Gnat #2: Kant kontratakuje, czyli przesilenie

27/11/2017 § 8 Komentarzy


 Zadra poszukuje prawdy

W recenzji z pierwszego tom serii Gnat napisałem: „Komiks Jeffa Smitha jest arcydziełem narracji graficznej”. Po przeczytaniu kolejnej odsłony, która nosi podtytuł Kant kontratakuje, czyli przesilenie, podtrzymuję swoją wcześniejszą opinię. Widać wyraźną zmianę klimatu i charakteru opowieści. W trakcie rozwoju fabuły znikają elementy baśniowe i disnejowskie. Ze sceny na scenę robi się mroczniej, pryska gdzieś beztroska Gnatów. Całość ewoluuje w stronę pełnego niebezpieczeństw heroic fantasy.

W opowiadanej historii nie ma luki, ciągłość zostaje zachowana, ponieważ narracja zostaje podjęta w tym miejscu, w którym została zatrzymana w „jedynce”. Kant Gnat oraz Chichot Gnat kontynuują swój zakład z Luciusem Downem o to, kto z nich sprzeda więcej piwa. Jak pamiętamy stawką w grze jest akt własności oberży Baryłkowa Ostoja. W tym samym czasie Babcia Ben, Zadra i Chwat Gnat idą przez góry, gdy na ich drodze pojawiają się szczurostwory, a nawet sam Króldok. Walka jest zażarta i krwawa, po obu stronach są ranni. Babcia zdradza Zadrze kilka szczegółów z przeszłości, ale wciąż za mało, aby właściwie poskładać wszystkie elementy. Dziewczyna dowiaduje się, że jest Przebudzoną, której moc może pomóc wyznawcom złowrogiej sekty pewnym pradawnym rytuale.

Podoba mi się wolta, jaką scenarzysta funduje czytelnikom: żaden z Gnatów nie jest centralną postacią fabuły, wybranką okazuje się być Zadra. Protagonistka nie wierzy swojej długoletniej opiekunce (strażniczce?). W końcu przez wszystkie lata ukrywała przed wnuczką najważniejsze informacje o pochodzeniu, rodzicach i przepowiedni. Dlatego może i tym razem nie mówi całej prawdy. Dziewczyna postanawia samodzielnie (no, z małą pomocą przyjaciół: Teda, Smoka i Chwata) odkryć wszystkie tajemnice. Droga do prawdy i własnej tożsamości nie będzie usłana płatkami róż. Przemiana, jaka zachodzi w bohaterce, jest wiarygodna i emocjonująca.

Wiele się dzieje, zaangażowano nowych aktorów, wątki i występujące postaci są różnorodne. Omawiana część zawiera mniej niż „jedynka” elementów humorystycznych. Chociaż nadal świetne role gra para nieudacznych szczurostworów. Kopalnią zabawnych scen i dialogów jest sytuacja przygarnięcia przez Chichota małego potwora. Dodatkowo odpowiada mi zmiana charakteru opowieści. I chociaż wiele elementów fabuły wydaje się dobrze znana (budzi się wielkie zło, wybraniec, przepowiednia, mistyczny zakon), to scenariusz komiksu został tak uszyty, że lektura niezwykle wciąga. Autor bawi się konwencją, w pełni świadomie nawiązując do klasycznych dzieł literatury fantasy i filmów spod znaku Nowej Przygody. Chciałbym podkreślić, że Gnat nie jest ani wtórny, ani banalny. W końcu mamy do czynienia z arcydziełem.

Jeff Smith (sc. & rys.), „Gnat #2: Kant kontratakuje, czyli przesilenie”, przeł. Jacek Drewnowski, Klub Świata Komiksu – album 1187, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 6+, rysunki: 5, kolory/cienie: 5]

 {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Gnat #1: Dolina, czyli równonoc wiosenna

22/09/2017 § Dodaj komentarz


 Gnat, czyli arcydzieło

Nie warto owijać bawełnę, dlatego napiszę wprost: Gnat, komiks Jeffa Smitha, jest arcydziełem narracji graficznej. Seria łącznie zgarnęła około dwudziestu nagród Eisnera i Harveya. Oryginalnie całość liczy sobie pięćdziesiąt pięć zeszytów, które ukazywały się w latach 1991-2005 staraniem wydawnictw Cartoon Books oraz Image Comics. Na polską premierę musieliśmy trochę poczekać. Warto było! W ramach ciekawostki można wspomnieć, że w wywiadzie, jaki przeprowadziłem z Jackiem Drewnowskim – tłumaczem komiksu – wspomina (klik! klik!), że album przełożył piętnaście lat temu.

W pierwszym tomie, który nosi podtytuł Dolina, czyli równonoc wiosenna, czytelnik poznaje trójkę głównych bohaterów: Chwata Gnata, Chichota Gnata oraz Kanta Gnata, którzy są kuzynami. Egzotyczne trio pochodzi z Gnatowa, ale zostali wygnani z rodzinnego miasta w wyniku podstępnych machinacji ostatniego z wymienionych i teraz tułają się po pustyni. Po ataku szarańczy drogi kuzynów się rozchodzą. Akcja skupia się na Chwacie, który trafia do doliny zamieszkałej przez gadające zwierzęta, smoka, upiorne szczurostwory oraz ludzi.

