Tim i Miki w Krainie Psikusów
25/07/2016 § Dodaj komentarz
Tim i Miki w świecie na opak
Komiks Tim i Miki w Krainie Psikusów zaczyna się dramatycznie. W pierwszym kadrze albumu widzimy tytułowych bohaterów, którzy ze strachem, głośno przełykają ślinę. Niepomni na ostrzeżenia Czarnego Bosmana zdenerwowali Kapitana Marszczybrewkę, a przecież wilk morski wyraźnie przestrzegał przed takim postępowaniem. Zaraz, zaraz. Nie taki jednak jest początek tej historii. Przewróćmy kilka stron i razem z chłopakami zacznijmy opowieść jeszcze raz, ale od początku. Ustalmy dlaczego Tim i Miki znaleźli się w Krainie Psikusów i jak się tam dostali?
Fabuła zaczyna się od niepokojącego zdarzenia: pewnego poranka w niejasnych okolicznościach zniknęli rodzice wszystkich dzieci w okolicy. Gdzie się podziali? Coś się z nimi stało? Ktoś ich porwał? Kto? Gdzie teraz są? Wrócą? Nasi bohaterowie ruszają na poszukiwania. Misja ratunkowa wiedzie ich do tytułowej Krainy. Tylko jak się tam dostali? Ano zwyczajnie: pomiędzy szafą, ścianą a parapetem znajdują się magiczne i tajne „wrota”.
Scenarzysta postawił na zwariowane i miejscami troche absurdalne przygody dwóch chłopców, którzy są serdecznymi przyjaciółmi. Świat, w którym się znajdują nie jest oczywisty, bo wszystko w nim wypada na opak. Źli piraci wcale nie są źli, ani podli. A Lord Valdemar, który ma do odegrania w opowieści rolę czarnego charakteru, nie porwał rodziców, jeno… Pisarz nie odkrywa wszystkich karty od razu, wprawnie stopniuje napięcie, pozwalając swoim bohaterom (i czytelnikom), aby sami zrozumieli nadrzędną zasadę, która obowiązuje w magicznej krainie. Tim i Miki mają sporo przygód, spotykają na swojej drodze wiele przedziwnych i niewiarygodnych postaci, a całość kończy się wyborną fetą.
Zasadniczo Tim i Miki w Krainie Psikusów to rzecz przeznaczona dla przedszkolaków i uczniów pierwszych klas szkoły podstawowej. Należy podkreślić, że Dominik Szcześniak zabawił się konwencją, z którą pisana jest większość komiksów dla dzieci. Zignorował prostotę i oczywistość, zdecydował się na nielinearną narrację, nagłe i częste zwroty akcji, powtórzenia (kilka początków), słowotwórstwo, retardacje i antyfrazy. Nieszablonowe rozwiązania zastosowane przez scenarzystę mogą się dzieciom wydawać chaotyczne, choć takie nie są! Sposób prowadzenia akcji nie jest chaotyczny, a zręcznie zbudowany. Zapoznanie się z nią i właściwe „ułożenie” wymaga wysiłku, który musi zostać podjęty przez rodziców. To na nich spoczywa odpowiedzialność, aby wprowadzić milusińskich w nieoczywiste i bardziej skomplikowane konstrukcje. Czytam dużo książek i komiksów dla dzieci, jestem zdania, że należy wymagać i komplikować: używać trudnych słów, nadawać przedmiotom dokładne nazwy (nawet jeśli nie są w codziennym użyciu), wprowadzać różnorakie środki stylistyczne i formy narracji. Nie ma co nadmiernie upraszczać. I dlatego recenzowana pozycja tak mocno przypadła mi do gustu.
Piotr Nowacki przyzwyczaił nas, że bardzo dobrze radzi sobie z budową postaciami, świetnie rysuje zwierzęta i baśniowych bohaterów. Niezbyt często jednak rysuje ludzi, a szkoda. Chłopcy i piraci są strasznie fajnie przedstawieni, oczywiście, artysta podtrzymuje swój charakterystyczny i rozpoznawalny cartoonowy styl, który dobrze sprawdza się w komiksie dziecięcym, a jednocześnie jest miły dla oka. Pewnie ciężko za pomocą kilku kresek oddać ekspresję i mimikę, a jednak patrząc na postaci nie mamy wątpliwości kiedy są zdziwieni, przestraszeni czy zbici z tropu. Oszczędne tła nie rozpraszają, a kierują uwagę czytelnika ku bohaterom.
