Wolverine. Trzy miesiące do śmierci. Tom 1

05/01/2018 § Dodaj komentarz


Droga przez mękę

Niedawno, po czterech odsłonach, zakończyła seria Wolverine i X-Men, która opowiadała o losach Logana, który przez jeden sezon był dyrektorem Szkoły dla Uzdolnionej Młodzieży im. Jean Grey. Dobrze wiadomo, że natura nie znosi próżni, tj. wydawca publikuje to, co się sprzedaje. Dlatego Egmont postawił na kolejny cykl z udziałem Rosomaka: Wolverine. Trzy miesiące do śmierci.

Fabuła pierwszego tomu jest oderwana od wcześniejszych wydarzeń. Właśnie dlatego dokładnie nie wiemy, dlaczego Logan porzucił szkołę, dlaczego wystąpił z X-Menów, dlaczego porzucił Avengersów i dlaczego przyłączył się do grupy mutantów współpracujących z panem o ksywie Oferta. Wiemy, że bohater stracił swą słynną zdolność regeneracji, czyli nagle jest śmiertelny. Rosomakowi wcale niespieszno umierać, kiedy w głowie kołacze się zemsta. Irytujący, z punktu widzenia polskiego czytelnika, jest fakt, że dostajemy jedynie fragment układanki, która ma coś wspólnego z Sabretoothem. A także odwiecznym pytaniem: ile w Loganie człowieka, a ile zwierzęcia? A patrząc z szerszej perspektywy: jest bohaterem czy może antybohaterem?

Powyższe pytania to punkt wyjścia, z którymi podczas lektury mierzy się czytelnik, ale także sam protagonista oraz jego aktualna kobieta. Scenarzysta, Paul Cornell raczy nas opowieścią nijaką, mglistą i zagmatwaną, w której retrospekcje mieszają się z bieżącymi wydarzeniami. Pisarz średnio uzasadnił współpracę protagonisty z Marią Hill, Spider-Manem, Czarną Wdową czy Kapitanem Brytanią. Całość jest chaotyczna i niespójna. Mocno doskwiera fabularna dziura między seriami.

W warstwie graficznej palce maczali: Ryan Stegman oraz Gerardo Sandoval. Tak brzydko narysowanego komiksu mainstreamowego dawno nie miałem okazji czytać. Rysunki są po prostu szkaradne i śmieszne;wpadają w karykaturę. Dynamiczne kadrowanie, rodem z komiksów japońskich, zupełnie się nie sprawdza.

Ostrzyłem sobie zęby na historię, która ma opowiadać o śmierci jednego z moich ulubionych bohaterów Marvela. Jednak lektura początku serii Wolverine. Trzy miesiące do śmierci, to droga przez mękę. Kto wie, może dalej będzie lepiej, ale wielkich nadziei nie mam.

Paul Cornell (sc.), Ryan Stegman & Gerardo Sandoval & David Baldeon (rys.), „Wolverine. Trzy miesiące do śmierci. Tom 1”, tłum. Sebastian Smolarek, Klub Świata Komiksu – album 1201, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 2, rysunki: 1+, kolory/cienie: 3]

  {komiks można kupić tu: klik! klik!}

Recenzja napisana dla serwisu Gildia Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Suicide Squad #2: Zderzenie ze ścianą

05/10/2017 § Dodaj komentarz


 Z koniem kopać się nie należy

W ubiegłym roku w Polsce ukazał się pierwszy album z serii Suicide Squad. Głównie ze względu na osobę scenarzysty – Alesa Kota – wiele obiecywałem sobie po Nadzorować i karać, dużo więcej niż po filmie Davida Ayera. Muszę jednak przyznać, że lektura komiksu była dla mnie wielkim rozczarowaniem. Druga odsłona, która nosi podtytuł Zderzenie ze ścianą, wypada niewiele lepiej.

Rzecz rozpoczyna się one-shotem Ofiary burzy napisanym przez Jima Zuba. W historii nie występuje żaden członek Oddziału Samobójców, całość skupia się na Amandzie Waller, która musi poradzić sobie w ekstremalnej sytuacji. Kobieta eskortuje pewnego naukowca, na którego poluje obdarzony supermocami mężczyzna, znany pod kryptonimem Kriger-3. Podczas zdarzenia Waller próbuje chronić podwładnych oraz cywili, jednak w ostatecznym rozrachunku będzie musiała dokonać trudnego wyboru – kogo poświęcić? Niniejsza próba nadania psychologicznej głębi postaci pani dyrektor wypada dość interesująco.