Właściwa opowieść rozpoczyna się w momencie, w którym bohater spotyka piękną Zadrę, młodą ludzką dziewczynę, mieszkającą razem z babcią w chacie położonej gdzieś na odludziu. Chwat, oczywiście, zakochuje się Zadrze, ale nie zapomina o swoich zaginionych kuzynach. Czy bohaterowi uda się ich odnaleźć? Dlaczego szczurostwory polują na rodzinę Gantów? Dlaczego smok ochrania Chwata? Jaką tajemnice skrywa babcia przed dziewczyną? Czy babcia wygra w wyścigu szalonych krów? Kim tak naprawdę jest Zadra? I dlaczego scenarzysta poświęca jej aż tyle uwagi? Odpowiedzi na niektóre z tych pytań poznacie, jak tylko przeczytacie komiks.

A muszę przyznać, że jest co czytać. Gdyż polska edycja to cegła licząca sobie ponad czterysta pięćdziesiąt stron. Jednak zapewniam, że gdy tylko sięgniecie po Dolinę…, to nie będziecie mogli się oderwać od lektury. To doskonały komiks przygodowy z elementami heroic fantasy, a na dokładkę miejscami bardzo zabawny. Wbrew pozorom akcja wcale nie gna do przodu na łeb na szyję, a prowadzona jest dość leniwie, dzięki temu czytelnik może poświęcić więcej uwagi na dokładne poznanie występujących postaci i rozeznanie się w meandrach fabuły. Rzeczywistość zbudowana przez Jeffa Smitha jest kompletna i spójna. Widowiskowy świat zachwyca. Pisarz poświęca sporo miejsca temu, aby zbudować wiarygodnych i interesujących bohaterów.

W parze z wciągającą fabułą idzie atrakcyjna oprawa graficzna. Jeff Smith posługuje się wyraźną kreską, ale niezbyt szczegółową, postaci obwiedzione są mocną i stosunkowo grubą linią. Ludzkie postaci, z wyjątkiem Zadry, mają karykaturalny charakter. Plansze zbudowane zostały zwykle z sześciu dużych, kwadratowych kadrów. Pierwotnie seria ukazywała się w wersji czarno-białej, kolory dla wydania zbiorczego nałożył Steve Hamaker i trzeba przyznać, że wyszło to komiksowi na dobre.

Niewątpliwie pod płaszczykiem wielowątkowej epopei ukryte zostały także inne, bardziej znaczące, elementy. Choćby o przyjaźni, lojalności i sile rodzinnych więzów, ale także prawda o anatomii zła. Gnat to komiks dla wszystkich niezależnie od wieku, ale najwięcej frajdy będę mieli małoletni, którym czytanie idzie płynnie, a samodzielna lektura nie sprawia żadnych trudności.

Jeff Smith (sc. & rys.), „Gnat #1: Dolina, czyli równonoc wiosenna”, przeł. Jacek Drewnowski, Klub Świata Komiksu – album 1132, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 6+, rysunki: 5, kolory/cienie: 5-]

  {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Gnat zasługuje na swój kultowy status… – rozmowa z Jackiem Drewnowskim

26/06/2017 § 1 komentarz


Gnat zasługuje na swój kultowy status – z Jackiem Drewnowskim, tłumaczem komiksu „Gnat”, rozmawia Maciej Gierszewski

Maciej Gierszewski: Pamiętasz swoje pierwsze tłumaczenie? To była książka czy komiks?
Jacek Drewnowski: Doskonale pamiętam. Były to dwie historyjki komiksowe do magazynu „Komiks Gigant”, do którego Egmont szukał tłumacza. Dotychczasowy, Michał Wojnarowski, przestał się wyrabiać po przejściu „Kaczora Donalda”, którego też przedkładał, z cyklu dwutygodniowego na tygodniowy. Współpracowałem wówczas z Egmontem jako redaktor komiksowego pisma dla dzieci i znałem akurat potrzebne przy „Gigancie” języki, czyli włoski i angielski, więc zaproponowano mi próbny przekład dwóch historyjek, po jednej z każdego z tych języków. Efekt oceniało kilka osób na różnych szczeblach, włącznie oczywiście ze wspomnianym Michałem Wojnarowskim, a że się spodobał, dostałem do tłumaczenia cały numer. I kolejne.

M.G.: Dlaczego postanowiłeś tłumaczyć?
J.D.: Kiedy zaczynałem studia italianistyczne, moim marzeniem na przyszłość było tłumaczenie literatury. Lecz mimo że miałem już wówczas za sobą debiut pisarski i szykowały się kolejne publikacje, nie do końca w taką przyszłość wierzyłem. Wydawało mi się, że tłumaczami książek zostają jacyś wybitnie utalentowani nadludzie i że dla mnie taka praca pozostanie w sferze marzeń. Później mieliśmy zajęcia translatorskie, chyba na drugim roku, w ramach których przekładaliśmy fragmenty literatury, i okazało się, że wychodzi mi to całkiem nieźle. Mimo to nie spodziewałem się, że jeszcze na studiach zacznę zarabiać na przekładach. A tak się niebawem stało – jak mówiłem, zaczęło się od disnejowskich komiksów.

M.G.: Czy jest jakaś różnica w podejściu do tłumaczeniu książek a komiksów? Na czym polega?
J.D.: Podstawowe różnice wynikają z samego charakteru tych mediów. W komiksie tekst niemal nigdy nie funkcjonuje w oderwaniu od obrazu, słowo gra ze stroną wizualną i tłumacz musi to uwzględnić. W samej codziennej pracy może to być zarówno ułatwieniem – w tym sensie, że rysunek czasem przybliża intencje twórców – jak i ograniczeniem, którego w beletrystyce nie ma. Na przykład w komiksie nieraz nie da się zastąpić idiomu innym, o podobnym znaczeniu, bo w relacji słowo-obraz liczy się konkretny wyraz z owego idiomu. Ograniczeniem czysto technicznym bywa też pojemność dymka, o czym notabene niejeden początkujący tłumacz komiksów zapomina. W większości wypadków komiks wymaga tak zwanego ucha do dialogów i być może jakiegoś zestawu innych umiejętności czy zdolności, których nie potrafię zdefiniować. W każdym razie widywałem sytuacje, w których dobrzy i uznani tłumacze literatury zupełnie nie radzili sobie z komiksem.

