W poszukiwaniu Ptaka Czasu #9: Złodziej woli

21/05/2018 § Dodaj komentarz


Zombie Bragon

O uprzednich ośmiu tomach W poszukiwaniu Ptaka Czasu wypowiadałem się w samych superlatywach. Pisałem m.in.: „cała seria jest jedną z najciekawszych opowieści fantasy, jakie ostatnimi czasy gościły na polskim rynku”, „to wspaniała opowieść o szaleństwie, samotności i miłości” oraz „to jest arcydzieło wyklute z mroku”. Byłem przekonany, że album Rycerz Bragon kończy przygody dzielnego ukochanego księżniczki i czarodziejki Mary. Aż tu nagle, w listopadzie ubiegłego roku, Egmont wypuszcza na rynek kolejną odsłonę, którą napisali Serge Le Tendre i Regis Loisel. Czy Złodziej woli to tylko odcinanie kuponów, czy może godna i wartościowa kontynuacja?

Dla przypomnienia tom Rycerz Bragon (klik! klik!) kończy się dramatycznym zawieszeniem akcji. Bragon i Burlog, uciekając przed Szczeciną i członkami Zakonu Znaku, staczają z wysokiego, porośniętego chaszczami zbocza do rwącej rzeki. Czy przeżyli? Wierni czytelnicy wiedzą, że tak. W końcu obaj występują w komiksach należących do cyklu Pelissa, ale ten rozgrywa się jednak kilkadziesiąt lat później. W bieżącym albumie poznajemy wydarzenia, które rozgrywały się tuż po samobójczym skoku. Oprawcy są przekonani, że rycerz i jego uczeń zostali pochłonięci przez zimne wody. Z taką informacją zdrajca Szczecina wraca do stolicy Marchii Pienistych Zasłon. Książę Humon jest niepocieszony, a księżniczka Mara wpada w czarną rozpacz.

Wyznawcy Zakonu Znaku przedwcześnie złożyli Bragona do grobu. Dzielny wojownik żyje i ma się… niezbyt dobrze. Znaczy fizycznie jest w wyśmienitej formie. Wygrywa wszystkie pojedynki, ale coś mu się stało w głowę. Stracił pamięć, ale i motywację do działania. Młodociany Burlog się nim opiekuje i o niego troszczy. Niestety, mimo podjętych przez chłopaka środków, nie udaje się utrzymać w tajemnicy, że Bragon żyje. Informacja dociera do zdeterminowanych wyznawców Ramora, którzy, zamiast obmyślać kolejny zamach na życie rycerza, wykorzystują moce pewnego starca. Nasz bohater zostaje marionetką, bezwolnym narzędziem w rękach zaprzysiężonych wrogów. Ironia losu… Czy zostanie zbrojnym ramieniem Zakonu? A może w porę się opamięta? Tego dowiedzą się czytelnicy, którzy po album sięgną.

Za oprawę graficzną odpowiada David Etien i jest to piąty rysownik, który został zaangażowany w produkcję serialu. Prace artysty nie odbiegają od wcześniej wypracowanych standardów przedstawienia występujących postaci, świata fauny i flory czy budowli. Oczywiście widać drobne różnice i próbę nadania ilustracjom indywidualnego charakteru. Można to zauważyć szczególnie podczas przyglądania się twarzom bohaterów. Koherentność wszystkich odsłon podkreśla także jednolita oprawa kolorystyczna.

Przed lekturą obawiałem się, czy uniwersum Akbaru nie straci spójności, czy historia nie rozmieni się na drobne, czy autorzy nie będą przynudzać. Uff, na szczęście okazało się, że zupełnie niepotrzebnie się zamartwiałem. Wprowadzono kilka nowych postaci, dorzucono kilka cegiełek do skomplikowanej relacji Mary i Bragona, „pogłębiono” postać młodego Burloga, rozprawiono się z podłym zdrajcą oraz rozbudowano mitologię i wierzenia czcicieli boga Ramora. Bez dwóch zdań scenarzyści poradzili sobie z materiałem, dobrze wykorzystali lukę czasową jaka jest między oboma cyklami. No i najważniejsze – opowieść wciąż ma charakter otwarty. Dlatego wypada cierpliwie czekać na kolejne albumy.

