Bajka na końcu świata #2: Opuszczony dom
14/12/2017 § Dodaj komentarz
Wiktoria i Bajka w opuszczonym domu
Bajka na końcu świata to komiksowa seria dla dzieci autorstwa Marcina Podolca. Głównymi bohaterkami są Wiktoria i Bajka, które – w poszukiwaniu rodziców dziewczynki – samotnie przemierzają jałowe przestrzenie, wymarłe lasy i gruzowiska. Podobno cały cykl zaplanowany został na dziesięć albumów. Pożyjemy, zobaczymy. Tymczasem do księgarń trafiła druga odsłona o podtytule Opuszczony dom.
Bieżąca cześć rozpoczyna się od dramatycznego wydarzenia. Przyjaciółki śpiesznie przemieszczają się przez skażoną strefę, właściwie biegną slalomem, bo muszą unikać kłębów żółtawego dymu, które wiatr przegania nisko nad ziemią. I już wydaje się, że cało i zdrowo przebrnęły przez toksyczną zonę, gdy zabłąkana „chmurka” trafia dziewczynkę prosto w twarz. Prawie natychmiast Wiktoria dostaje zawrotów głowy i mdleje. Na szczęście Bajka zachowuje zimną krew i nieprzytomną towarzyszkę zaciąga do tytułowego opuszczonego domu.
Gdy Wiktoria odzyskuje przytomność, to okazuje się, że leży w wygodnym łóżku, a wierna towarzyszka czuwa obok. Przebłysk świadomości trwa jedynie krótką chwilę, po której dziewczynka zapada w niespokojny sen. Śni jej się, że jest z ojcem na spacerze w parku, rozmawiają i przekomarzają się, gdy zaczyna trząść się ziemia, potem wspólna ucieczka przed walącymi się drzewami i, niestety, rozdzielenie.
Fabuła, podobnie jak w „jedynce”, prowadzona jest za pomocą krótkich, kilkuplanszowych rozdziałów. Każdy stanowi zamkniętą całość, ale wszystkie się ze sobą łączą i układają w nadrzędną opowieść. W związku z faktem, że akcja tomu rozgrywa się w jednej lokacji autor, za pomocą retrospekcji, opowiada nam wyjątki z przeszłości bohaterek oraz buduje mitologię czasu i miejsca, w którym przebywają. Co prawda wciąż wielu rzeczy nie wiemy, a z tych, które poznaliśmy nie da się zbudować pełnego obrazu. Podolec umiejętnie podsyca zainteresowanie, powoli odkrywa karty, nadal większość ma pochowanych po rękawach. Oprawa graficzna pozostaje na najwyższym poziomie, rysunek jest znakomity – uproszczony, a mimo to wyrazisty.
Podsumowując, sprawdza się w postapokaliptyczna sceneria, w której rozgrywa się akcja. Doskonale, że autor obsadził w głównych rolach przedstawicielki rodzaju żeńskiego. Zasadniczo drugi tom nie posuwa akcji do przodu, dziewczyny nie są bliżej celu niż były, gdy żegnaliśmy się z nimi w Ostatnim ogrodzie (klik! klik!). Za to przesuwają się akcenty, uprzednia odsłona to opowieść akcji, a Opuszczony dom stawia na przybliżenie emocji i wzajemnych relacji, ukazuje silną (i pozytywną) więź jaka łączy protagonistki. Podczas lektury można się pośmiać, ale i wzruszyć.
Marcin Podolec (sc. & rys.), „Bajka na końcu świata #2: Opuszczony dom”, Kultura Gniewu, Warszawa 2017.
[scenariusz: 4, rysunki: 5, kolory/cienie: 5-]
{komiks można kupić tu: klik! klik!}
Trochę hałasu z głębi lasu
01/11/2017 § Dodaj komentarz
Trochę hałasu z głębi lasu
Warszawska oficyna Tadam debiutowała na rynku księgarskim w październiku ubiegłego roku. W przeciągu kilku miesięcy „wypuściła” na rynek kilkanaście książek przeznaczonych dla dzieci w różnym wieku. Dużo? Mało? Myślę, że jak na niewielkie wydawnictwo to całkiem sporo. Warto nadmienić, że prawie wszystkie pozycje zostały napisane (i narysowane) przez polskich twórców. We wspomnianym zestawie są cztery serie komiksowe, które tworzą cykl Mój pierwszy komiks. Dziś biorę na warsztat kwartet publikacji Trochę hałasu z głębi lasu, który wyszedł spod ręki Adama Święckiego.