M.G.: Czy komiksy dla dzieci tłumaczy się trudniej?
J.D.: Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno inaczej, ale czy trudniej? Jak wspominałem, zaczynałem od tłumaczenia komiksów (a niedługo potem książeczek) dla dzieci. Już wcześniej takie komiksy redagowałem. To one są zatem w pewnym sensie moim środowiskiem naturalnym, a z przekładami innego rodzaju – komiksami dla dorosłego czytelnika, literaturą piękną i popularnonaukową, publicystyką czy filmami – mierzyłem się dopiero po nich. Każdy z tych obszarów pracy translatorskiej ma swoją specyfikę, jedne lubię bardziej, inne mniej, ale nie umiem powiedzieć, który jest najtrudniejszy. Wiem, że niektórzy tłumacze nie lubią bądź nie potrafią przekładać dla dzieci lub przeciwnie, nie czują się dobrze w innych tekstach, ale sam do nich nie należę.

M.G.: Postanowiłeś spolszczyć tytuł serii Jeffa Smitha i od razu posypały się kamienie na twoją głowę… Jak wpadłeś na Gnata? Gnatowo? Chwata?
J.D.: Osobiście jakoś nie poczułem tego gradu kamieni. Przeglądałem w sieci kilka dyskusji na ten temat i odniosłem wrażenie, że przeważają w nich głosy zadowolonych z polskiego tytułu. Gnata, Gnatowo, Chwata itp. wymyśliłem podczas pierwszego podejścia do tłumaczenia tego komiksu. Konieczność spolszczenia znaczącego nazwiska „Bone” wydawała mi się wówczas oczywista – wiąże się z nim choćby wygląd bohaterów – i „Gnata” uznałem za rozsądną opcję. Np. rzeczownik „kość”, który ma to samo znaczenie, jest rodzaju żeńskiego i zawiera dwa polskie znaki diakrytyczne, więc pasowałby tu gorzej. Dalsze wybory były już konsekwencją tego pierwszego. Np. „Fone Bone” jako „Chwat Gnat” – jednosylabowe imię do jednosylabowego nazwiska, rymujące się i oddające, mam nadzieję, ducha oryginału.

M.G.: Wspominałeś, że pierwsze przymiarki do tłumaczenia komiksu mają 15 lat. Tłumaczyłeś dla siebie? Czy też ktoś wówczas planował wydać?
J.D.: Tłumaczenie to moja praca, na którą poświęcam ładnych kilka godzin dziennie, więc w czasie wolnym wolę zajmować się innymi rzeczami. Nie tłumaczę zatem dla siebie i także ten pierwszy album „Gnata” przełożyłem wówczas na zamówienie, bo komiks miał być wydany. Na jakimś późniejszym etapie z tego zrezygnowano, przyczyn nie znam. Natomiast wykorzystałem tamten przekład w obecnym wydaniu, oczywiście po wnikliwej rewizji. To jedna trzecia obecnego pierwszego tomu, który obejmuje trzy albumy.

M.G.: Czym się kierujesz podczas spolszczania imion bohaterów? Czy z zasady powinno się je przekładać? A kiedy lepiej zostawić w oryginalnej wersji?
J.D.: Nie znam ani nie stosuję żadnej uniwersalnej zasady. Choć mam już w tej robocie długoletnie i bogate doświadczenie, nie przekłada się ono na usystematyzowaną, podręcznikową wiedzę. Do każdego tłumaczenia podchodzę indywidualnie, a w swojej pracy zawsze kierowałem się i kieruję w znacznej mierze intuicją. Bez wątpienia mogę powiedzieć jedno: spolszczanie znaczących imion i nazw jest istotniejsze w wypadku treści skierowanych do dzieci.

M.G.: Pierwszy tom „Gnata” liczy sobie ponad 450 stron. Ile trwało przetłumaczenie całości? Co nastręczało najwięcej trudności?
J.D.: Kolejne pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. Nigdy nie przekładam tylko jednego tekstu, zwykle pracuję na przemian nad przynajmniej dwoma w ciągu dnia i przynajmniej trzema w ciągu tygodnia, traktując każdy z nich jako oddech od pozostałych. Bardzo lubię taki płodozmian, najchętniej w miarę możliwości przeplatam pracę nad tekstami jak najróżniejszymi – np. włoskim komiksem postapokaliptycznym i amerykańską książeczką dla dzieci – tłumacząc po kilka stron i robiąc w ciągu dnia kilkanaście zmian między jednym a drugim. Nad „Gnatem” też nie siedziałem jednym ciągiem, ale wydaje mi się, że w pewnym przybliżeniu mogę określić średnie tempo pracy nad tym komiksem na 6, może 7 plansz w ciągu godziny.
Co do trudności – nie przychodzi mi do głowy nic konkretnego. Może najtrudniejsze było to, o co wcześniej pytałeś: decyzja, które imiona spolszczać, a których nie. W jednym wypadku nie jestem do końca przekonany do swojego wyboru, ale nie powiem, w którym – zobaczymy, czy ktoś to wytknie. Ogólnie „Gnata” przekłada się bardzo przyjemnie. Mam już za sobą tłumaczenie drugiego tomu, a wkrótce zabieram się za trzeci i ostatni.