Dalej otrzymujemy główną opowieść, która rozgrywa się w więzieniu Belle Reve w czasie trwania eventu Wieczne Zło (klik! klik!). Dlatego trochę szkoda, że album nie trafił do sprzedaży równolegle ze wspomnianym crossoverem. Dla przypomnienia: podczas zdarzenia zapodziali się gdzieś główni ziemscy superbohaterowie, a władzę nad planetą przejął Syndykat Zbrodni. Jeden z osadzonych w Belle Reve więźniów, Thinker, podejmuje współpracę z Syndykatem. Ma za zadanie odnaleźć tajną broń ukrytą gdzieś przez panią naczelnik. Waller wysyła swój oddział, składający się z Deadshota, Harley Quinn i Kapitana Bumeranga, aby udaremnili plany przejęcia broni.

Thinker, podszywając się pod Waller, montuje swój Suicide Squad. Dwie ekipy spotykają się w budynku więzienia i, oczywiście, zaczynają ze sobą walczyć. Jakby komuś było mało, to scenarzysta angażuje jeszcze Jamesa Gordona juniora, King Sharka, Kamo oraz kilka innych postaci, które – powiedzmy to sobie szczerze – niczego ciekawego do fabuły nie wnoszą. Rzecz wypada blado, choć jak wspomniałem trochę lepiej od „jedynki”, jednakże ciężko całość oceniać pozytywnie.

Pod względem graficznym również nie jest dobrze. W projekt zaangażowano aż dziesięciu (sic!) rysowników. Rozumiem, że powodem były napięte terminy. Niestety odbija się to wyraźnie na jakości ilustracji. Najlepiej wypada otwierająca album fabuła, a to dlatego, że przygotowana została przez jednego artystę. Scott Hanna dobrze radzi sobie z dynamiką scen, ale już z precyzją anatomiczną występujących postaci jest gorzej. Sporo scen rozgrywa się podczas burzy śnieżnej, dość ciekawie prezentują się kadry, na których ukazano padający śnieg.

Album Zderzenie ze ścianą to jedna, niczym nie uzasadniona, nawalanka, gdzie każdy walczy z każdym. Całość stanowi popis fabularnej miernoty, ciężko mówić o jakiejkolwiek nadrzędnej akcji, hitoria zmierza donikąd. Finalnie: właściwie o nic nie chodzi. Komiks jedynie dla wielkich fanów Oddziału Samobójców.

Matt Kindt & Jim Zub & Sean Ryan (sc.), Patrick Zircher & Scott Hanna & Jim Fern & Rafa Sandoval & inni (rys.), „Suicide Squad #2: Zderzenie ze ścianą”, tłum. Marek Starosta, Klub Świata Komiksu – album 1088, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017.

[scenariusz: 2, rysunki: 2+, kolory/cienie: 3]

  {komiks można kupić tu: klik! klik!}

gildiaRecenzja napisana dla serwisu Gildia Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:

Być otwartym i nie być bucem – wywiad z Bartoszem Sztyborem

17/04/2016 § Dodaj komentarz


Kilka dni temu na facebookowej stronie Współczesny polski komiks ukazał się interesujący wywiad z Bartoszem Sztyborem. Pomyślałem, że szkoda by było, gdy został tylko w odmętach fb, dlatego uzgodniłem z Bartkem i Danielem możliwość publikacji. Bardzo im obu dziękuję. No i ogromnie zapraszam do śledzenia strony Współczesny polski komiks: klik! klik! Tyle tytułem wstępu, a teraz zachęcam do lektury:

Być otwartym i nie być bucem – z Bartoszem Sztyborem rozmawia Daniel Gizicki

Może na początek powiedz dlaczego komiksy?
bartosz sztyborBartosz Sztybor: Bardzo lubię to medium i dobrze się w nim czuje, a do tego było dla mnie najbardziej łaskawe ze wszystkich, których próbowałem, gdy zaczynałem zabawę z pisaniem. Poza tym jest bardzo pojemne, tanie i dające ciekawe możliwości narracyjne. To znaczy każde medium ma ciekawe możliwości narracyjne, ale tutaj mamy miks, bo możliwości odrębnego medium jakim jest komiks + część możliwości filmu + część możliwości książki. Cały czas się jaram, że z komiksem można jeszcze tyle zrobić.