Na chwilę obecną całość składa się z tytułów: Pani detektyw Sowa, Pan łasuch Miś, Pan elegant Lis oraz Pan kawalarz Wilk. Każda z odsłon poświęcona została jednemu leśnemu bohaterowi. Jakiemu? Łatwo można wywnioskować z samego tytułu. Jednak występujących postaci jest więcej. Książki są zbudowane według przejrzystego schematu: główny bohater przemierza las i łąkę, gdzie spotyka inne zwierzęta.
Punktem wyjścia dla albumu Pani detektyw Sowa jest wypowiedź ptaka: „Cała rodzina jest ze mnie dumna, bo jestem bystra i wielce rozumna”. Bohaterka musi posłużyć się rozumem, aby odnaleźć żołędzie, które zniknęły z dębu oraz odkryć, kto i dlaczego je ukradł. Pani Sowa nie wykonuje czysto detektywistycznej pracy. Nie śledzi, nie zbiera dowodów, nie szuka tropów. Ogranicza się do zadawania pytań innym zwierzętom i sprawdzania ich odpowiedzi.
Jak dobrze wiadomo, misie są wielkimi wielbicielami miodu. Akcja komiksu Pan łasuch Miś rozpoczyna się o poranku. Po kilku ćwiczeniach protagonista zakrada się do dziupli pszczół, zgarnia cały zapas słodkości i ucieka. Owady szybko orientują się, że miód zaginął i ruszają w szaleńczy pościg za złodziejem. Finał opowieści jest jednak całkowicie różny od spodziewanego…
Z kolei w komiksie Pan elegant Lis główny bohater jest kreatorem mody. Trzeba przyznać, że w tym przypadku fantazja autora mile zaskakuje. Lis przyozdabia wszystkie napotkane zwierzęta piórami. Ależ jest zaskoczony, gdy na swojej drodze spotyka małego pingwina, który omyłkowo przypłynął z Antarktydy i teraz chciałby się tam z powrotem dostać! Tylko nie wie jak. Bohater wpada na świetny pomysł i wszystko dobrze się kończy.
Pan kawalarz Wilk miał swoją premierę podczas 28. Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Pisarz kolejny raz skupia uwagę na postaci, którą zasadniczo można nazwać antybohaterem. Wilkowi w głowie jednie psoty, ostro dokazuje wszystkim innym zwierzętom. Żartowniś z niego nie lada, tylko nie wiedzieć czemu inne zwierzęta zaczynają go unikać. Trochę trwa nim bohater zrozumie, że lepsza jest przyjaźń niż samotna zabawa.
Dzięki różnym fabularnym rozwiązaniom akcja wszystkich komiksów przenosi się z miejsca na miejsce, a czytelnik poznaje kolejnych mieszkańców lasu. Dodatkowo dziecko dostaje możliwość poznania i rozpoznania (przy kolejnej lekturze): lisa, wiewiórki, węża, myszy, niedźwiedzia, łosia, jeża, borsuka czy bobra.
Artysta świetnie dostosował ilustracje do wieku potencjalnego czytelnika. Całość wygląda sympatycznie i przyjacielsko. Mam bardzo pozytywne skojarzenia, gdy patrzę na przedstawienie sowy, niedźwiedzia czy lisa. Trochę szkoda, że Wilk jest taki czarny… Wszystkie zwierzęta narysowano w uproszczony sposób, ale nie ma żadnych wątpliwości, co do poprawnego oznaczenia postaci. Niezwykle atrakcyjnie dobrano kolory. Wiele plansz jest pięknych, choćby ta z zającem i sową na łące z Pani detektyw Sowa czy z Misiem zbiegającym z pagórka. Ale są i elementy humorystyczne: ostatnia plansza z Pana eleganta Lisa czy Miś, który wpada do wody, czy Wilk siadający na mrowisko.