M.G.: Jak przygotowywałeś się do tłumaczenia?
J.D.: Szczerze mówiąc, nie było jakichś szczególnych przygotowań. Pewnego dnia otworzyłem komiks, włączyłem komputer i zacząłem czytać swój przekład sprzed lat.

M.G.: Czy polubiłeś głównego bohatera, za co?
J.D.: Polubiłem. Jest taki, jaki powinien być bohater. Z zasadami, ale i z wadami. Jego osobowość, wybory, reakcje i emocje – zarówno pozytywne, jak i negatywne – są nakreślone bardzo przekonująco.

M.G.: W „komiksowie” jest pozytywna fama wokół pozycji, czy ona jest aż tak dobra?
J.D.: Czytelnicy ocenią, czy komiks dorósł do ich oczekiwań. I mam nadzieję, że nie będą zawiedzeni. W moich oczach jak najbardziej zasługuje na swój kultowy status, jakim cieszy się w komiksowym światku nie tylko w Polsce. Pod względem fabularnym jest to naprawdę ciekawa i wciągająca saga fantasy, z intrygującymi bohaterami, zwrotami akcji i zmianami nastroju, z umiejętnie wprowadzanymi dawkami przygody, humoru, niepokoju. Jest przy tym ciekawie, dynamicznie, a miejscami bardzo pomysłowo narysowana.

M.G.: Czy jest to komiks dla dzieci? W jakim wieku?
J.D.: W mojej opinii to komiks dla wszystkich, a zatem także dla dzieci, nawet ośmioletnich, o ile lubią czytać, idzie im to płynnie i samodzielna lektura nie sprawia im już trudności.

Jeff Smith (sc. & rys.), „Gnat #1: Dolina, czyli równonoc wiosenna”, przeł. Jacek Drewnowski, Klub Świata Komiksu – album 1132, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[Wywiad pierwotnie ukazał się na stronie Aleja Komiksu: klik! klik!]

{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Ariol #3: Jak ostatnie prosię

22/05/2017 § Dodaj komentarz


Poezja faktycznie jest piękna

Dobrze, że Wydawnictwo Adamada nie zwalnia tempa produkcyjnego. Cieszy, że już trzecia odsłona komiksowej serii Ariol jest dostępna w księgarniach. Zbiór nosi podtytuł Jak ostatnie prosię i przedstawia dalsze perypetie tytułowego bohatera oraz kilku jego koleżanek i kolegów ze szkoły. W sposobie budowy komiksu nie ma żadnych zmian. Wewnątrz znajdujemy kilka nadzwyczaj zabawnych historii, które nie układają się w regularną fabułę, choć pewna logika czasu i miejsca zostaje zachowana.

Ariol to bardzo sympatyczny i towarzyski koleżka, którego po prostu nie da się nie lubić. W bieżącym tomie sporo uwagi poświęcono miłosnym perypetiom chłopaka. Dla przypomnienia nasz bohater podkochuje się w pięknej krówce Petuli, która zupełnie nie odwzajemnia jego uczucia. Za to w nim zakochana do szaleństwa jest muszka Scysja. Ariol odkrywa, że poezja wcale nie jest nudna, a nawet spełnia pewne utylitarne cele – można się nią posłużyć, aby wyznać uczucia („Twój głos jest tak piękny, że kiedy będziesz duża, na pewno będziesz czytać ogłoszenia na lodniskach i w supermarketach”) . Dodatkowo sam dostaje napisany wierszem miłosny list od Scysji i awansuje na prywatnego ochroniarza Petuli. Emocjonalny trójkąt to niewyczerpane źródło zabawnych epizodów i zdarzeń. Scenarzysta trafnie rozpisuje wspomniany wątek, możliwość wystąpienia w realnym świcie jest wielce prawdopodobna.

Obok tych miłosnych opowiadań w tomie znalazło się miejsce na kolejne wspólne zabawy Ariola i Ramono. Tym razem koledzy realizują niebezpieczną misję wysadzenia w powietrze bazy łodzi podwodnych, która mieści się w podziemnym parkingu. W domu u Ramono Ariol zostaje przygnieciony do podłogi piersiami siostry przyjaciela. Nasz bohater jest bardzo pomysłowy, świetnie radzi sobie z dorosłymi i ostatecznie w ten czy w inny sposób dostaje to, co chce: fenomenalny plakat z Superkoniem czy ulubiony komiks z autografem autora.

Właściwie każde z dwunastu opowiadań jest mocno osadzone w rzeczywistości chłopców chodzących do szkoły, którzy muszą mierzyć się z różnymi codziennymi problemami. Scenarzysta zwykle wychodzi od czegoś zwykłego czy naturalnego, a następnie dokłada jakąś zabawną scenkę czy gag słowny. Całość ma wyraźnie rozrywkowy charakter, ale w komiksie ukryte są i nieco poważniejsze tematy, które zwykle objawiają się za pomocą trafnej pointy. Od pierwszego tomu seria niezmiennie mnie bawi!

Emmanuel Guibert (sc.), Marc Boutavant (rys.), „Ariol #3: Jak ostatnie prosię”, tłum. Tomasz Swoboda, Wydawnictwo Adamada, Gdańsk 2017.