Jesteś też scenarzystą filmowym, pisałeś dla telewizji i nie tylko, opowiedz o tej stronie Twojej twórczości.
B.Sz.: Filmy pisałem jeszcze przed pisaniem komiksów, ale w pewnym momencie okazały się dla mnie mniej łaskawe, więc dałem sobie spokój. Ale jakiś czas temu znowu zacząłem pisać scenariusze filmowe, bo pojawiły się możliwości, by je realizować. Natomiast dla telewizji pisałem przez kilka lat, różnego rodzaju programy i seriale. Ciężko mi ten czas jednoznacznie ocenić. Z jednej strony od kilku osób nabyłem mnóstwo wiedzy i tak naprawdę nauczyłem się rzemiosła. A z drugiej trochę się pogubiłem jeśli chodzi o priorytety. Ale też gdybym się nie pogubił, to i bym się nie odnalazł, więc wiwat telewizja!

Doggybags

Doggybags #10

Film na podstawie jednego z Twoich komiksów (Łańcuchy pokarmowe terenów zalesionych) zbiera wiele nagród na festiwalach na całym świecie – jak doszło do jego powstania i czy planujesz kolejne ekranizacje?
B.Sz.: Maciej Gajewski, czyli reżyser filmu, to człowiek, z którym ponad 10 lat temu kręciliśmy różne głupoty. I później każdy poszedł w swoją stroną, aż pewnego dnia Maciej zadzwonił i powiedział, że fajnie byłoby coś razem zrobić. Na warsztacie mamy kilka moich, ale też wspólnych scenariuszy, ale zaczęliśmy od ekranizacji Łańcuchów pokarmowych…, bo wydawały się najtańszym i najszybszym w realizacji projektem.
Co do kolejnych ekranizacji, to na razie nie planuję. Wiem, że pewien reżyser z Łodzi chce zekranizować Beneath the Sky, na co się zgodziłem, ale nie jestem bardziej zaangażowany w tę produkcję. Natomiast z Maciejem miesiąc temu skończyliśmy zdjęcia do kolejnego krótkiego metrażu, a w wakacje – oby! – zabieramy się za kolejny.

Bartek, jesteś jednym z płodniejszych polskich scenarzystów komiksowych. Jak odniesiesz się do pojawiających się tu i ówdzie głosów, powtarzanych przez domorosłych krytyków, że w Polsce nie ma dobrych scenarzystów?

Unlucky: sc. Bartosz Sztybor, rys. Ivan Shavrin

Unlucky: sc. Bartosz Sztybor, rys. Ivan Shavrin

B.Sz.: Zależy, co to znaczy dobry scenarzysta? Tak naprawdę, można powiedzieć, że nie ma tak samo dobrych scenarzystów, jak i nie ma dobrych krytyków. Osobom piszącym po prostu brakuje w Polsce rzemiosła, umiejętności budowania fabuły, rozkładania w niej akcentów, zwrotów akcji. Jest u nas sporo osób (i mówię tutaj nie tylko o komiksach, ale też o książkach oraz filmach), które mają fajne pomysły, ale nie potrafią zbudować z nich opowieści. Jest u nas wiele osób, które mają wizję, ale nie mają nic do powiedzenia. Ale to nie do końca ich problem, tylko braku możliwości edukacyjnych. Na przykład taki krytyk powinien edukować, ale krytyk też nie wie jak się buduje historię, swoją recenzję ogranicza do powiedzenia paru słów o rysunku i fabule, ale nie skupia się na tym jak ta fabuła została zbudowana czy jak rysunki tworzą narrację. Ale to nie jest problem komiksu polskiego, tylko całej polskiej kultury… Niestety.

Tworzysz różnorodne historie: humorystyczne, obyczajowe, artystyczne a także komiksy akcji. Czy jest jakaś charakterystyczna cecha, która jest zawsze obecna w Twoich pracach? Jakiś element, który pozwoli od razu rozpoznać – to jest dzieło Bartosza Sztybora?
B.Sz.: Chciałem od razu powiedzieć, że raczej nie, ale po chwili zastanowienia są pewnie rzeczy. W każdym komiksie jest postać, która ma coś ze mnie, więc taki punkt wspólny na pewno jest. Ale poza tym, to raczej nie. Nawet jeden z rysowników powiedział mi kiedyś, że powinienem wyrobić sobie jakiś styl, bo każdy szanujący się autor powinien mieć swój wyrazisty styl. No więc chyba nie jestem szanującym się autorem.