Serge Le Tendre & Régis Loisel (sc.), David Etien (rys.), „W poszukiwaniu Ptaka Czasu #9: Złodziej woli”, przeł. Wojciech Birek, Klub Świata Komiksu – album 1212, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 4, rysunki: 4, kolory/cienie: 5-]

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Ms Marvel #3: Zdruzgotana

24/04/2018 § Dodaj komentarz


Atak socjotechniczny na Ms Marvel

Kamala Khan, czyli aktualna Ms Marvel, to moja ulubiona postać spośród najświeższych nabytków superbohaterów Marvela. Dziewczyna znacznie się wyróżnia na tle pozostałych nastoletnich herosów. Nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie jej przekonań religijnych. Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że odrzuciła seksistowski sztafaż postaw i zachowań, nawet jej kostium przypomina „cywilną” odzież. Gratulacje dla scenarzystki G. Willow Wilson, która od pierwszego zeszytu konsekwentnie i świadomie prowadzi bohaterkę przez uniwersum Marvel Now!

Trzecia osłona serii, która nosi podtytuł Zdruzgotana, zawiera trzy niepowiązane ze sobą fabuły. Elementem łączącym jest sama Ms Marvel i jej kolejne przygody. W pierwszej narracji nasza bohaterka spotyka boga ognia, kłamstw i psot, który przybył Jersey City prosto z Asgardu. Podczas balu walentynkowego Loki próbuje trochę namieszać w życiu nastoletniej ekipy. Ma ku temu sposobność, bo Bruno zdradza jakim uczuciem darzy Kamalę. Zresztą sercowe perypetie dziewczyny są także głównym wątkiem kolejnej historii. Innym ważnym elementem drugiej fabuły są tarcia polityczne w szeregach rasy Inhumans. Nasza bohaterka zostaje poddana emocjonalnej manipulacji i zmuszona do opowiedzenia się po którejś ze stron. W ostatniej noweli, napisanej przez Marka Waida, występuje dwójka agentów S.H.I.E.L.D., którzy w szkole nastolatki muszą wykonać pewne tajne zadanie.

Opowieści z Lokim i agentami pełnią w tomie rolę zbędnego wypełniacza. Zresztą, rzecz napisana przez Waida jest bardzo słaba i można się zastanawiać nad tym, dlaczego została zamieszczona w tomie… Ze względu na specyfikę poruszanych problemów środkowa historia jest najważniejsza, ale także i najlepsza. Rzecz poniekąd dotyczy pierwszej miłości, ale znaczącym aspektem fabuły jest sposób w jaki scenarzystka przedstawiła sytuację wchodzenia Kamli w romantyczną relację z przystojnym chłopakiem. Finalnie wybranek okazuje się obleśnym kolesiem, który za pomocą kilku trików podszedł dziewczynę i perfidnie zagrał na jej uczuciach. Willow Wilson udziela lekcji wszystkim czytelniczkom, że są podatne na atak socjotechniczny, a emocjonalne zaangażowanie drugiej strony może być udawane. W rzeczywistości osoba kłamie, zwodzi i oszukuje, aby osiągnąć swój niecny cel.

Chociaż pierwsze dwa opowiadania został narysowany przez zupełnie nową parę artystów (Elmo Bondoc i Takeshi Miyazawa), to nie widać jakiejś zasadniczej zmiany. Cartoonowa, wyraźnie uproszczona stylistyka zostaje utrzymana. Obaj artyści dobrze sobie radzą z żywiołowością, energicznością i zwyczajnością głównej bohaterki. Kolejny raz kolorysta – Ian Herring – stanął na wysokości zadnia. Pod tym względem szczególnie dobrze prezentuje się środkowa historia, w której z planszy na planszę barwy przyjmują niepokojący odcień.

Nie warto się oszukiwać Ms Marvel to komiks o nastolatkach i dla nastolatków, który wypada o niebo lepiej niż, dajmy na to, Nastoletni Tytani klik! klik!(). Zasługą pisarki, która odpowiada za skrypt, jest zauważalny autentyzm postaci, prawdziwość ich codziennych problemów oraz spójność rzeczywistości. Album Zdruzgotana wypada zdeczko słabiej, to nadal jestem ciekaw, jakie przygody będzie miała nastoletnia Ms Marvel.

G. Willow Wilson & Mark Waid (sc.), Humberto Ramos & Takeshi Miyazawa & Elmo Bondoc (rys.), „Ms Marvel #3: Zdruzgotana”, tłum. Anna Tatarska, Klub Świata Komiksu – album 1253, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o. o., Warszawa 2017

[scenariusz: 4, rysunki: 4+, kolory/cienie: 4+]

  {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu: klik! klik!

Amulet #3: Zaginione miasto

12/01/2018 § Dodaj komentarz


Miasto w chmurach

Trzeci album serii Amulet rozpoczyna się od dwóch wydarzeń, w których nie występuje para głównych bohaterów. Początkowa nieobecność Emily i Navina może budzić niepokój. W zamian spotykamy młodego księcia elfów, który – jak pamiętamy z uprzedniej części – nie zrealizował zleconej misji, przez co ściąga na swoją głowę gniew bezdusznego ojca. W kolejnym epizodzie poznajemy Gabilana, płatnego zabójcę, któremu król elfów zleca zabójstwo młodej strażniczki kamienia oraz przykładne ukaranie księcia Trellisa. Przybliżone zdarzenia, to mroczny przedsmak tego, co czeka czytelników w tomie Zaginione miasto.