Jestem przekonany, że wszystkie pozycje z serii Trochę hałasu z głębi lasu spodobają się odbiorcom. Publikacja jest adresowana do najmłodszych czytelników – takich, którzy nie potrafią jeszcze czytać (są słuchaczami) lub dopiero zaczynają samodzielnie składać litery. Dla dzieci w wieku 2-6 lat to trafiona propozycja, tak samo jak cały cykl Mój pierwszy komiks.
Adam Święcki (sc. & rys.), „Pani detektyw Sowa”, Wydawnictwo Tadam, Warszawa 2016.
Adam Święcki (sc. & rys.), „Pan łasuch Miś”, Wydawnictwo Tadam, Warszawa 2016.
Adam Święcki (sc. & rys.), „Pan elegant Lis”, Wydawnictwo Tadam, Warszawa 2017.
Adam Święcki (sc. & rys.), „Pan kawalarz Wilk”, Wydawnictwo Tadam, Warszawa 2017.
[Miło mi poinformować, że komiks Pan kawalarz Wilk ukazał się pod oficjalnym patronatem prowadzonej przeze mnie strony: Są komiksy dla dzieci]
Lil i Put #3: Czarująca panna młoda
12/09/2017 § Dodaj komentarz
Miksja w welonie!
To musiało się kiedyś wydarzyć! Autorzy komiksowej serii Lil i Put – Maciej Kur i Piotr Bednarczyk – nie pozostali głusi na prośby swoich czytelników. Zresztą sam również optowałem za tym, aby w kolejnym albumie została opowiedziana jedna pełnometrażowa historia, a nie kilka krótkich szortów. Czy scenarzyście udało się napisać rzecz spójną i ciekawą? Przekonajmy się.
Bez zbędnych wstępów – już w pierwszym kadrze – wprowadzone zostają do fabuły nowe postaci. Fryc Mamon jest wójtem wsi Miniatury Wielkie, który wygrał wybory, bo przekonał głosujących do swojej osoby darmowym napitkiem. Pełnienie urzędu wykorzystuje instrumentalnie i interesownie – powiększa osobisty majątek. Lil i Put narażają się urzędnikowi i „za karę” muszą szkodę odpracować w polu. Prace fizyczne strasznie męczą parę małoludów. Dlatego uciekają do stolicy. Po drodze spotykają elfkę Miksję, której towarzyszy goblinem Kirki – on także podpadł Frycowi. W efekcie tego incydentu ten ostatni zlecił Gerwinowi Stworołówcy zgładzenie zwierzaka.
Przedstawiony powyżej zestaw epizodów, to dopiero początek zwariowanych i miejscami absurdalnych przygód naszych bohaterów. Maciej Kur prowadzi narrację w sposób brawurowy i daleki od sztampy, świetnie łamie konwencję opowieści fantasy, wprowadzając elementy parodiujące współczesną rzeczywistość (m.in. wizyta Miksji w urzędzie pocztowym czy sceny w „wariatkowie” z udziałem Scotta McClouda oraz profesora, który wszędzie widzi spiski). Rozwój wydarzeń jest trudny do przewidzenia. Co prawda, biorąc pod uwagę podtytuł albumu i ilustrację na okładce, wiemy, że w którymś momencie musi pojawić się jakaś „panna młoda” i jeszcze „czarująca”, czyli Miksja. Czytamy, czytamy i już połowa komiksu, a ślubu ani widu, ani słychu. Czytelnik zdaje sobie sprawę, że będzie wychodziła za mąż, ale za kogo i dlaczego? Przecież nie z miłości, a może?
Omawiany album to naprawdę udana pozycja. Dobrze się stało, że autorzy (i wydawca) zdecydowali się na prezentację wielowątkowej, pełnometrażowej historii. Całość skrzy się humorem, podczas lektury ciężko powstrzymać się od śmiechu. Należy oddać scenarzyście sprawiedliwość – wszystko się ze sobą pięknie zaplata i łączy. Maciej Kur ma wyraźny dar konstruowania zabawnych fabuł, które nie opierają się tylko i wyłącznie na świetnych gagach, ale i literacko stoją na wysokim poziomie.