Współpracowałeś z wieloma rysownikami, ale chyba najczęściej z Piotrem Nowackim. Czy jest między Wami jakaś szczególna nić porozumienia?

Unlucky: sc. Bartosz Sztybor, rys. Ivan Shavrin

Unlucky: sc. Bartosz Sztybor, rys. Ivan Shavrin

B.Sz. Myślę, że ta nić porozumienia nazywa się przyjaźń. Znamy się już prawie 10 lat, dużo o sobie wiemy, ufamy sobie, bardzo często nadajemy na tych samych falach i bardzo dobrze nam się ze sobą pracuje. A do tego Piotr jest jednym z najbardziej pracowitych i odpowiedzialnych rysowników jakich znam. Wielu mogłoby się od niego uczyć profesjonalizmu.

W sieci pojawiają się informacje o kolejnych Twoich publikacjach zagranicznych, m.in. we Francji czy w Czechach. Opowiedz więcej o tych komiksach.

B.Sz.: We Francji, w antologii „Doggybags #10” ukaże się mój one-shot Unlucky, który narysował mój kolega i świetny rysownik, Ivan Shavrin. To opowieść spod znaku Fahrenheita 451 Raya Bradbury’ego. Opowiada o świecie niedalekiej przyszłości, gdzie pech jest zakazany. Nie ma więc luster, a czarne koty są likwidowane. Głównym bohaterem jest pracownik tytułowego oddziału, który dba o szczęście obywateli.

Brother: sc. Bartosz Sztybor, rys. Diana Naneva

Brother: sc. Bartosz Sztybor, rys. Diana Naneva

Natomiast druga rzecz, to kilkustronicowy szort Brother zrealizowany z niesamowicie zdolną Dianą Nanevą. Nawet nie wiedziałem, że zostanie opublikowany w kultowym „Aarghu!”, więc była to dla mnie bardzo miła niespodzianka. A sama historia opowiada o kotach, które nie mają twarzy i próbują je odzyskać. Pomaga im w tym dziewczyna, która po latach wraca do rodzinnego miasta, by odnaleźć zaginionego brata. Brother jest też pewnego rodzaju prologiem większej rzeczy.

Aha, nie jestem jakimś wielkim fanem kotów, ale najwyraźniej są dla mnie szczęśliwe jeśli chodzi o zagraniczne publikacje.
No i jeszcze, razem z Tonym Sandovalem robimy książkę dla dzieci, w której główną bohaterką jest dziewczynka. Tony wczoraj pokazał ilustrację przedstawiającą protagonistkę. Rzecz nosi tytuł My Mother is a Monster, całość jest już napisana, ale czeka ma narysowanie. Premiera pewnie jeszcze w tym roku.

Jak nad scenariuszami pracuje Bartosz Sztybor?
Brother Sztybor NanevaB.Sz.: Jak już wiem, o czym chcę opowiedzieć i w jaki sposób chcę to przedstawić, to przez dłuższy czas myślę nad fabułą. Później te myśli układam w ciąg fabularny. Zapisuję w zeszycie kolejne sceny, które są czymś w rodzaju streszczenia całej historii. Później to na chwilę odkładam, wracam, poprawiam i rysuję storyboard, w którym dzielę to streszczenie na strony i kadry. Później znowu całość odkładam i jak wracam, to przepisuję storyboard na komputer, gdzie już nabiera formę normalnego scenariusza komiksowego. Na tym etapie zmieniam czasami kadry i szlifuję dialogi. Później znowu na chwilę odkładam, czytam parę razy i wysyłam do artystek i artystów.

Nad czym obecnie pracujesz?
B.Sz.: Aktualnie pracuję nad tematem filmowym. Wspomniałem o tym krótkometrażowym filmie, który chcemy realizować z Maciejem Gajewskim w wakacje. Będzie to western w polskich realiach i właśnie pracuję nad uwiarygodnieniem tych realiów.