[scenariusz: 6, rysunki: 5, kolory/cienie: 5+]

Rekomendacje: Gnat #1: Dolina, czyli równonoc wiosenna

17/05/2017 § 1 komentarz


Elektryzująca wiadomość

Wydawnictwo Egmont Polska rozpoczyna publikację nowej serii komiksowej, której fabuła osadzona jest w świecie zamieszkanym przez magiczne i fantastyczne istoty. To wielokrotnie nagradzana, nadzwyczaj popularna w świecie, humorystyczna saga fantasy o niezwykłych przygodach humanoidalnych bohaterów. Niezliczone scenerie, bogactwo niespotykanych postaci, pełna rozmachu, wciągająca historia, elementy grozy, wątek miłosny i tajemnica – to wszystko znajdą czytelnicy, którzy sięgną po pierwszy tom cyklu Gnat o podtytule Dolina, czyli równonoc wiosenna. Prapremiera albumu odbędzie się 18 maja 2017 roku podczas Festiwalu Komiksowa Warszawa trwającego w ramach Warszawskich Targów Książki. Tydzień później, 24 maja, komiks trafi do sprzedaży.

Komiks amerykańskiego scenarzysty oraz rysownika Jeffa Smitha powstał w latach 1991-2004. W oryginale seria Bone liczyła pięćdziesiąt pięć zeszytów i została wydana w wersji czarno-białej. Inspiracją dla autora do stworzenia wyjątkowej serii komiksowej było wiele źródeł. Zaowocowało to ogromnym, zachwycającym światem oraz nadzwyczajnymi przygodami Chwata Gnata i jego kuzynów, podróżujących czasem razem, a często osobno po niezwykłych krainach, a wszystko zabarwione ogromną porcją dowcipu.

„Jeff Smith umie dawkować humor lepiej niż niemal wszyscy inni twórcy komiksów. Jego dialogi zachwycają – tak samo jak jego ludzie, nie wspominając o zwierzętach, czarnych charakterach, a nawet robakach” – napisał o komiksie Neil Gaiman. Gnat to pozycja mająca status bestsellera; komiks zdobył kilkadziesiąt międzynarodowych nagród, w tym najważniejsze wyróżnienia w branży: dziesięć Nagród Eisnera (m.in. w kategoriach: najlepsza publikacja humorystyczna, najlepszy scenarzysta, najlepszy rysownik czy najlepsza kontynuowana seria) oraz jedenaście Nagród Harveya.

Egmont ma w planach wydanie kompletnej serii, w trzech albumach zbiorczych, obejmujących wszystkie dziewięć tomów oryginalnego cyklu:

1. Dolina, czyli równonoc wiosenna (maj 2017);
2. Kant kontratakuje, czyli przesilenie (wrzesień 2017);
3. Przyjaciele i wrogowie, czyli żniwa (maj 2018).

W pierwszym tomie główny bohater – Chwat Gnat – razem z kuzynami głupkowatym Chichotem Gnatem i chciwym Kantem Gnatem zostają wygnani z rodzimego Gnatowa, za przekręty tego ostatniego. Przypadkowo zostają rozdzieleni, by spotkać się w Dolinie, zamieszkanej przez wiele magicznych i fantastycznych istot oraz wyrazistych, niepozbawionych wad postaci. Ich tropem podążają wysłannicy mrocznego wroga. Wygląda na to, że los przydzielił Chwatowi Gnatowi rolę, która przerasta jego najśmielsze wyobrażenia! Smoki naprawdę istnieją, a napotkana dziewczyna nie jest tylko piękną i bystrą wieśniaczką, którą się z początku wydaje… Tak rozpoczyna się mistrzowska opowieść o małych, bezwłosych, ale sympatycznych humanoidalnych istotach. Potem dzieje się jeszcze więcej! Kuzyni spotkają dziwne i intrygujące postacie, takie jak Króldok, Babcia Ben, robak Ted, Zadra, rodzina Oposów, szczuropodobne stworzenia o wyjątkowych upodobaniach kulinarnych, czy stateczny, acz trochę cyniczny Smok. Fabułę, humor, grafikę docenią zarówno dzieci, jak i dorośli czytelnicy.

Jacek Drewnowski, polski tłumacz serii, na pytanie czy jest to komiks dla dzieci, tak odpowiada: „W mojej opinii to komiks dla wszystkich, a zatem także dla dzieci, nawet ośmioletnich, o ile lubią czytać, idzie im to płynnie i samodzielna lektura nie sprawia im już trudności”.

Popularność Gnata spowodowała, że już wkrótce doczeka się on filmowej adaptacji. Wytwórnia Warner Bros zajmie się realizacją produkcji. Reżyserii podjął się Mark Osborne, twórca takich filmów animowanych jak Kung Fu Panda czy SpongeBob Kanciastoporty.

Jeff Smith (sc. & rys.), „Gnat #1: Dolina, czyli równonoc wiosenna”, przeł. Jacek Drewnowski, Klub Świata Komiksu – album 1132, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[opracowano na podstawie materiałów wydawcy]

 {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Calvin i Hobbes #11: Dziki kot – psychopatyczny morderca

22/01/2017 § Dodaj komentarz


Reformator i filozof

calvin-i-hobbesDziki kot – psychopatyczny morderca to jedenasty i ostatni już tom zbiorczego wydania komiksowych pasków z przygodami Calvina i Hobbesa. Szkoda, że nowych opowieści już nie będzie, ale ważniejsze jest, że do samego końca seria zachowała wysoki poziom. Kot… więc zachwyca, bawi i skłania do myślenia. I przy okazji tak znakomicie poprawia humor, że po odłożeniu książeczki na twarzy na długo pozostaje błogi uśmiech.