Rysunki Piotra Bednarczyka z każdym kolejnym albumem zyskują. Stają się mniej toporne, a bardziej dobitne i ekspresyjne. Już na poziomie storyboardu gagi sytuacyjne są właściwie rozplanowane, patrzący w mig łapie komiczne przesłanie sceny. Wszystkie występujące postaci są dobrze zaprojektowane i poprowadzone, dlatego czytelnik nie ma żadnych problemów z ich rozpoznaniem. Na uwagę zasługuje także rozbudowana i różnorodna gestykulacja, mimika oraz zachowanie.
Autorzy mają świadomość, że ich czytelnicy serii dorastają. Pierwsze dwa albumy skierowane były głównie do 8- czy 9-latków. Natomiast – ze względu na aluzyjność i niuanse, zastosowanie wielu popkulturowych nawiązań, użycie narracji wstecznej oraz rozbudowaną listę dialogową – bieżącą odsłonę polecam wszystkim samodzielnym czytelnikom.
Maciej Kur (sc.), Piotr Bednarczyk (rys.), „Lil i Put #3: Czarująca panna młoda”, Klub Świata Komiksu – album 1131, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.
[scenariusz: 5+, rysunki: 4, kolory/cienie: 4-]
{komiks można kupić tu: klik! klik!}
Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:
Bajka na końcu świata #1: Ostatni ogród
24/06/2017 § 1 komentarz
Pierwsze przygody Bajki i Wiktorii
Pewnie zastanawiacie się nad tym, dlaczego najnowszy komiks Marcina Podolca nosi tytuł Bajka na końcu świata, a nie Bajka o końcu świata? Tytuł brzmi trochę nie po polsku, ale od razu informuję, że jest to jedynie złudzenie. Słowo „bajka”, użyte w tytule albumu, nie odnosi się do rodzaju utworu literackiego. Tak ma na imię pies (a właściwie suczka) małoletniej Wiktorii, która jest główną bohaterką opowieści. Obie są permanentnie w drodze, przemierzają „świat po wielkim wybuchu”. Stąd owo „na” a nie „o”.
Chcąc dalej trochę bawić się semantyką, to właściwie tytuł wskazuje, że Bajka jest już na końcu świata, że osiągnęła punkt docelowy. A skoro warstwa fabularna ukazuje ciągłą wędrówkę, to można domniemywać, że nie istnieje żadne konkretne miejsce, do którego bohaterki mogłyby dotrzeć. Ponieważ już w nim są, a wędrówka jest jedynie pretekstem. Do czego? Lepszego poznania postapokaliptycznej rzeczywistości? Choć można na sprawę spojrzeć jeszcze inaczej. Omawiana publikacja nosi podtytuł Ostatni ogród, a na grzbiecie umieszczono cyfrę jeden. Czyli w rękach mamy fragment, a całość opowieści składać się będzie z kilku części (Ilu? Tego na chwilę obecną nie wiadomo), więc nazwa odnosi się do kompletu, którego nie ma, który dopiero będzie. Jeśli pod tym kontem patrzeć, to wówczas Bajka znajdzie się na końcu świata w ostatniej odsłonie. A! Jeszcze jedna ciekawa sprawa. Z albumu to nie wynika, ale na stronie wydawcy podano, że w tytule „koniec świata” pisany jest z małych liter, więc niby nie jest to żadna nazwa własna… Dobra, dość tych słownych gierek.
Jak wspomniałem, akcja albumu rozgrywa się w mało przyjaznej rzeczywistości, która jest bezludna, zrujnowana, rozbita, spopielona i pustynna. Jeden z bohaterów mówi: „Wiecie, nie ma lekko, odkąd świat wygląda jak wielka piaskownica”. Bohaterki (Wiktoria i Bajka) przemierzają jałową krainę, codziennie mijają kolejne zwalone domy, wypalone do cna lasy, dymiące zgliszcza i kratery. Kierunek wędrówki wyznacza tajemnicze światło, które w nocy pojawia się na nieboskłonie. Protagonistki są przekonane, że światłość została wysłana przez rodziców dziewczynki i wskazuje miejsce ich aktualnego pobytu.