Jakich udzieliłbyś rad twórcom stawiającym pierwsze kroki w tym „biznesie”?
B.Sz.: Wierzyć w swoje możliwości i się nie poddawać. Doprowadzać rzeczy – przynajmniej po swojej stronie – do końca. Tworzyć codziennie, nawet do szuflady, ale tworzyć, bo to wyrabia zalążki rzemiosła. Słać swoje rzeczy wszędzie i dużo w siebie inwestować, czyli drukować portfolia, jeździć na polskie i zagraniczne festiwale, rozmawiać. Poznawać środowisko i ludzi. Być otwartym i nie być bucem!

y Mother is a Monster: sc. Bartosz Sztybor, rys. Tony Sandoval

Mother is a Monster: sc. Bartosz Sztybor, rys. Tony Sandoval

Doomboy

13/02/2014 § Dodaj komentarz


doomboy-okladkaZ dziurą zamiast serca

To były czasy. Te letnie, przyjemne wieczory, kiedy pod ścianą lokalnej knajpki siadało się z ciepławym piwem i znajomymi. Marzyło się wtedy głośno, choć nieco naiwnie, serce miało się gorące i podchmielone, chciało się coś robić, lecz nie bardzo wiadomo było co. Zapach lata, wydłużone cienie, pryszczate twarze rówieśników, którzy nie nosili nazwisk, tylko ksywki, smutek zmieszany z przesadną ekscytacją – całkiem przyjemnie było mieć naście lat. Ten, kto to pamięta, uśmiechnie się już na widok pierwszych kadrów Doomboya. To tu, nad gładkim i zimnym papierem, unosi się autentyczna melancholia tamtych dni. Nie do końca wyidealizowana, trochę pryszczata właśnie, znajdująca swoją poetyckość między siarczystym „kurwa, stary!” a rozlanym podczas koncertu browarem.
Bohaterem Doomboya jest Id, nastoletni fan metalu z przydługą grzywką. Jego największym marzeniem jest podpisać kontrakt na płytę. Chłopak nie powala jednak ani umiejętnościami, ani wizerunkiem, jest totalnie przeciętny i przezroczysty towarzysko. I to akurat jemu, wątłemu i cierpiącemu na nadmiar wyobraźni wrażliwcowi, przytrafia się rzecz straszna. Umiera Ania, jego ukochana. To natomiast, jak można się domyślić, pozostawi po sobie dotkliwe straty. Teraz nasz Doomboy zamiast serca ma dziurę, w głowie natomiast mętlik i głęboką rozpacz. doomboyTo nie tajemnica, że ból potrafi być natchnieniem, inspiracją, przełożyć się na sztukę. Cóż zatem mógłby zrobić w tak smutnej chwili Id, jak nie sięgnąć po gitarę? Robi to więc, a do towarzystwa bierze kumpla. Teraz zagra tak, że świat oniemieje – wydobędzie z instrumentu najpiękniejsze z możliwych dźwięki, które z rozpaczą i wrażliwością, uczuciem i ogromem emocji wzbiją się hen wysoko w chmury, być może dotrą do uszu Ani. Próba wysłania w przestrzeń muzycznej intymnej wiadomości ma jednak nieoczekiwane skutki – dźwięk jakimś cudem dociera do masy słuchaczy. Z przeciętnego chłopaka o zasępionym obliczu Id staje się tajemniczym bohaterem, niemalże ikoną, bożyszczem tłumu i obiektem zazdrości. Wcale jednak tego nie chce.
DoomboyOpowiadając tę historię, Tony Sandoval zawędrował gdzieś w pobliże granicy banału. I choć pospacerował tam przez chwilę, na szczęście jej nie przekroczył. Udało mu się za to bez zarzutu wyważyć losy Doomboya, emocje wprowadzając z wyczuciem i łagodnością, skutecznie przy tym zmiękczając swojego czytelnika. W opowieść o młodym metalowcu z początku wsiąka się jedynie delikatnie, by potem – już przy pierwszej zaskakującej i jednocześnie chwytającej za serce zagrywce autora – poczuć się kupionym. Sandoval świetnie w swoim komiksie operuje niespodziankami, wyposażając z pozoru zwyczajną historię o nastolatku nieoczekiwanymi fantastycznymi wtrętami. Te z kolei pięknie współgrają z główną linią fabularną, osobowością bohatera i budowanym od początku klimatem.
doomboyNie zabrzmi to oryginalnie, gdy napiszę, że przyjemność lektury jest tu w dużej mierze oparta na bajecznych rysunkach. Najwięcej zachwytu dostarczają chyba te gigantyczne, ujęte w wielkich, nawet całostronicowych kadrach. Potwory, przestrzenne krajobrazy (zainspirowane m.in. twórczością H. P. Lovecrafta), no i oczywiście charakterystyczne postacie z przydużymi głowami i wyrazistą mimiką, nadają opowieści wyjątkowej aury, takiej trochę nie z tego świata, wykrzywionej, karykaturalnej, a jednak łagodnej i przyjaznej. Sandoval łączy opowieść z siłami natury – wciąż eksponuje niebo, a wiatrowi każę dąć ile pary w płucach, tak jakby właśnie z wiatrem miały się unosić dźwięki gitarowej muzyki. Targane wiatrem są też emocje głównego bohatera.
Doomboy to komiks totalnie ujmujący. Wbija się w łaski czytelnika swoją szczerością i przyjemną prostotą. Otwiera drzwiczki do delikatnego, tęsknego świata, zaprawionego metalową muzyką. Częstuje nas kawałkiem wspaniałego popisu wyobraźni. To wystarczy, by na długo zapaść nam w pamięć.