Tym razem ktoś zaczyna wysyłać do Calvina listy. Chłopiec, który do tej pory nie mógł narzekać na nadmiar korespondencji nagle otrzymuje coraz więcej dziwnych wiadomości pisanych nie wiadomo przez kogo. Nadawca każdą z nich sygnuje znakiem czaszki i coraz mocniej obraża Calvina. Kto to może być? I dlaczego to robi? Wiadome jest jedno, listy wysyła ktoś z tego miasta…

bill-watterson-calvin

To jednak dopiero początek! Nastała zima, zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a jak wiadomo Calvin do najgrzeczniejszych dzieci nie należy. Czy lepiej opłaca się więc próbować na siłę (nad)robić dobre uczynki w oczekiwaniu na prezent czy jednak bawić się dobrze i bezkompromisowo już teraz? A może za złe uczynki nie dostanie prezentu, ale takiego, na którym wcale mu nie zależy? I pozostaje jeszcze oczywiście kwestia listu do Świętego Mikołaja i tego, jaką taktykę obrać, by jak najlepiej wmanewrować go w prezenty…

Ta seria jest po prostu rewelacyjna. Wyrosła na gruncie nieśmiertelnych Fistaszków Schultza oferuje nie tylko to, co w paskach tworzonych do codziennych gazet najlepsze, ale przede wszystkim własny, niepowtarzalny styl i charakter. Specyficznego klimatu także nie można jej odmówić. Scenariusze poszczególnych odcinków, czy to łączących się w większą całość czy też stanowiących autonomiczną opowiastkę (jak każdemu miłośnikowi komiksu wiadomo także i te wyrwane ze środka większych treści znakomicie nadają się do samodzielnego czytania), to rozbrajające historyjki, mocno satyryczne i gorzkie w swym brzmieniu. A jednak nie sposób się przy nich nie śmiać.

calvin-i-hobbes-kot

Co ważne, a może nawet najważniejsze, poziom humoru jest odpowiedni zarówno dla dzieci, młodzieży, jak również dorosłych. Każdy też inaczej odbierze prezentowaną treść, a ta jest naprawdę głęboka, zaangażowana i ciekawa. Nie przypadkiem daj główni bohaterowie, mały chłopiec i pluszowy tygrys, który ożywa w jego oczach dzielą imiona reformatora chrześcijaństwa i filozofa.

Jak komiks prezentuje się pod względem graficznym? Wprost znakomicie! Jak w przypadku Fistaszków czy Garfileda, tak również tutaj największą siłą jest prostota. Ale prostota absolutnie zachwycająca. A co więcej autor pokazuje się także nie raz od bardziej złożonej i realistycznej strony, nie zapominając także o porcji odcinków w pełni kolorowych.

bill-watterson

Rewelacyjna rzecz. Dobrze, że Egmont wydał tę serię i dobrze, że ją wznowił. Warto po nią sięgnąć, warto przeczytać i warto wracać raz po raz. Nie zastanawiajcie się, dobra i inteligentna zabawa gwarantowana. Dlatego polecam bardzo gorąco.

Bill Watterson (sc. & rys.), „Calvin i Hobbes #11: Dziki kot – psychopatyczny morderca”, tłum. Piotr W. Cholewa, Klub Świata Komiksu – album 586, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., wyd. II, Warszawa 2016.

[autor: Michał Lipka]

calvin-i-hobbes-wattersonsklep{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Kościsko

18/01/2017 § Dodaj komentarz


Kościsko – pierwsze nieludzkie miasteczko

kosciskoNa punkcie nowego komiksu Karola Kalinowskiego, autora legendarnej Łaumy, oszaleją zarówno młodsi czytelnicy (którym spodoba się fantastyczna i baśniowa fabuła), jak i starsi (którzy docenią obyczajowy wymiar opowieści i kunszt artysty). Cholera, użyłem złego czasu, bez wątpienia to już się dokonało. Album miał swoją premierę w październiku ubiegłego roku i już jest hitem. Doczekał się wielu pochlebnych recenzji i omówień, zarówno na portalach branżowych (tj. komiksowych i książkowych) oraz w wysokonakładowej prasie (o Kościsku pisano w „Wyborczej”, „Polityce” czy „Newsweeku”). Dlatego w kontekście całego tego pozytywnego odzewu ciężko napisać coś nowego i odkrywczego.

Tytułowe Kościsko to niewielkie, fikcyjne miasteczko, geograficznie umiejscowione gdzieś na terenie Podlasia. Do miasteczka, z zamiarem osiedlenia się, przyjeżdżają ojciec z dorastającym synem. Karol dostaje pracę w bibliotece, a młodociany Max szybko znajduje kalinowski-kosciskokilku kolegów. Równie szybko okazuje się, że Kościsko nie jest zwykłym, prowincjonalnym miasteczkiem, gdyż wszyscy autochtoni nie są ludźmi. Bowiem cała społeczność (z wyjątkiem nowoprzybyłych) składa się z: duchów, uporów, wodników, południc, wąpierzy, umrzyków, chochlików oraz innych bóstw i demonów ze słowiańskich wierzeń. W mieście nie muszą się ukrywać, gdyż ono należy do nich. Wiele dziesięcioleci wstecz Leszy wpadł na pomysł „ucieczki do przodu”, czyli zamiast ukrywać się przed ludźmi, zamieszkać na widoku. „I tak powstało Kościsko – pierwsze nieludzkie miasteczko”.

Dlatego początkowo dziwi, że ojciec z synem zostali życzliwie przyjęci przez lokalną społeczność. Za „wymuszoną” akceptacją bytności Karola i Maxa stoi Kustosz, kalinowskiktóry przekonał tubylców, że obecność ludzi w ich świecie jest pożądana, a wręcz konieczna. Nadzwyczajne powody pobytu „docześniaków” trzyma przed mieszkańcami (i czytelnikami) w tajemnicy. Scenarzysta pięknie (i piekielnie) stopniuje napięcie. Sukcesywnie odsłania przed czytelnikami kolejne tajemnice miasteczka. Poznajemy całe zastępy tubylców i ich różnorakie zdolności. Daria potrafi przewidywać przyszłość, Cmentarna Baba widzi choroby i zna się na wszystkim (z wyjątkiem składu do druku), Kustosz potrafi dogadać się ze Śmiercią, a wielkie kamienie potrafią latać, tylko im się nie chce.