Dalej opowieść obfituje w niemniej zaskakujące wypadki. Kazu Kibuishi wysyła swoich bohaterów na poszukiwanie tytułowego zaginionego miasta, ukrytego gdzieś w chmurach, gdzie podobno rezyduje Rada Strażników. Mieszkańcy Alledii uważają, że Cielis nie istnieje i nigdy nie istniało, a informacje o Radzie, która troszczy się o równowagę i pokój w krainie, to jedynie miejska legenda. Czy znajdzie się jakiś śmiałek, który pomoże rodzeństwu i przyjaciołom w poszukiwaniu mitycznego miejsca? Czy najemny mściciel dopadnie rodzeństwo i księcia? Czy dziewczyna powinna ufać księciu z rodu elfów? Dlaczego on nienawidzi swojego ojca? Kim jest mężczyzna, którego Trellis odnajduje w jaskiniach i zabiera ze sobą na eskapadę? Na niektóre z tych pytań poznajemy odpowiedź, ale podczas lektury pojawiają się i inne.

Pisarz obdarowuje Emily i Navina kolejnymi ekscytującymi i niebezpiecznymi przygodami, które, oczywiście, kończą się pozytywnie. Czytelnik momentalnie wsiąka w przygodową fabułę i bez problemu wchodzi w wykreowaną rzeczywistość. Akcja całości prowadzona jest wartko, bez przynudzania i dłużyzn. Od pierwszych stron nie może się oderwać od czytania, a gdy pojawia się napis „Koniec części trzeciej” ciężko uwierzyć, że to już, że znów będzie musiał czekać pół roku nim Planeta Komiksów opublikuje kolejny tom.

W Zaginionym mieście mocniej eksponowany jest steampunkowy charakter scenografii i technologii. Samobieżne domy oraz gadające roboty pojawiły się już w uprzednich odcinkach. Nowością są niezbyt zwrotne sterowce, stacja paliw zbudowana na pionowej skale czy ukrywające się w chmurach latające miasto. Nadal ważnym i fundamentalnym elementem konstrukcyjnym fabuły jest magia, niezwykłe artefakty, fantastyczne stwory i obce rasy. Polecam serię Kibuishiego młodocianym czytelnikom od pierwszej odsłony. Przyznaję się również do tego, że sam podczas lektury mam sporo frajdy.

Kazu Kibuishi (sc. & rys.), „Amulet #3: Zaginione miasto”, tłum. Maria Lengren, Planeta Komiksów, Warszawa 2017.

[scenariusz: 4+, rysunki: 3+, kolory/cienie: 4-]

 {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Nastoletni Tytani #1: Damian wie lepiej

04/12/2017 § Dodaj komentarz


Damian reaktywuje Nastoletnich Tytanów

Albumem Damian wie lepiej debiutuje w Polsce grupa Nastoletnich Tytanów (Teen Titans). Przystępując do lektury tytułu, należy pamiętać, że cykl zasadniczo nie jest skierowany dla dorosłych czytelników. Podstawowy target to „młodsza młodzież”, która może śledzić przygody superbohaterów będących ich rówieśnikami.

Fabuła komiksu rozpoczyna się dniu trzynastych urodzin Damiana Wayne’a, który – jak pamiętamy – jest wnukiem Ra’sa Al Ghula. Dziadek miał wobec chłopca wielkie plany, chciał, aby przewodził grupie zabójców o nazwie Pięść Demona. Jednak młody Robin wybrał inaczej i aktualnie walczy u boku ojca, czyli Batmana. Nieśmiertelny przywódca Ligi Zabójców wydaje swoim nastoletnim podopiecznym zlecenie, aby w ramach „chrztu” skąpali się we krwi: Robina, Starfire’a, Kid Flasha, Beast Boya oraz Raven. Grupie asasynów przewodzi kuzynka Damiana, Mara, która traktuje sprawę osobiście, gdyż ma do wyrównania porachunki z przeszłości.

Gdy Damian dowiaduje się grożącym młodzikom niebezpieczeństwie, postanawia reaktywować Nastoletnich Tytanów, bo w jedności siła. Podbija serca przemową: „Wasza przeszłość jest już ustalona. Decydujcie o przyszłości”. Oczywiście zostaje przywódcą. Członkowie grupy długo rozważają, czy mu zaufać. Zresztą chłopak zachowuje się jakby pozjadał wszystkie rozumy, nikogo nie słucha, bo jest przekonany, że wszystko wie najlepiej. W finale opowieści Tytani walczą z Pięścią Demona, a potem z samym Ra’sem Al-Ghulem. Jak im poszło? Przekonajcie się sami.