Album, który trzymam w ręku to drugie wydanie – zmienione i poszerzone. Ukazało się staraniem oficyny Ongrys, pierwsze było darmową publikacją dystrybuowaną podczas Festiwalu Komiksowa Warszawa w 2013 roku. Zmiany są widoczne gołym okiem: komiks wydano na kredowym papierze w formacie A4, co pozytywnie wpłynęło na przejrzystość ilustracji i przystępność tekstów w dymkach. Album posiada zupełnie nową okładkę. Dodano także stronę tytułową, której nie było w pierwszym wydaniu. W materiałach bonusowych dostaliśmy: kilkuplanszową historię z Lordem Valdemarem w roli głównej, zatytułowaną Dary losu, garść rysunków Nowackiego ze szkicownika postaci oraz poprzednią okładkę. Zmiany poszły nawet dalej, dowiedziałem się od rysownika, że pierwszy kadr został delikatnie podrasowany, żeby lepiej czytało się dymki (we właściwej kolejności), że cała jedna plansza została przerysowana (ta przedstawiająca pierwsze spotkanie chłopaków z Buziakowcami) i, że postacie z Kubusia Puchatka na ścianie Mikiego zastąpiono anonimowymi zwierzakami.
Na grzbiecie tomu znaleźć możemy magiczną cyferkę „1”, która sugeruje, że autorzy i wydawca mają w planach kontynuację. W związku z tym faktem, mam nadzieję, że rychło zapoznamy się z kolejnymi przygodami Tima i Mikiego.
Dominik Szcześniak (sc.), Piotr Nowacki (rys.), „Tim i Miki #1: W Krainie Psikusów”, Wydawnictwo Ongrys, wyd. II (zmienione), Szczecin 2016.
[scenariusz: 4, rysunki: 5+, kolory/cienie: 4-]
{komiks można kupić tu: klik! klik!}
Recenzja napisana dla serwisu Gildia Komiksu, klikać :tu: tak! :tu:
Moe to moja komiksowa wizytówka… – rozmowa z Piotrem Nowackim
30/03/2016 § 5 Komentarzy
Moe to moja komiksowa wizytówka… – z Piotrem Nowackim z okazji reedycji komiksu rozmawia Maciej Gierszewski
Od premiery komiksu Moe minęło 5 lat. Dlaczego po takim czasie zdecydowałeś się na reedycję?
Piotr Nowacki: To była spontaniczna decyzja. Przeczytałem recenzję Moe napisaną przez Łukasza Kowalczuka dla Ziniola, tam pada taka sugestia, że ten komiks lepiej sprawdziłby się w mniejszym formacie i z dwoma kadrami na stronie. Pierwszego wydania nie ma już na rynku, więc postanowiłem wznowić tę pozycję w zmienionej formie. Całość poskładał i przygotował do druku Łukasz Mazur, mój druh z ekipy Pokembry.
Czym różni się bieżące wydanie od poprzedniego?
PN: Zmienił się format z poziomego na pionowy, plus, jak wspomniałem, układ kadrów – po dwa na stronę, zmniejszyliśmy rozmiar. Jest oczywiście nowa okładka, poprawiłem kilka drobiazgów w kadrach i na koniec dodaliśmy notkę biograficzną z namiarami na moje miejsca w sieci, mail i telefon. Dzięki temu Moe jest w pewnym sensie moją komiksową wizytówką.
Moe i kilka innych Twoich pozycji, to komiksy bez słów. Wolisz rysować tego typu historie? Czy praca nad nimi jest trudniejsza? Jeśli tak, to na czym polega owa trudność?
PN: Może nie tyle wolę, ale kiedy już zabieram się za autorski projekt, to jakoś naturalnie jest to historyjka bez słów. Może to wynika z obawy, że nie będę potrafił napisać dobrych dialogów. Narysowałem całkiem sporo komiksów bez słów (większość do scenariuszy Sztybora), co sprawia, że pewnie lepiej sobie radzę z tego typu narracją, lepiej ją czuję.
Najtrudniej jest chyba czytelnie i płynnie opowiedzieć w ten sposób historię. To, co mi jako twórcy wydaje się oczywiste, dla czytelnika może takie nie być. Trzeba więc być uważnym i krytycznym, potrafić spojrzeć na własny twór z boku. Dobrze jest też pokazywać swoje produkcje innym, żeby ewentualnie zgłosili jakieś uwagi.
Jakiś czas temu mówiłeś: „Najbardziej jestem dumny z moich autorskich zeszycików, czyli z Om i Moe, właśnie dlatego, że udało mi się bez niczyjej pomocy stworzyć jakieś dłuższe opowieści. Mam nadzieję, że będzie mi się udawało publikować jeszcze takie rzeczy pomiędzy dużymi, poważnymi projektami rysowanymi do cudzych scenariuszy”. Czy udaje Ci się realizować autorskie komiksy?
PN: Właśnie jestem na finiszu prac nad takim komiksem. Jest to historyjka bez słów (znów!), opowiedziana na 40 kwadratowych planszach. Tytuł roboczy: Yerp i ostatecznie tak właśnie będzie brzmiał. Zostało mi do narysowania 5 plansz i okładka, więc jest szansa, że uda się go opublikować na majowy Festiwal Komiksowa Warszawa.