Objętość komiksu (prawie 200 stron) pozwoliła Kalinowskiemu fachowo zbudować atrakcyjne i ciekawe wątki leszypoboczne, wykreować wyraziste i sympatyczne postaci, które czytelnik darzy sympatia, dzięki czemu łatwo się z nimi identyfikuje. W opowiadanie o charakterze fantasy pisarz wplótł poważne, obyczajowe tematy: chorobę i śmierć. Zupełnie nie dziwię się wszystkimi pozytywnym recenzjom Kościska, ponieważ jest to komiks wybitny. Jego siła polega na wiarygodności emocjonalnej opowiadanej historii i uniwersalnym przesłaniu. W tym aspekcie mocno przypomina mi Hildę Luke’a Pearsona. Album KaeReLa także przeznaczona jest dla czytelników w każdym wieku.

Żal opuszczać Kościsko. Na szczęście nie wszystkie wątki zostały przez autora zamknięte, co pozwala mieć nadzieję, że kiedyś w przyszłości będziemy mieli jeszcze okazję odwiedzić nieludzkie miasteczko. Czego sobie i Państwu życzę.

Karol Kalinowski (sc. & rys.), „Kościsko”, Kultura Gniewu, Warszawa 2016.

[scenariusz: 5+, rysunki: 6, kolory/cienie: 5+]

leszy-kalinowskisklep{komiks można kupić tu: klik! klik!}

Ariol #2: Być jak Superkoń

15/01/2017 § Dodaj komentarz


Wyszedł z tego cało, nawet niezbyt mokry

ariol-byc-jak-superkon-2-1474450213Podobał mi się komiks Wszyscy jesteśmy osiołkami (klik! klik!). Natomiast druga odsłona przygód Ariola bardzo mi się podobała. Wydawać by się mogło, że album Być jak Superkoń niczym się od jedynki nie różni. Ot, nowe przygody tytułowego bohatera, które tym razem rozpoczynają się od wspólnego z Ramono wyjazdu na wakacje nad morze. Chłopcy jadą sami pociągiem do dziadków Ariola. Podoba mi się, że temu wydarzeniu autorzy poświęcają kilka rozdziałów.

Podróż pociągiem może być pełna niebezpieczeństw, ale nie dla przyjaciół, a dla innych podróżnych. Starsza pani, która obiecała mamie Ariola, że będzie miała baczenie na chłopaków, wspólnej podróży omal nie przypłaca życiem. Spokojnie, spokojnie. Kobieta przeżyła, ale ze spotkania wyniosła pewnie wielkiego guza i zszargane nerwy. Biedna, żal mi jej. Dwaj przyjaciele ani przez chwilę nie są świadomi swego ariol-byc-jak-superkon-0-4złego wpływu. Taki sposób konstruowania przez scenarzystę fabuły powoduje mimowolne (tj. lekkie i niewymuszone) pojawienie się wielu bardzo śmiesznych scenek i epizodów.

Recenzowany tom łącznie zawiera trzynaście fabuł. W każdej występuje tytułowy bohater, jego koledzy i przyjaciele ze szkoły. Ważne role do odegrania dostają także dorośli, nie tylko rodzice i nauczyciele, ale także przypadkowo spotkane osoby. Ciężko mi się zdecydować, która z opowieści podoba mi się najbardziej, waham się między: 1) Naklejki (genialna, rozbrajająca pointa); 2) Dobra książka (Ariol demoluje księgarnię i powoduje kontuzję księgarza); 3) Ariol sadzi drzewo (świetna i przezabawna rola pana Tykwy, który jest miejskim ogrodnikiem); 4) Prysznic (Ariol zostaje zmuszony do kąpieli, rysownik ukazuje szczegóły męskiej anatomii).

Inne, nie wymienione przeze mnie, opowieści przypadną do gustu młodszym czytelnikom, ariol-byc-jak-superkon-0-6ponieważ w dużym stopniu opowiadają o ich codzienności w szkole czy na podwórku. Dotykają sytuacji znanych i rozpoznawalnych, takich jak: wizyta u lekarza w celu szczepienia, przechwałek kto ma lepszego i silniejszego tatę, naśmiewania się z nauczycieli czy przeżywania szkolnej miłości. Ważne, że każdy z wymienionych epizodów niesie ze sobą duży potencjał humorystyczny. Komiczne są także wypowiedzi Ariola i jego kolegów. Wielkie brawa dla tłumacza, który dobrze sobie z nimi poradził. Dla przykładu: „Bitonio po szczepionce był sparaliżowany na resztę życia przez dwa dni!”.

Jeśli miałbym przyrównać serię Guiberta i Boutavanta do jakiś innych komiksów dla dzieci, to przywołałbym Hildę oraz Sisters. Zasadnicza różnica między wspomnianymi komiksami, ariol-byc-jak-superkon-0-7a Ariolem polega na tym, że omawiana pozycja skupia się na chłopcach, ich problemach, emocjach, zabawach i psotach. I może stąd bierze się moja atencja dla tego tytułu. Zresztą nie tylko moja. Na zakończenie pozwolę sobie przytoczyć słowa profesora Jerzego Szyłaka zamieszczone na portalu gildia.pl: „Bardzo urokliwy komiks dla dzieci młodszych: perypetie uczniów szkoły podstawowej, przedstawionych jako zwierzątka. Dowcipne, oparte na celnych obserwacjach, bezpretensjonalne i znakomicie (z wyczuciem) przetłumaczone”. Niecierpliwie czekam na trzeci tom, który ma się ukazać już na wiosnę.