Kartkując komiks, rzuca się w oczy dobór barw, bo jest wyjątkowo kolorowo. W produkcję zaangażowanych zostało trzech rysowników: Jonboy Meyers, Diogenes Neves i Khoi Pham. Ilustracje przygotowane przez pierwszych dwóch artystów charakteryzują się wyraźnym uproszczeniem przedstawienia, kreska jest trochę cartoonowa, ale zamiast obłych kształtów są ostre linie. Podobają mi się prace Khoi Phama: subtelny kontur, precyzyjne przedstawienie i przerysowana mimika bohaterów.

Damian wie lepiej to niewątpliwie typowe superhero, bo nawalanki i mordobicie są na porządku dziennym. Jednak scenarzysta, Benjamin Percy, kładzie równie mocny nacisk na przyjaźń, wspólne działanie oraz możliwość zmiany/przemiany (tj. każdy sam decyduje o swojej przyszłość, źli mogą skierować swoje kroki na drogę dobra). Przesłanie ma trafiać do „młodszej młodzieży”, pozostali czytelnicy pewnie uznają przekaz za infantylny.

Benjamin Percy (sc.), Khoi Pham & Jonboy Meyers & Diógenes Neves (rys.), „Nastoletni Tytani #1: Damian wie lepiej”, tłum. Marek Starosta, Klub Świata Komiksu – album 1226, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 4-, rysunki: 3+, kolory/cienie: 4]

  {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Sisters #7: Spalone słońcem

20/10/2017 § Dodaj komentarz


 Sisters – nie aż taki idealny komiks?

Od dwóch lat regularnie czytam cykl Sisters autorstwa panów Christophe’a Cazenove’a i Williama Maurya, który ukazuje się w Polsce staraniem oficyny Egmont Polska. Jestem wierny serii, ponieważ od pierwszego albumu mnie bawi – lubię bohaterki, śmieszy mnie humor słowny i sytuacyjny, podoba mi się warstwa graficzna.

Opowiadane przez scenarzystów historie z życia sióstr Marine i Wendy przyjmowałem z całym dorobkiem inwentarza. Dopiero tekst Olgi Wróbel, opublikowany na łamach internetowego wydania „Kwartalnika Ryms”, uświadomił mi, że fabuła ukazuje jedynie niewielki fragment codziennej rzeczywistości głównych bohaterek. Przez ową wybiórczość, która, jak mniemam, bierze się z faktu, iż scenariusz pisany jest przez dorosłych obserwujących swoje dzieci, otrzymujemy obraz nieprawdziwy, aby nie powiedzieć sfałszowany.

Autorka pisze: „(…) trochę boli mnie feministyczna strona serca” i w następnym akapicie uzasadnia: „(…) uwiera mnie z lekka świat przedstawiony, w którym tytułowe siostry zajmują się głównie strojami i chłopcami”, a dalej podaje przykłady na selektywność epizodów i wątpliwej jakości przesłanie niektórych z nich. Ciężko się z Olgą Wróbel nie zgodzić. Właściwie nie mam żadnych argumentów, które mógłbym przeciwstawić powyższej tezie.

W siódmej odsłonie, a recenzentka „Rymsa” omawiała pierwszą, nadal sporo miejsca poświęca się sprzeczkom o ubrania, strojeniu się, powierzchowności, zabieganiu o płeć przeciwną. Chociaż w ramach przeciwwagi są także zabawne historie, które źródło mają w dzielącej dziewczęta różnicy wieku oraz niepojmowania (a właściwie rozumieniu „po swojemu”) przez młodszą zasad funkcjonowania relacji międzyludzkich.

Recenzując „piątkę”, pisałem (klik! klik!), że „Sisters to komiks prawie idealny. Oczywiście z drobnym, acz znaczącym zastrzeżeniem, że będzie oceniany przez docelową grupę czytelniczą”. Teraz przychodzi mi zweryfikować swoje poglądy… Nie zamierzam nikogo namawiać, aby przestał podsuwać cykl swoim milusińskim, bo nie tędy droga. Sam nie porzucam cyklu, gdyż – jak wspomniałem – lubię protagonistki, a lektura mnie bawi, ale do fabuły podchodzę z większym dystansem i, mimowolnie, wyłapuję epizody o wątpliwej jakości przekazu.