Scenarzysta nie zdradza dlaczego świat spotkała katastrofa, dlaczego jest bezludny czy jakim cudem Wiktoria i Bajka ocalały. Czytelnik „na wiarę” musi przyjąć wiele konstrukcyjnych elementów komiksu. Na szczęście opowiadanie wcale nie skupia się na beznadziejnej sytuacji bohaterek. A wręcz przeciwnie. Pewnie dlatego nie dziwi, że dziewczynka może rozmawiać z psem. A między ruinami i dymem migają nikłe promyczki nadziei: kiełkująca roślinka, zapomniany ogród z czystą wodą, gdzie można się popluskać i myć czy przyjacielsko nastawiony tapir, który jest kurierem. Całość fabuły niesie za sobą pozytywny przekaz o przyjaźni, lojalności, celowości podjętych działań i ufności. Historia, przynajmniej w „jedynce”, skupia się na małych a znaczących gestach i symbolach.
Oprawa graficzna jest więcej niż dobra. Podolec odrysował rzeczywistość spójną i wiarygodną, w której wszystkie przedstawione elementy do siebie pasują, wzajemnie się uzupełniają i uzasadniają. Z albumu na album kreska rysownika ewoluuje. Oczywiście w wypadku Bajki… w pewien sposób została dopasowana do potencjalnego czytelnika (tj. dzieci), dlatego postaci ukazane zostały bardzo sympatycznie i już na pierwszy rzut oka mogą się podobać. Należy zauważyć, że Wiktoria wcale nie jest klasycznie piękną dziewczynką, bo ma szparę między jedynkami, kartoflany nos oraz lekką nadwagę, a mimo to zupełnie naturalnie zaczynamy ją lubić. Docenić i chwalić należy artystę za to, jak prowadzi narrację – kadry odpowiednio przenoszą akcję. Dodatkowo twórca konstruuje plansze w odważny sposób. Świadomie rezygnuje z klasycznego układu kwadratów i prostokątów na rzecz bardziej śmiałych zabaw. Warto zwrócić uwagę na dwie plansze, na których postaci napotykają kiełkującą roślinkę czy na sceny przymusowej kąpieli. Na jeszcze jedną sprawę chciałbym zwrócić uwagę, otóż czasami elementy ilustracji „uciekają” poza linię paneli, co odbieram pozytywnie jako znak, że nie wszystko musi być „pod linijkę”.
Doceniam wiele detali, z których zbudowany jest komiks, że główną postacią jest dziewczynka, że akcja rozgrywa się w otoczeniu o charakterze postapokaliptycznym, że jest to komiks drogi, że nie wszystko zostało podane na tacy, że pewne elementy są wciąż ukryte przed czytelnikiem. Rzecz czyta się z niesłabnącym zaciekawieniem, a kolejne epizody dobrze ze sobą współgrają. Brakuje mi jedynie do pewnego, bliżej nieokreślonego, morału lub przesłania. W końcu, nawiązując do pierwszych akapitów tekstu, w tytule pada słowo „bajka”.
Marcin Podolec (sc. & rys.), „Bajka na końcu świata #1: Ostatni ogród”, Kultura Gniewu, Warszawa 2017.
[scenariusz: 4, rysunki: 5+, kolory/cienie: 4+]
{komiks można kupić tu: klik! klik!}
Mały, Duży i chmura
08/03/2017 § Dodaj komentarz
Pan Mysz i pan Hipopotam
Mały, Duży i chmura to trzecia propozycja poznańskiej oficyny Tadam, która ukazała w ramach serii wydawniczej o nazwie Mój pierwszy komiks. Książka wyszła spod ręki Agaty Matraś. Autorka w pewnych kręgach jest dość znana, a to za sprawą opublikowanej przez portal Pulowerek pozycji pt.: Komiks, który wydarzył się naprawdę. Wydany w 2012 roku zbiór pasków opowiadał o codziennym zmaganiu się z rzeczywistością w bibliotece.