Tony Sandoval (scen.& rys.), „Doomboy”, tłum. Katarzyna i Małgorzata ‘Margo’ Sajdakowskie, timof i cisi wspólnicy, Warszawa 2013.

[autorka: Dorota Jędrzejewska]

doomboy-2picturebook{komiks można kupić tu: klik! klik}

(moje) komiksy roku 2013, część I

28/12/2013 § 7 Komentarzy


tom gauld

il. Tom Gauld

Wczoraj pisałem o plebiscycie Komiksy Roku 2013 i swoich nominacjach w ramach „grona sędziowskiego”: klik! klik!
Dziś, zgodnie z obietnicą, zaczynam prezentację moich komiksów roku 2013, na pierwszy ogień idą albumy zagranicznych twórców wydanych w bieżącym roku „w Polsce, czyli nigdzie”.
Poniższa lista to moja prywata, w żaden sposób nie starałem się stworzyć obiektywnej listy najlepszych komiksów, to tylko moje osobiste wybory czytelnicze. Dlatego nie podaję uzasadnienia dla takiej, a nie innej kolejności. (Seriale i komiksy dla dzieci będą na osobnych listach).
Można się z nią nie zgadzać lub zgadzać, zapraszam do komentowania i przedstawiania swoich list.

Najlepszy album zagranicznego twórcy wydany w 2013:

1. Joann Sfar (scen. & rys.), „Kot Rabina”, tłum. Grzegorz Przewłocki, Wydawnictwo Komiksowe, Warszawa 2013.
2. Nicolas Presl (scen. & rys.), „Boska kolonia”, Wydawnictwo Lokator, Kraków 2013.
3. Chester Brown (scen. & rys.), „Na własny koszt”, przeł. Hubert Brychczyński, Centrala – Mądre komiksy, Poznań 2013.
4. Joe Sacco (scen. & rys.), „Strefa bezpieczeństwa Goražde”, tłum. Marek Cieślik & Michał Chaciński, Mroja Press, Warszawa 2013.
5. Rutu Modan (scen. & rys.), „Zaduszki”, tłum. Zuzanna Solakiewicz, kultura gniewu, Warszawa 2013.
6. Cyril Pedrosa (scen. & rys.), „Portugalia”, tłum. Wojciech Birek, timof comics, Warszawa 2013.
7. Mark Millar (scen.), John Romita Jr. (rys.), „Kick-Ass”, tłum. Robert Lipski, Mucha Comics, Warszawa 2013.
8. Tony Sandoval (scen. & rys.), „Doomboy”, tłum. Katarzyna & Małgorzata Sajdakowskie, timof comics, Warszawa 2013.
9. Jeph Loeb (scen.), Tim Sale (rys.), „Batman: Długie Halloween”, tłum. Tomasz Sidorkiewicz, Mucha Comics, Warszawa 2013.
10. Tab Murphy (scen.), Thomas Jane (pomysł), Thomas Ott (rys.), „Nowożeńcy”, Kultura Gniewu, Warszawa 2013.