Christophe Cazenove & William Maury (sc.), William Maury (rys.), „Sisters #7: Spalone słońcem”, przeł. Maria Mosiewicz, Klub Świata Komiksu – album 1154, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 3, rysunki: 4+, kolory/cienie: 3+]

 {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Giant Days #1: Królowe dramy

10/10/2017 § Dodaj komentarz


Powrót do przeszłości

Zaczynam się głęboko zastanawiać nad tym, czy ze mną wszystko jest w porządku. Dostrzegam pewne niepokojące objawy przewartościowania czytelniczych preferencji. Czytam (i mi się podobają) komiksy i książki obrazkowe dla dzieci, co da się jakoś wytłumaczyć i uzasadnić. Galopująca infantylizacja trochę przeraża. Gdyż niedawno zachwycałem się (klik! klik!) pierwszym tomem serii Paper Girls, w którym główne bohaterki mają po dwanaście lat. Wczoraj przeczytałem komiks, w którym protagonistki są nastolatkami na pierwszym roku studiów. I od razu powiem, że produkcja Johna Allisona (scenariusz) i Lissy Treiman (rysunki) również mi się spodobała.

Fabułę Giant Days, bo o tym komiksie mowa, trafnie charakteryzuje Marcin Andrys: „Proza życia pokazana przez pryzmat akademickich zmagań z typowymi dla młodych studentek problemami”. Od siebie dodam, że na progu dorosłości dziewczyny mierzą się także z całkiem poważanymi problemami. Sporo scen dotyczy typowych, młodzieńczych dramatów, które rozgrywają się głównie w czasie wolnym od zajęć.

Daisy, Susan i Esther rozpoczęły studia niespełna miesiąc temu i, mimo dzielących je różnic, szybko się ze sobą zaprzyjaźniły. Daisy Wooton jest najmłodsza w grupie, trochę nieśmiała, zagubiona i wycofana. Susan Ptolemy jest „hersztem” ekipy, uparta i pewna siebie feministka, która przy okazji pełni rolę narratorki. Esther De Groot koleżanki przezwały „Królową Dramy”, bo w cudowny sposób zawsze pakuje się w jakiś kłopoty. Dziewczyny są tak różne od siebie, że nawet zwyczajne zdarzenie dnia codziennego może być przyczynkiem do komicznej i sarkastycznej wymiany zdań.

Scenarzysta wykreował żywe, spontanicznie reagujące i wiarygodne bohaterki, które czytelnik z miejsca zaczyna lubić. Całość napisana jest ze swadą, lekko i zabawnie. Trochę brakuje w „jedynce” wątku przewodniego, który spajałby ze sobą poszczególne epizody. Ów brak jest szczególnie widoczny w pierwszej połowie albumu. Potem jest lepiej, bo na scenę wkracza Graham McGraw, z którym narratorka kiedyś pozostawała w bliskich relacjach, a teraz darzy go szczerą nienawiścią.

Przy pierwszym kartkowaniu oprawa graficzna nie przypadła mi do gustu, ale gdy tylko zacząłem czytać, to okazało się, że prace Lissy Treiman świetnie ilustrują rzeczywistość, w której rozgrywa się akcja. Artystka posługuje się wyraźnie cartoonowym stylem przedstawienia postaci, który wzmacnia sympatię względem bohaterek.

Pierwsza odsłona serii Giant Days to trochę komedia, a trochę dramat obyczajowy, który rozgrywa się w środowisku nastoletnich studentek i studentów. Dla wielu czytelników lektura komiksu będzie swoistą podróżą do (własnej) przeszłości. Polecam!

John Allison (sc.), Lissa Treiman (rys.), „Giant Days #1: Królowe dramy”, tłum. Wojciech Góralczyk, Non Stop Comics, Katowice 2017.

[scenariusz: 5+, rysunki: 4+, kolory/cienie: 4]

 {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Ms Marvel #2: Pokolenie Czemu

07/07/2017 § Dodaj komentarz


  Ms Marvel przewodzi młodzieży

Jak pamiętamy z lektury „jedynki” (klik! klik!), pewnego wieczoru dotychczasowe życie Kamali Khan stanęło na głowie: zyskała supermoce. Nie, dziewczyna nie jest nosicielką zmutowanego genu X. Co zostało potwierdzone podczas „badania” przez Wolverine’a. Zresztą fakt, że posiada wielkie moce jakoś znacząco nie wpływa na jej wybory. Dziewczyna nie chce przyłączyć się do żadnej sformalizowanej grupy bohaterów. Zależy jej na tym, aby nadal żyć życiem „normalnej” szesnastolatki, czyli skupia się na szkole, kolegach i koleżankach, rodzinie, chodzi do meczetu, słucha rad szejka oraz udziela się w mediach społecznościowych. I niejako przy okazji pomaga mieszkańcom New Jersey.