Mam wrażenie, że ostatnio rysunkowo mocno się udzielasz. Rzuciłeś pracę etatową i zająłeś się tylko twórczą pracą?
PN: To prawda. Ostatnie pół roku to codzienne rysowanie, często po kilkanaście godzin. Tak się złożyło, że po 13 latach, to praca w korporacji rzuciła mnie. Dlatego postanowiłem zająć się rysowaniem na pełen etat. Tym samym od kilku miesięcy realizuję swoje marzenie. Póki co na nudę nie narzekam, cały czas mam co robić. Komercyjne zlecenia, które dotychczas realizowałem i realizuję, są bardzo fajne i wykonuję tę pracę z przyjemnością. Oprócz rysowania komiksów są i ilustracje do książek, więc ciekawa twórcza robota.
Można gdzieś czytać Twoje komiksy dla dzieci? W jakiś gazetach czy magazynach? Wdaje mi się, że coś widziałem w „Fika”, ale gdzieś jeszcze?
PN: Tak, od dłuższego czasu w magazynie „Fika” ukazuje się seria Leśniaki, do której Sztybor pisze scenariusze, a ja rysuję. Są to dwuplanszowe historyjki bez słów. Mam nadzieję, że jak uzbiera się porządna ilość materiału, to wydamy jakiś zbiorczy album. Dodatkowo komiks z moimi rysunkami ukazuje się w miesięczniku „Abecadło”. To jednoplanszówki opowiadające o przygodach zajączka i misia, które dostosowane do głównego tematu numeru (zimowe zabawy, karnawał, nadejście wiosny…). Scenariusz dostaję z wydawnictwa, a kolory na moje plansze kładzie Joanna Szłapa, która kolorowała Ostatniego Żubra Tomka Samojlika.
W każdy poniedziałek i czwartek zapraszam również na stronę Smutek jako ostateczna forma buntu, na której wspólnie z Kajetanem Kusiną tworzę komiks internetowy.
Z tego co mi wiadomo, to narysowałeś już trzeci album z serii Detektyw Miś Zbyś na tropie, a teraz go Norbert koloruje. Prawda? Proszę zdradź trochę informacji, o czym opowiada.
PN: Norbert już pokolorował, a komiks czeka tylko na wypisanie dymków i skład. W trzeciej części bohaterowie prosto z dzikiego zachodu lecą na księżycową stację kosmiczną. Tam muszę rozwikłać zagadkę znikających na stacji żarówek i akumulatorów. Na naszych małych czytelników, jak zwykle czekają, szalone pościgi, jeszcze bardziej kolorowe i gęste rozkładówki. A rodzice będą mogli wyłapywać nawiązania do popkultury, których w tym tomie jest całkiem sporo. Sam bardzo lubię rozkładówkę z kosmicznym złomowiskiem, na którym można będzie rozpoznać przeróżne pojazdy znane z filmów, komiksów i seriali sci-fi.
Nad czym teraz pracujesz?
PN: Od kilku miesięcy realizuję duże zlecenie ilustratorskie dla wydawnictwa Tashka, ale szczegółów na razie nie będę zdradzał. Jestem bardzo blisko ukończenia. Finiszuję z rysowaniem Yerpa, a wczoraj na maila dostałem nowy scenariusz od Sztybora. Co miesiąc muszę oddać planszę do miesięcznika dla dzieci „Abecadło”. Sporo się dzieje, a będzie działo się jeszcze więcej. Wraz z moimi chwatami z ekipy Pokembry (Łazur i Sztybor) planujemy mnóstwo świetnych projektów, z których ogromnie się cieszę.
Dziękuję, Piotrze, za rozmowę.
Piotr Nowacki (scen. & rys.), „Moe”, wyd. II, poprawione, 2016. Zamawiać można tu: klik! klik! Piotr Nowacki o sobie: Zajmuję się tworzeniem komiksów, ilustracji oraz projektów postaci. Publikowałem w licznych magazynach i antologiach komiksowych. Mam na koncie kilka wydanych albumów komiksowych. Najważniejsze z nich: Tainted oraz wersja na iPad, It’s Not About That, seria Detektyw Miś Zbyś na tropie, Tim i Miki. W Krainie Psikusów, Moe, Om. Zilustrowałem kilka książek dla dzieci z serii Bohaterowie z boiska oraz wykonałem serię projektów postaci do aplikacji edukacyjnej dla dzieci Anifacts Africa. W latach 2009-2011 byłem redaktorem naczelnym magazynu komiksowego „Karton”. Brałem udział w zbiorczych wystawach komiksu polskiego m.in. na Węgrzech, w Izraelu, na Litwie. Mój blog tu: klik! klik! A strona na fejsiku tu: klik! klik!
{komiks można kupić tu: klik! klik!}