Emmanuel Guibert (sc.), Marc Boutavant (rys.), „Ariol #2: Być jak Superkoń”, tłum. Tomasz Swoboda, Wydawnictwo Adamada, Gdańsk 2016.

[scenariusz: 5+, rysunki: 5, kolory/cienie: 5+]

ariolsklep {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Tymek i Mistrz. Tom 1

06/01/2017 § 1 komentarz


 Mistrzowski komiks

tymek-i-mistrzTymek i Mistrz zostali powołani do życia przez panów Rafała Skarżyckiego oraz Tomasza Leśniaka. Miało to miejsce jakieś piętnaście lat temu. Opowieści z udziałem tych bohaterów ukazywały się od marca 2001 r. do końca czerwca 2004 w „Komiksowie” – kolorowym dodatku dla dzieci do piątkowej „Gazety Wyborczej”. W latach 2003 – 2005 w oficynie Egmont Polska ukazało się sześć albumów z przygodami Tymka i jego nauczyciela. W związku z tymi faktami, niektórzy mogą się zastanawiać, dlaczego wydawnictwo Kultura Gniewu zdecydowało się na reedycję?

Już odpowiadam. Po pierwsze: Egmont nie zebrał wszystkich historyjek z „Komiksowa”. Po wtóre: po zwieszeniu magazynu Skarżycki i Leśniak przez kilka dobrych miesięcy tworzyli dalsze historie do szuflady. Jak udało mi się dowiedzieć, to co do tej pory ukazało się w albumach, to jedynie 40% całego materiału. Aktualny wydawca ma w planach opublikować trzy zbiorcze tomy, w których zaprezentowane zostaną WSZYSTKIE przygody małoletniego maga i jego mentora.

Głównymi bohaterami komiksu są: stary, bezimienny mag – Mistrz, który ma ponad 400 lat oraz jego młody uczeń. Opowieści toczą się w bliżej nieokreślonym miejscu. Prawdopodobnie w komiks-dla-dzieciŚredniowieczu. Pozornie wszystko jest na swoim miejscu. Czarodziej jest bardzo stary i bardzo mądry; szczupły, długobrody oraz łysy. Nosi długą, ozdobioną gwiazdami, szatę. Jednakże z racji swej długowieczności częstokroć zapomina najprostszych zaklęć. Bywa rozkojarzony, twardo po ziemi stąpa jego uczeń. Tymoteusz, mały urwis i spryciarz w okularach o grubych oprawkach, zjawia się pewnego razu w domu Mistrza i przekonuje go, że chciałby się uczyć magii. Terminowanie nie jest wcale. Lekcje sztuki czarnoksięskiej odbywają się rzadko i często przed nauką musi albo posprzątać, albo poukładać jakieś przedmioty. Ponieważ Mistrz jest potwornym bałaganiarzem i zbieraczem mało przydatnych przedmiotów, których przeznaczenia nawet on sam nie zna.

Antagonistami,rafal-skarzycki z którymi bohaterzy często muszą się skonfrontować są: ponury czarodziej Psuj, jego mało rozgarnięty i sepleniący uczeń o imieniu Popsuj. Zwykle Tymek i Mistrz muszą się bronić przed podstępnymi atakami ich strony. Psuj wciąż próbuje udowodnić, że najlepszym czarodziejem na świecie, chce raz na zawsze pozbyć się Mistrza. Para dobrych bohaterów nie daje się wciągnąć w rozgrywki złego maga lub staje w szranki na swoich zasadach i zawsze wygrywa, bo dobro zawsze…

Menażeria postaci pojawiających się na kartach albumów jest rozległa: smoki i smoczki, trolle, olbrzymy, cyklopy, jednorożce, krasnoludki i gnomy. Klasyczne fabuły z udziałem wyżej wspomnianych bohaterów zostają wykrzywione, autorzy dopisują do archetypicznych opowieści zaskakujące pointy. Siłą omawianego serialu jest przewrotne poczucie humoru, które docenią także dorośli czytelnicy.

Wymyśleni przez tomasz-lesniakLeśniaka i Skarżyckiego główni bohaterzy wzbudzają sympatię. Brak przemocy, jak i pozytywny przekaz: Mistrz lub Tymek zawsze znajdują rozwiązanie, które wszystkich zadowala. Dodatkowo autorzy cichaczem przemycają także wątki edukacyjne, z których małoletni czytelnicy dowiedzieć się mogą wielu przydatnych rzeczy. Komiks jest pozycją godną polecenia dla wszystkich czytelników niezależnie od wieku.

Rafał Skarżycki (sc.), Tomasz Leśniak (rys.), „Tymek i Mistrz. Tom 1”, Kultura Gniewu, wyd. II (kompletne), Warszawa 2016.

[scenariusz: 5+, rysunki: 6, kolory/cienie: 4+]

sklep{komiks można kupić tu: klik! klik!}12920279_861021164024108_122616306522720486_n
Powyższy artykuł pierwotnie ukazał się na łamach 16. numeru magazynu „Fika”; czasopismo można zamówić na stronie Tashki: klik! klik!

fika-numer-16

Where Am I?

You are currently browsing entries tagged with najlepszy komiks dla dzieci at Kopiec Kreta.