Fabuła bieżącego tomu zaczyna się od dziwnego zdarzenia. Pewnego dnia Kamala idzie ulicą i słyszy warczenie dobiegające z wielgaśnej dziury w jezdni. Ciekawość bierze górę i nie wahając się ani minuty, biegnie po strój i schodzi pod ziemię. W kanałach odpływowych biegnących pod miastem dziewczynie przyjedzie zmierzyć się z Wynalazcą, który wysyła przeciw bohaterce zmutowane, wielgaśne aligatory. Ms Marvel w sukurs przychodzi dyrektor Wolverine, który szuka zaginionej uczennicy szkoły im. Jean Grey. To właśnie Rosomak stawia diagnozę, że nastolatka nie przynależy do Homo superior, a do rasy Inhumans. Dlatego z biegiem akcji Królowa Medusa postanawia przydzielić dziewczynie opiekuna, którym zostaje pies Lockjaw.

Tak w skrócie przedstawia się zasadniczy zrąb fabularny. Trochę szkoda, że scenarzystka na dalszy plan spycha problemy rodzinne i towarzyskie Kamali. Rozumiem, że chodzi o realizację pewnej konwencji superhero, w której mniej lub bardziej muszą się wpasować komiksy linii Marvel NOW!. W końcu Ms Marvel to nie teen drama. Trzeba jednak zaznaczyć, że pisarka G. Willow Wilson mimo to nie rezygnuje z próby przemycenia do fabuły pewnych symboli i wartości charakteryzujących współczesną młodzież.

Jeden z najważniejszych wątków omawianej odsłony wiąże się z identyfikacją i przynależnością. W pewnym momencie heroina tak myśli o sobie: „Jestem pół-Amerykanką i pół-kosmitką. Morfogenicznym nerdem”. Z drugiej jednak strony zwraca uwagę szeroki kontekst pokolenia młodych ludzi, do którego przecież sama należy. Pokolenia, które nie jest postrzegane pozytywnie, bo jest zatomizowane, niepotrafiące działać wspólnie, bez zbornych celów, niewyznające żadnych wartości poza „tomiwisizmem” . Cytat z Kamali: „Media nas nienawidzą, bo gapimy się w swoje smartfony. Ekonomiści nas nie cierpią, bo wymieniamy się dobrami, zamiast je kupować (…). To, że są starsi, nie daje im monopolu na prawdę”. Z założenia akcja albumu „Pokolenie Czemu” ma zadawać kłam takiemu powierzchownemu rozpoznaniu. Czy płomienna przemowa superbohaterki faktycznie porwałaby młodzież? Czy nie wypowiada się ona zbyt deklaratywnie? Ten fragment wzbudza moje wątpliwość.

Za oprawę graficzną bieżącego tomu odpowiadają Jacob Wyatt i Adrian Alphona. Dla drugiego z panów rysowanie serii jest kontynuacją przygody z Ms Marvel, ponieważ kanadyjski artysta odpowiadał za całą „jedynkę”. Wyatt posługuje się bardziej schematyczną i uproszczoną kreską, co prawda daleko jej jeszcze do cartoonowego przedstawienia, ale już bliżej do mangowych kreskówek niż do realistycznej stylistyki. Docenić należy świetną robotę kolorysty; Ian Herring stawia na pastelowe barwy, szeroką i różnorodną paletę.

„Dwójka” wypada mniej atrakcyjnie niż „jedynka”, głównie przez częściową rezygnację z osobistych epizodów. Jednakże nadal jest to komiks ciekawy i intrygujący. Protagonistkę pozostaje niezwykłą osobą, którą można lubić za to, że na siłę nie próbuje być kimś, kim nie jest. Przesłanie komiksu nadal jest pozytywne i, poniekąd, pokrzepiające: wyjątkowy nie znaczy samotny.

G. Willow Wilson (sc.), Adrian Alphona & Jacob Wyatt (rys.), „Ms Marvel #2: Pokolenie Czemu”, tłum. Anna Tatarska, Klub Świata Komiksu – album 1152, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o. o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 5, rysunki: 5-, kolory/cienie: 4+]

  {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Amulet #2: Klątwa strażniczki

17/06/2017 § 6 Komentarzy


Ahoj przygodo!

Pierwszy album serii Amulet służył głównie zarysowaniu ogólnego tła fabularnego i wprowadzeniu na scenę głównych aktorów opowieści: Emily, Navina oraz ich mamy Karen. W ramach przypomnienia – rodzina Hayesów wprowadza się opuszczonej, rodzinnej posiadłości w miejscowości Norlen. Wielki, stary dom, który należał do dziadka dzieciaków, kryje wiele tajemnic. I już pierwszego dnia pobytu część z nich zostaje ujawniona, choć właściwie stanowią jedynie wprowadzenie do kolejnych przygód. „Dwójka”, która nosi podtytuł Klątwa strażniczki, bez zbędnych wstępów wrzuca czytelnika w ekscytujący wir wydarzeń.