Bohaterami recenzowanego komiksu są Mały, czyli pan Mysz oraz Duży, czyli pan Hipopotam. Całość zaczyna się od wielkiego trzęsienia ziemi. Dosłownie, a nie metaforycznie. Mały smacznie sobie śpi w swojej norze, aż tu nagle „Bam! Bam! Bam!”, cały dom drży, a bohater spada z łóżka. Hałasy nie ustają. W takich warunkach nie da się spać, dlatego Mały wchodzi na drabinę i ostrożnie wychyla nos z jamy. Musi uważać, aby nie zostać stratowanym przez biegającego w te i nazad Dużego, który wcale nie przygotowuje się do startu w maratonie nowojorskim.
W tym miejscu rozpoczyna się właściwa fabuła komiksu, która wbrew pozorom dotyka sprawy istotnej, bo związanej z różnymi sposobami radzenia sobie ze złym samopoczuciem. Autorka ładnie zagrała tytułową „chmurą”, która fizycznie prześladuje jednego z bohaterów, a w wymiarze metaforycznym ma inną, dodatkową i wyraźną wymowę. Podoba mi się to, że Matraś wykorzystuje obie warstwy znaczeniowe: realną oraz symboliczną. Myślę, że dzięki temu prostemu zabiegowi komiks nabiera dodatkowej atrakcyjności dla rodziców – zyskuje nienachalny wymiar edukacyjny, który dotyczy rozpoznawania emocji i radzenia sobie z tymi negatywnymi.
Całość została narysowana z użyciem wyraźnej, acz uproszczonej kreski. Występujące zwierzęta przedstawiono skrótowo i umownie, jednak na tyle charakterystycznie, że dzieci nie będą miały problemów z ich rozpoznaniem i nazwaniem. Mały trochę mi przypomina postać Kota Prota wymyśloną przez Dr. Seussa.
Tylko jeden mały szczegół mi się nie podoba: toporny font jakiego użyto dla onomatopei. Za to bardzo pozytywnie odbieram fakt, że autorka w prosty tekst opowiadania wplotła słowo „konstelacja”. Również uważam, że należy wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję do tego, aby poszerzać słownictwo dzieci. Na to nigdy nie jest za wcześnie. Podsumowując, komiks Mały, Duży i chmura zasługuje na uznanie. Pewnie podobnie uważa wydawca, bo jeszcze w styczniu premiera komiksu Mały, Duży i czary.
Agata Matraś (sc. & rys), „Mały, Duży i chmura”, Wydawnictwo Tadam, Poznań 2016.
[scenariusz: 4, rysunki: 4-, kolory/cienie: 4]
{komiks można kupić tu: klik! klik!}
Recenzja napisana dla serwisu Aleja Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:
Niesłychane losy Ivana Kotowicza #2: Zamek rybiej dynastii
01/03/2017 § Dodaj komentarz
W grupie raźniej
Niespełna dwa lata temu recenzowałem pierwszy album cyklu Niesłychane losy Ivana Kotowicza, pisałem wówczas: „(…) debiut Kusiny i Ambrzykowskiego zaskoczył mnie, pozytywnie zaskoczył. Nie spodziewałem się, aż tak dopracowanego albumu. Scenarzysta zadbał o ciekawy skrypt, a rysownik świetnie wywiązał się ze swojego zadania. Z jednej strony otrzymaliśmy rzecz zabawną i wciągającą, z dobrze poprowadzoną akcją. A z drugiej wizualnie intrygującą, na którą patrzy się z satysfakcją”. Zupełnie niedawno ukazała się dwójka, która nosi podtytuł: Zamek rybiej dynastii. Czas sięgnąć po komiks i sprawdzić, czy autorom udało się spełnić wszystkie pokładane w nich nadzieje. Zresztą nie tylko moje. Warto wspomnieć, że jedynka uznana została za najlepszy polski album komiksowy podczas 26. Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi.
