pomieszczonych w zbiorze, łącznie dziesięciu, jest żywa tkanka Miasta-Molocha, który jest symbolem kapitulacji człowieka na rzecz urbanistycznego ładu i porządku. Doprecyzujmy od razu: ma on charakter pozorny. Architektoniczna struktura megalopolis rozwija się świadomie i samodzielnie, bez podmiotowego udziału człowieka. O czym świadczy choćby sytuacja przedstawiona w rozdziale 90 m², w którym luksusowy wieżowiec zdaje się „rosnąć” samoistnie – nie widzimy na budowie żadnych robotników. Zresztą temu zagadnieniu w całości poświęcona jest finałowa historia.
Oczywiście w komiksie podnoszone są i inne ważkie kwestie, takie jak: niezależność i wolność człowieka, apatia i alienacja jednostek, która przekłada się na homogenizację społeczeństwa, zanik centrum, bezwolne podporządkowanie się pracowników absurdalnym pomysłom korporacji, nadmierny i niekontrolowany konsumpcjonizm. Nabywanie jest dla występujących postaci synonimem aktywności. Homo sapiens, według Kaczynskiego, całkowicie stracił swoją podmiotowość, właściwie sam z niej zrezygnował. Autor stawia znak równości między nim a neandertalczykiem. W jego rozumieniu notoryczne zbieractwo jaskiniowców niewiele różni się od współczesnych zapętlonych aktywności: „Praca. Jazda. Sklep. Jazda”.
W albumie nie uświadczymy pogłębionych psychologicznie postaci. Wszystkie występujące osoby są do siebie bardzo podobne: przygnębione, pasywne i milczące. Nikt się nie śmieje, nikt się nie cieszy. Człowiek jest wyrobnikiem na usługach Miasta-Molocha, wątpliwej jakości ozdobnikiem, dodatkiem do architektonicznych kompozycji. Wydawać by się mogło, że czytelnik będzie współczuł panu Cayce, Lilli czy Adamowi Maxwellowi, ale tak nie jest. Z każdą kolejną przeczytaną historią czułem narastające przerażenie, wynikające pewnie z tego, że przedstawiona rzeczywistość tak niewiele różni się od tej, w której żyjmy.
W wypadku omawianej pozycji bliższe prawdy jest stwierdzenie, że mamy do czynienia z wizualnymi esejami o globalnym społeczeństwie ponowoczesnym, a nie z opowiadaniem wielowątkowych fabuł. Testując Apokalipsę to swoiste urban fantasy. Rzecz trudna w odbiorze, głównie z powodu użycia komiksowego medium do prezentowania quasi-filozoficznych rozważań autora. Same treści nie wielce odkrywcze czy świeże, choć bez wątpienia są frapujące. Polecam przeczytać, ale należy znaleźć trochę czasu, aby na spokojnie „przetrawić” konkluzje Kaczynskiego.
Tom Kaczynski (sc. & rys.), „Testując Apokalipsę”, tłum. Grzegorz Ciecieląg, Wydawnictwo Komiksowe/Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.
[scenariusz: 4, rysunki: 4+, kolory/cienie: 5+]
{komiks można kupić tu: klik! klik!}