Akcja bieżącego tomu w naturalny sposób kontynuuje i rozwija wątki, jakie poznaliśmy w Strażniczce (klik! klik!). Dzieciaki, chcąc pomóc umierającej matce, muszą zdobyć wszechpotężny eliksir, który jest antidotum na każdą truciznę. Niepomni na niebezpieczeństwa wyruszają na szczyt góry o wdzięcznej nazwie Diabelska Czaszka. Właśnie tam rosną drzewa, których owoce mają wspomniane powyżej medyczne właściwości. Najpierw jednak muszą zawitać do miasta Kanalis, gdzie pod opieką najznamienitszych lekarzy pozostawiają matkę. Na miejscu spotykają całą zgraję zupełnie nowych postaci, m.in. rebeliantów, z którymi Navin podejmuje współpracę. Część nowo poznanych okaże się przyjaciółmi, ale nie wszyscy. Mroczne elfy wcale nie są serdecznie i bratersko usposobione…

Dobrze, wystarczy. Tyle tytułem przybliżenia fabuły. Resztę doczytajcie sobie sami. Czy warto? Czy polecam? Jasne! Przyznaję, że sięgnąłem po Klątwę strażniczki w przerwie między wywieszaniem prania, a wstawianiem kolejnego. Miałem „małą chwilę”, myślałem, że przeczytam dziesięć czy dwadzieścia stron i wrócę do zaplanowanych czynności. Jednak pranie musiało poczekać, aż skończyłem czytać. Opowieść tak mocno mnie wciągnęła, że całość przeczytałem od razu. Co prawda można mieć pewne zastrzeżenia do scenarzysty, że buduje opowieść na ogranych (i sprawdzonych) schematach. Robi to na tyle sprawnie i bez zbędnego przynudzania, że podczas lektury wcale nie przeszkadza, że jakiś wątek mocno kojarzy się z Gwiezdnymi Wojnami, a inny z Władcą Pierścieni.

Zresztą, nie zapominajmy, że komiks przeznaczony jest dla młodszych czytelników, którzy nie mają aż tak wielkiego obycia w popkulturze. Dla nich seria Amulet będzie w pełni atrakcyjną i satysfakcjonującą pozycją, bo wartka akcja, bo magiczne artefakty, bo gadające drzewa i zwierzęta, bo rebelianci chcący walczyć ze złowrogimi elfami, bo zadziwiające mechaniczne konstrukcje, bo potężny amulet, który może zawładnąć właścicielem i przeciągnąć go na „ciemną stronę mocy”, bo każde z dzieci ma misję do wypełnienia, bo ostatecznie okazuje się, że chodzi o walkę Dobra ze Złem.

Fabuła jest wciągająca, a opowieść nie pozostawia czytelnika obojętnym: kibicujemy bohaterom, życzymy im, aby wszelkie podjęte działania się powiodły, a nie popieramy, wręcz potępiamy, postępowanie elfów. Z każdą kolejną planszą dowiadujemy się więcej o niezwykłej krainie, w której rzecz się rozgrywa. Scenarzysta nie zapomina o aktorach, dba o to, abyśmy bliżej poznawali występujące postaci. Dla przykładu proszę zwrócić uwagę, że choć Leon Rudobrody zostaje przyjęty do drużyny, to nie od razu mu się bezgranicznie ufa. Z drugiej strony ciekawość wzbudza postać księcia Trellisa, który z nie znanego powodu nie wykonuje rozkazów Króla Elfów.

W warstwie graficznej między „jedynką” a „dwójką” nie ma żadnych zmian. Plansze zwykle składają się z układu kwadratowych i prostokątnych kadrów, ale tam gdzie dynamika akcji wzrasta (np. w scenach walki) artysta decyduje się na bardziej energiczne i niestandardowe kadrowanie. Całość narysowano cartoonową kreską, obrys konturu jest wyraźnie widoczny, choć linia jest cienka. Niektóre przedstawienia zwierzęcych postaci mocno kojarzą mi się z pracami Piotra Nowackiego. Dodatkowo wydawca zwraca uwagę na wizualne podobieństwo albumu z filmami ze studia Ghibli i poniekąd jest w tym trochę prawdy.

Omawiana publikacja jawi się jako przygodowe, znakomicie skonstruowane heroic fantasy. Wiem, że nie jestem odbiorcą docelowym, jednak lektura komiksu sprawiła mi sporo frajdy. Łukasz Chmielewski pewnie dodałby, że stało się tak za sprawą „galopującej infantylizacji” moich czytelniczych wyborów.