Komiksy Roku 2013

27/12/2013 § Dodaj komentarz


komiksy rokuPlebiscyt Komiksy Roku rozpala „komiksowo” już od czterech lat. W tym roku gospodarzem i koordynatorem projektu został Kuba Oleksak (naczelny „Kolorowych Zeszytów”). To on wybrał i zaprosił „grono sędziowskie”. Z tego co mi wiadomo, to nie jest jego wymarzone „grono”, gdyż niektórzy zaproszeni odmówili udziału. Ja się zgodziłem. Zgodziła się również Dominika Węcławek, a także Tomasz Pstągowski, Krzysztof R. Wojciechowski oraz Rafał Wójcik.
Jak pisał Kuba we wstępniaku na „Kolorowych”: „nie nominujemy wznowień, ani pozycji, które ukazały się poza granicami Polski. W grę wchodzą tylko te tytuły, które miały swoją premierę w 2013 na naszym rynku. Zarówno polskie, jak i zagraniczne, zeszytówki, albumy, integrale, magazyny, ziny, a także webkomiksy”.
Podaję poniżej listę 10 komiksów, które nominowałem do plebiscytu. Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że ta dycha jest kompromisem, na który musiałem się zgodzić, gdyż wybierałem między tym co chciałbym nominować, a tym co mogłem nominować. Każdy z „grona sędziowskiego” nominował kolejno po kilka komiksów, tak aby następni jurorzy mieli jeszcze z czego wybierać, potem kolejny raz dobieraliśmy komiksy do puli. I tak to trwało, aż lista 50 komiksów została domknięta.
Oczywiście można mieć wiele zastrzeżeń co do samej listy, która nam wyszła, sposobu nominacji, nominowanych tytułów (dlaczego jest to? a nie ma tamtego?) oraz takiego a nie innego „grona sędziowskiego”. Nie da się zadowolić wszystkich. W końcu jest to jedynie plebiscyt. Każda ewentualna lista „najlepszych komiksów roku 2013” jaka powstała, powstanie, bądź mogła by powstawać będzie tylko i wyłącznie listą subiektywnych preferencji czytelniczych.
W ciągu najbliższych kilku dni przedstawię swoje własne pięć list, każda z nich będzie liczyła sobie po 10 tytułów: „Najlepszy album polskiego twórcy”, „Najlepszy album zagranicznego twórcy”, „Najlepszy picture book oraz komiks dla dzieci”, „Najlepszy zeszyty serii trwającej lub zakończonej” oraz „Najlepszy album obcojęzyczny”. A teraz zapraszam do zapoznania się z moim wyborem dla Komiksy Roku 2013 (kolejność jest alfabetyczna, nie odpowiada gradacji od 1 do 10), a także do wzięcia udziału w plebiscycie: klik! klik!
komiks roku – Nicolas Presl (scen. & rys.), „Boska kolonia”, Wydawnictwo Lokator, Kraków 2013.
– Delphine Bournay (teks & il.), „Chrupek i Miętus – dzikie zwierzęta”, tłum. Jadwiga Jędryas, Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2013.
– Tony Sandoval (scen. & rys.), „Doomboy”, tłum. Katarzyna & Małgorzata Sajdakowskie, timof comics, Warszawa 2013.
– Sławomir Mrożek, „Mrożek w obrazach”, Noir Sur Blanc, Kraków 2013.
– Łukasz Bogacz & Wojciech Stefaniec (scen.), Wojciech Stefaniec (rys.), „Noir”, timof comics, Warszawa 2013.
– Naoki Urasawa & Osamu Tezuka (scen.), Naoki Urasawa (rys.), „Pluto #8”, tłum. Radosław Bolałek, Wydawca: Hanami, [bmw] 2013.
– Cyril Pedrosa (scen. & rys.), „Portugalia”, tłum. Wojciech Birek, timof comics, Warszawa 2013.
– Lewis Trondheim (scen. & rys.), „Ralph Azham #1: Czy oszukuje się tych, których się kocha?”, tłum. Katarzyna Sajdakowska, timof comics, Warszawa 2013.
– Michał Rzecznik (scen. & rys.), „Warszawa”, Wydawnictwo ANTY, Warszawa 2013.
– Hermann {właśc. Hermann Huppen} (scen. & rys.), „Wieże Bois-Maury #2: Heloiza de Montgri”, tłum. Grzegorz Przewłocki, Wydawnictwo Komiksowe, Warszawa 2013.