Fabuła bieżącego odcinka rozgrywa się jakiś czas po wydarzeniach ukazanych w jedynce. Partyjni towarzysze nadal wierzą w idee rewolucji komunistycznej. Ostatecznie jednak substancja o nazwie Stalinium się nie sprawdziła. Chociaż początkowo w miasteczkach panował komunistyczny ład i porządek. Jednakże po jakimś czasie sprawy zaczęły się poważnie komplikować: ludność faszerowana Stalinium zamieniała się w krwiożercze monstra.
Młody Ivan Kotowicz musi sobie poradzić ze stratą ojca, który, jak pamiętamy z jedynki, zginął podczas wybuchu w fabryce. Na szczęście wespół ze swym przyjacielem, Antonem Świnojewem, trafia pod opiekuńcze skrzydła profesora Bremera. Obaj chłopcy dołączają do specgrupy czerwonoarmistów, która ma za zadanie wytropić wrogów rewolucji. W skład grupy wchodzą: piękna i inteligentna lisica Eliza Chwost, silny i brutalny niedźwiedź Misza Siemionow i tajemniczy sierżant Krukow. Początkowo głównie wspólnie ćwiczą, trochę jak X-Meni w Instytucie profesora Xaviera dla Utalentowanej Młodzieży. Pierwsza wspólna misja bohaterów (superbohaterów?) polega na rozwikłaniu zagadki tytułowego zamczyska, w którym doszło do bliżej nieokreślonych nadprzyrodzonych zdarzeń.
Fabuła tym razem prowadzona jest leniwie, bez większych zwrotów akcji i zaskoczeń. Kotowicz (i czytelnik) mają chwilę, aby odpocząć, poukładać sobie w głowie uprzednie wydarzenia, zebrać siły i przygotować się do udziału w supermisji. Moim zdaniem Kusina nadmiernie rozciąga narrację, wprowadza tajemnicze wątki i postaci, delikatnie sygnalizujące kolejne niesamowite zdarzenia, których rozwinięcia i rozwiązania możemy się spodziewać w dalszych odsłonach. Rozumiem, że ma to służyć pobudzaniu apetytu u czytelnika i przywiązaniu go do serii. Czegoś jednak w bieżącej opowieści brakuje. Podczas lektury oczekiwałem na jakieś spektakularne zdarzenie, woltę, która wywróci opowieść na lewą stronę, ale na „czekaniu” się skończyło. Zamek rybiej dynastii to przydługi wstęp do wydarzeń, które mają dopiero nastąpić. Skrypt sugeruje, wręcz suponuje, że za chwilę coś ważnego się wydarzy, ale przewracamy stronę i znów jedynie budowanie napięcia, żadnego uwolnienia, żadnego rozwiązania. Pozostaje czekać na trójkę.
Z rysunkami sprawa przedstawia się zgoła inaczej. Dwójka prezentuje się pod tym względem ciekawiej. Co prawda całość utrzymana jest w tym samym stylu, co jedynka, ale plansze narysowane zostały z większą precyzją i dbałością o szczegóły. Artysta lepiej rozumie głównego bohatera, stosuje bardziej rozbudowaną mimikę, większa jest także dynamika poruszających się postaci. Kadrowanie jest odważniejsze, Ambrzykowski częściej zmienia kąt patrzenia i bawi się perspektywą. Wyraźnie widać, że rysownik pewniej się czuje w wykreowanym świecie. Wszystko to można zapisać na plus dla recenzowanej pozycji.
Podobno seria Niesłychane losy Ivana Kotowicza ma się składać z pięciu tomów. Zamek… mocno rozbudza apetyt, jednak do finału daleko. Biorąc tom do ręki czytelnik musi uzbroić się w cierpliwość: scenarzysta akcję gmatwa, podsuwa kolejne pytania i wymusza wyczekiwanie na trójkę. Ech, ciekawe, jak długo będziemy musieli czekać?
Kajetan Kusina (sc.), Michał Ambrzykowski (rys.), „Niesłychane losy Ivana Kotowicza #2: Zamek rybiej dynastii”, Kultura Gniewu, Warszawa 2017.
[scenariusz: 3+, rysunki: 5, kolory/cienie: 5-]
{komiks można kupić tu: klik! klik!}