Kazu Kibuishi (sc. & rys.), „Amulet #2: Klątwa strażniczki”, tłum. Maria Lengren, Planeta Komiksów, Warszawa 2017.

[scenariusz: 5, rysunki: 4, kolory/cienie: 4-]

Post Scriptum, czyli konkurs z nagrodą
Uwaga! Uwaga! Wszystkich czytelników zapraszam do udziału w zabawie, w której można wgrać zrecenzowany powyżej album. Zasady konkursu są następujące: proszę w komentarzu wpisać, jaki magiczny artefakt chcielibyście posiadać i jak byście z niego korzystali, do czego konkretnie miałby służyć? Bardzo proszę o wpisywaniu poprawnego adresu e-mail, ponieważ laureat(-a) zostanie poinformowany(-a) mailowo o wygranej. Zabawa trwa od 19 czerwca do 25 czerwca.
Przy okazji bardzo proszę o polubienie profilu facebookowego wydawcy: Planeta Komiksu (klik! klik!) oraz Są komiksy dla dzieci (klik! klik!).

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Ariol #3: Jak ostatnie prosię

22/05/2017 § Dodaj komentarz


Poezja faktycznie jest piękna

Dobrze, że Wydawnictwo Adamada nie zwalnia tempa produkcyjnego. Cieszy, że już trzecia odsłona komiksowej serii Ariol jest dostępna w księgarniach. Zbiór nosi podtytuł Jak ostatnie prosię i przedstawia dalsze perypetie tytułowego bohatera oraz kilku jego koleżanek i kolegów ze szkoły. W sposobie budowy komiksu nie ma żadnych zmian. Wewnątrz znajdujemy kilka nadzwyczaj zabawnych historii, które nie układają się w regularną fabułę, choć pewna logika czasu i miejsca zostaje zachowana.

Ariol to bardzo sympatyczny i towarzyski koleżka, którego po prostu nie da się nie lubić. W bieżącym tomie sporo uwagi poświęcono miłosnym perypetiom chłopaka. Dla przypomnienia nasz bohater podkochuje się w pięknej krówce Petuli, która zupełnie nie odwzajemnia jego uczucia. Za to w nim zakochana do szaleństwa jest muszka Scysja. Ariol odkrywa, że poezja wcale nie jest nudna, a nawet spełnia pewne utylitarne cele – można się nią posłużyć, aby wyznać uczucia („Twój głos jest tak piękny, że kiedy będziesz duża, na pewno będziesz czytać ogłoszenia na lodniskach i w supermarketach”) . Dodatkowo sam dostaje napisany wierszem miłosny list od Scysji i awansuje na prywatnego ochroniarza Petuli. Emocjonalny trójkąt to niewyczerpane źródło zabawnych epizodów i zdarzeń. Scenarzysta trafnie rozpisuje wspomniany wątek, możliwość wystąpienia w realnym świcie jest wielce prawdopodobna.

Obok tych miłosnych opowiadań w tomie znalazło się miejsce na kolejne wspólne zabawy Ariola i Ramono. Tym razem koledzy realizują niebezpieczną misję wysadzenia w powietrze bazy łodzi podwodnych, która mieści się w podziemnym parkingu. W domu u Ramono Ariol zostaje przygnieciony do podłogi piersiami siostry przyjaciela. Nasz bohater jest bardzo pomysłowy, świetnie radzi sobie z dorosłymi i ostatecznie w ten czy w inny sposób dostaje to, co chce: fenomenalny plakat z Superkoniem czy ulubiony komiks z autografem autora.

Właściwie każde z dwunastu opowiadań jest mocno osadzone w rzeczywistości chłopców chodzących do szkoły, którzy muszą mierzyć się z różnymi codziennymi problemami. Scenarzysta zwykle wychodzi od czegoś zwykłego czy naturalnego, a następnie dokłada jakąś zabawną scenkę czy gag słowny. Całość ma wyraźnie rozrywkowy charakter, ale w komiksie ukryte są i nieco poważniejsze tematy, które zwykle objawiają się za pomocą trafnej pointy. Od pierwszego tomu seria niezmiennie mnie bawi!

Emmanuel Guibert (sc.), Marc Boutavant (rys.), „Ariol #3: Jak ostatnie prosię”, tłum. Tomasz Swoboda, Wydawnictwo Adamada, Gdańsk 2017.

[scenariusz: 6, rysunki: 5, kolory/cienie: 5+]

Where Am I?

You are currently browsing entries tagged with dla młodzieży at Kopiec Kreta.