eighteen best comics/2009

27/02/2011 § Dodaj komentarz


[Notka napisana we wrześniu 2009, teraz ją jedynie przepisałem: pomyślałem, że wyrzucę na łóżko, a potem zrobię spis najciekawszych komiksów, jakie czytałem w ostatnim roku, od sierpnia ’08 do sierpnie ’09; kolejność i ilość jest jak najbardziej przypadkowa:]

#1 Ivan Brun (scen. & rys.), „Bez komentarza”, Kultura Gniewu, Warszawa 2009; #2 Garth Ennis (scen.), Steve Dillon (rys.), „John Constantine, Hellblazer: Chora miłość”, tom 3, przeł. Paulina Braiter, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2009; #3 Jean David Morvan (scen.), Philippe Buchet (rys.), „Armada: Odzyskane wspomnienia”, tom 10, przeł. Maria Mosiewicz, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2008; #4 Brian Azzarello (scen.), Eduardo Risso (rys.), „100 naboi: Pierwszy strzał, ostatnie ostrzeżenie”, tom 1, przeł. Adam Biały, Wydawnictwo Mandragora, Wrocław 2002; #5 Brian K. Vaughan (scen.), Pia Guerra (rys.), Paul Chadwick (rys.), „Y: ostatni z mężczyzn – Jeden mały krok”, tom 3, tłum. Krzysztof Uliszewski, Wydawnictwo Manzoku, Wrocław 2009; #6 Brian K. Vaughan (scen.), Pia Guerra (rys.), „Y: ostatni z mężczyzn – Cykle”, tom 2, tłum. Krzysztof Uliszewski, Wydawnictwo Manzoku, Wrocław 2009; #7 Grant Morrison (scen.), Frank Quitely (rys.), „WE3”, tłum. Maciej Drewnowski, Wydawnictwo Taurus Media, Piaseczno 2006; #8 Greg Rucka (scen.), Steve Lieber (rys.), „Whiteout: Zamieć”, tom 1, tłum. Jacek Drewnowski, Wydawnictwo Taurus Media, Piaseczno 2006; #9 Greg Rucka (scen.), Steve Lieber (rys.), „Whiteout: Odwilż”, tom 2, tłum. Jacek Drewnowski, Wydawnictwo Taurus Media, Piaseczno 2006; #10 Brian Azzarello (scen.), Marcelo Frusin (rys.), Danijel Zezelj (rys.), Werther Dell’edera (rys.), „Loveless: Burza nad Blackwater”, tłum. Robert Lipski, Wydawnictwo Mucha Comics, Warszawa 2008; #11 Bill Willingham, Mark Buckingham, Craig Hamilton, Steve Leialoha, P. Craig Russell, „Baśnie: Marsz drewnianych żołnierzyków”, tom 4, tłum. Maja Kostecka, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2009; #12 Mike Carey & Peter Gross & Ryan Kelly & Dean Ormston, „Lucyfer: Potępieńcze związki”, tom 3, tłum. Paulina Braiter, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2009; #13 Brian Wood & Riccardo Burchielli, „DMZ: W strefie”, tom 1, przeł. Krzysztof Uliszewski, Wydawnictwo Manzaku, Wrocław 2008; #14 Brian Azzarello (scen.), Marcelo Frusin (rys.), „Loveless: Huczny powrót do domu”, tłum. Robert Lipski, Wydawnictwo Mucha Comics, Warszawa 2008; #15 Brian K. Vaughan (scen.), Niko Henrichon (rys.), „Lwy z Bagdadu”, tłum. Tomasz Sidorkiewicz, Wydawnictwo Mucha Comics, Warszawa 2008; #16 Neil Gaiman (scen.), Dave McKean (rys.), „Sygnał do szumu”, tłum. Michał Cetnarowski, Wydawnictwo Egmont Polska Sp. z o.o., Warszawa 2009; #17 Tony Sandoval (scen. & rys.), „Trup i sofa”, tłum. Magdalena Kurzyna, Wydawnictwo Taurus Media, Piaseczno 2009; #18 José Carlos Fernandes (scen. & rys.), „Najgorsza kapela świata. Występ pierwszy i drugi”, tłum. zbiorowe, Wydawnictwo Taurus Media, Piaseczno 2008.

świat komiksów

świat komiksów

Wyniki wyszukiwania

You are currently viewing the search results for Sandoval.